Chomski pieczę nad biało-czerwonymi sprawował w 2005 roku i doprowadził ich do złotego medalu. Doskonale więc wie z czym to się je. Wybory Marka Cieślaka skomentował, ale nie wydały mu się one kontrowersyjne. Choć mnóstwo ludzi pod wątpliwość poddaje obecność w reprezentacji Macieja Janowskiego. - Trener ma swoje kryteria i poglądy, którymi się kieruje. Można oczywiście oceniać indywidualnie czy odpowiednio wybrał, ale tak naprawdę będzie dobrze jak zdobędziemy złoto. Mnie krytykowano w 2005 roku, gdy powoływałem do reprezentacji Rune Holte. Ale kiedy po kilku latach przerwy zdobyliśmy ten medal z najcenniejszego kruszcu w 2005 roku wszyscy bili nam brawo. Dlatego nie dyskredytowałbym powołań Marka Cieślaka. Zna Maćka Janowskiego bardzo dobrze, można powiedzieć od pierwszy kroków stawianych na torze. Chce zapewne też wpuścić świeżą krew do reprezentacji - powiedział.
- Można gdybać przed turniejem, że Walasek jest ostatnio w świetnej formie. Nie jestem jednak menedżerem kadry Polski i nie chcę nawet podejmować się takiej polemiki i licytacji kto byłby w tym momencie lepszy do reprezentowania naszego narodowego zespołu. To Marek Cieślak jest rozgrzeszany z wyniku, dlatego nie potrzeby żebym ja wgłębiał się w tę selekcje. Mamy trzech pewniaków, którzy startują w Grand Prix i ich obecność w kadrze raczej nie podlega dyskusji. A jak ten tercet pociągnie wynik to jestem zdanie, że to czwarte ogniwo także się dostosuje do poziomu reszty ekipy - dodał.
Dla 56-letniego szkoleniowca największym pechowcem jest jednak Adrian Miedziński. Mimo to wiele nacji jedzie osłabionych i przynajmniej awans z częstochowskiego półfinału nie powinien przysporzyć podopiecznym "Narodowego" większych problemów. - Ja strasznie ubolewam nad tym, że Adrian Miedziński uległ temu groźnemu upadkowi w Pradze. Liczę, że faktycznie w wyniku tych osłabieni reszty reprezentacji awans do finału będzie w jakimś stopniu formalnością. Mam nadzieję tylko, że te wydarzenia wśród innych drużyn nie uśpią naszej czujności, czy też motywacji i determinacji do osiągnięcia sukcesu. Trzeba tej reszcie chłopaków życzyć powodzenia - oznajmił.
Trener reprezentacji żużlowej od wielu już lat łączy funkcje będąc zarazem zatrudnionym w którymś z klubów. Cieślak, który prowadzi także Unię Tarnów często podkreśla, że nie jest to najfortunniejsze rozwiązanie. Według niego selekcjoner powinien być całkowicie oddany kadrze. Wiąże się to też jednak z odpowiednimi apanażami. - Faktycznie szkoda, że kierujący biało-czerwonymi nie ma na tyle czasu, aby obserwować kandydatów do reprezentacji w takim wymiarze jakby chciał. Będąc zarazem trenerem klubowym trudno te sprawy połączyć. Jest "akcja DPŚ", zbieramy ekipę i jedziemy. No ale to być może jest tylko mój subiektywny pogląd - zakomunikował.
Od zeszłego sezonu mamy sytuację, że organizator finału DPŚ ma z urzędu miejsce w finale. Cierpi na tym poziom rozgrywek, bo za tegoroczny cykl wzięli się Czesi, którzy będą tam raczej dostarczycielem punktów. Oznacza to również, że kosztem gospodarza w finale zabraknie jednego z potentatów. - To jest chyba spowodowane tym, że coraz trudniej znaleźć chętnego na organizację turniejów DPŚ. To wszystko nie są małe koszty. I uważam, że prestiż przez to upada. Gdyby były większe finanse i nagrody, więcej krajów "przytuliłoby" te zawody. A co za tym idzie ten prestiż byłby wysoki. Być może wtedy gospodarz nie byłby z góry organizatorem. Ale to już pozostawmy władnym, pewnie są ku temu powody, że tak jest a nie inaczej - zakończył.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!