Andrzej Matkowski: Swoje setne Grand Prix obejrzy pan w dalekiej Nowej Zelandii. Ciekawe miejsce na taki jubileusz ...
Zbigniew Sitkowski: Co prawda nie miałem tego w planie, bo zamierzałem raczej pojechać na olimpiadę do Londynu. Jednak kiedy dowiedziałem się, że koledzy się wybierają, to mimo drobnej kontuzji biodra zdecydowałem się na ten wyjazd.
Czy planuje pan jakoś szczególnie uczcić taką wyjątkową okazję?
- Kolega Jurek Kanclerz trochę pomógł mi w organizacji tego jubileuszu, ja dostarczyłem produkty żywnościowe, i jeszcze przed wyjazdem z naszą żużlową rodziną symbolicznie uczciliśmy tę okazję.
A może inni uczestnicy wyjazdu przygotują dla pana jakąś niespodziankę?
- Myślę, że tak. Znają mnie ze wspólnych wyjazdów i wiedzą o moim jubileuszu. Często byłem prowodyrem tych żużlowych wycieczek, wciągnąłem w to całą swoją rodzinę - żona była ze mną trzynaście razy, siostra pięć, także zięć, do tego młody wnuk już pięć razy był. Chcę zarazić żużlowym bakcylem naszą młodzież.
Jak zaczęła się pana przygoda z turniejami Grand Prix?
- Uczestniczę w nich od początku cyklu. Z panem Jurkiem Kanclerzem zapoznałem się na finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Warszawie, gdzie wygrał Drabik z kompletem punktów. Od tego czasu zaczęliśmy wspólnie jeździć na turnieje Grand Prix.
Czy woli pan samotne wyjazdy na poszczególne turnieje, czy raczej wybiera się pan w zorganizowanej grupie kibiców?
- Zdecydowanie wolę te wspólne podróże. Miałem co prawda również indywidualne wyjazdy, jednak te grupowe zawsze wiążą się z jakimiś ciekawymi sytuacjami. Jeden wspominam szczególnie. Zadzwonił do mnie pan Jurek i zaproponował wyjazd na Grand Prix do Sztokholmu. Okazało się, że pojechaliśmy tylko we dwójkę, a podróż odbywała się pociągiem!
W takcie tych stu turniejów zapewne nie brakowało wyjątkowych chwil. Czy któreś zapadły panu szczególnie w pamięci?
- Bardzo szanuję Tomka Golloba i praktycznie od początku te wyjazdy odbywają się za nim. Szczególną radość wywołał moment, kiedy w końcu zdobył ten upragniony tytuł Mistrza Świata. Oczywiście po tym nie zakończyliśmy naszych wyjazdów - on się nie wycofał z rywalizacji, to i ja nie zamierzam!
Nie wypominając wieku, skąd czerpie pan siły na kolejne wyjazdy?
- Witalność jeszcze we mnie tkwi. Połknąłem tego bakcyla i nie mam teraz innego wyjścia. Z żużlem można powiedzieć, że jestem związany rodzinnie. Od 1948 roku mój ojciec był skarbnikiem sekcji żużlowej w Chełmnie, gdzie prezesem był trzykrotny Mistrz Polski Jan Witkowski, a sekretarzem był pan Władysław Knap. Jego syn w tej chwili prowadzi sekcję crossową w Chełmnie. Mieliśmy w Chełmnie restaurację i praktycznie cały sztab znajdował się u mojego ojca. Jeździliśmy na zawody, w których startowało się jeszcze na motocyklach przystosowanych, w różnych klasach pojemności silników. Zawody naszego regionu odbywały się w Chełmnie, Grudziądzu i Toruniu. Na stadionie w Chełmnie nie było żadnych band, tylko gospodarze przywozili bale słomy i tak się zabezpieczało tor. Tak się rozpoczęła ta moja przygoda z żużlem.
Czy określił pan sobie jakiś cel w ilości zobaczonych turniejów Grand Prix?
- Nie chcę zakończyć na tej setce i jeśli tylko zdrowie pozwoli, bo dobijam do osiemdziesiątki, jeśli chodzi o wiek, to w dalszym ciągu będę uczestniczył w kolejnych turniejach.
Czy skupia się pan tylko na turniejach o Indywidualne Mistrzostwo Świata, czy obserwuje pan też inne rozgrywki?
- Interesują mnie wszystkie rozgrywki żużlowe - posiadam karnet na imprezy w Bydgoszczy, regularnie jeżdżę również na mecze wyjazdowe Polonii. To jest mój priorytet. Czasami wybiorę się również na zawody do Grudziądza, bo stamtąd pochodzi mój zięć.
Życzę w takim razie kolejnej setki turniejów Grand Prix na koncie i niezapomnianych wrażeń podczas wyjazdu do Auckland!
Zbigniew Sitkowski: On się nie wycofał z rywalizacji, to i ja nie zamierzam!
Turniej w Auckland, otwierający tegoroczny cykl zmagań o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata na żużlu, będzie szczególny dla Zbigniewa Sitkowskiego, kibica z podbydgoskiego Kokocka. Pan Zbyszek świętować będzie swoje setne Grand Prix! Specjalnie dla czytelników portalu SportoweFakty.pl opowiedział o tym jubileuszu, a także swoich żużlowych początkach.
Źródło artykułu: