Nic bardziej trafnego nie przychodzi mi jednak do głowy, kiedy myślę o najnowszej decyzji FIM, redukującej liczbę turniejów, które wyłonią Mistrza Świata Juniorów w 2013 roku. Zamiast 6 imprez będą 3. Światowa federacja z kalendarza rozgrywek wyrzuciła dwa turnieje argentyńskie i jeden łotewski. Teoretycznie to źle, bo ta decyzja zabija ideę promocji speedwaya na krańcach świata, ale praktycznie to dobrze, bo taka promocja jaką oglądaliśmy w IMŚJ w minionym roku zakrawa na kpinę. Dwa turnieje w południowoamerykańskim słońcu pod koniec roku były nie tyle propagowaniem żużla, co zwykłym markowaniem propagowania. Kibice w Europie żyli już wtedy zbliżającym się okresem transferowym, a młodzi żużlowcy, skrajnie wyczerpani sezonem, nie mieli już sił, czasu a nade wszystko pieniędzy na transatlantyckie eskapady.
Siłowe upychanie dwóch odsłon mistrzowskiego cyklu pod koniec roku z promocją ma naprawdę niewiele wspólnego. Poza tym, jak przekonał ubiegły rok, im dalej tym nudniej. Po 5 turniejach było wiadomo, że na złoty medal szanse ma tylko dwóch żużlowców, a reszta poleci do Buenos Aires głównie po to, żeby zobaczyć trawy, które wypasły Diego Maradonę. Emocji właściwie nie było, zainteresowania ze strony kibiców i mediów też niewiele, dlatego FIM wyszła ze słusznego założenia, że speedwayem nie można nikogo męczyć, bo przecież w swojej idei ma on przynosić radość. 3 turnieje w zupełności wystarczą, im jest ich więcej tym mniejszy mają prestiż. Wyobrażacie sobie co by było gdyby FIFA piłkarski mundial organizowała nie co 4 lata, a co rok. Jestem przekonany, że po kilku latach meczami fascynowaliby się już tylko pasjonaci, a i sami piłkarze nie zostawialiby na boisku serc, mając świadomość, że jak nie teraz to za rok, po co się wysilać. Wszystko może się przejeść i mam wrażenie, że rozdmuchany do granic wytrzymałości serial, wyłaniający młodzieżowego mistrza, też mógłby się znudzić, jeżeli nie znudził się już w ubiegłym roku.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fan page na Facebooku. Zapraszamy!
Całym sercem jestem oczywiście za tym, żeby Argentyna poznała i zakochała się w żużlu, ale żeby miłość do speedwaya tam rozpalić potrzeba metod podobnych do tych, które BSI stosuje w Nowej Zelandii. Organizuje tam jeden z turniejów Grand Prix na początku roku, kiedy spragniony metanolu kibic jest gotów zerwać się w środku nocy z łóżka, żeby zobaczyć boje Gollobów z Pedersenami, wszyscy mają poczucie, że to jest impreza ważna i nie można jej zbagatelizować. Sponsorzy, media i kibice o nowozelandzkim ściganiu trąbią już na miesiąc przed startem i takie okoliczności rzeczywiście pomagają żużlowi rozkwitać, a to prowadzi do wniosku, że jeżeli już promować speedway w Argentynie to tylko poprzez Grand Prix. Szybciej się Gaucho zauroczy walką Holdera z Hancockiem, niż – przy całym szacunku – Aspgrena z Milikiem.
Michał Korościel - Dziennikarz RADIA ZET i SportoweFakty.pl