Zenon Plech jest jedną z wielu wybitnych postaci polskiego żużla, która obserwuje walkę Victorii Piła o start w II lidze. Były żużlowiec zauważa, że w przypadku braku drużyny znad Gwdy w rozgrywkach, czarny sport może na dobre zniknąć ze stadionu przy Bydgoskiej. - Śledzę sytuację Piły na bieżąco i najbardziej mnie smuci to, że nie daj Boże w przypadku, gdyby żużel w tym mieście miał upaść, to już się nie odbuduje. Póki jeżdżą to jest zapał, chęć i ludzie z ochotą do pracy. Temu należy przyklasnąć! O takich ludzi należy dbać. Dają gwarancję, że uregulują zobowiązania wobec zawodników, a w przypadku końca żużla w Pile jest to wątpliwe. Nie mogę zrozumieć dlaczego rzuca się takie kłody pod nogi ludziom, którzy chcą coś zrobić i robią to za bardzo małe pieniądze. Praktycznie w czynie społecznym.
Legendarny zawodnik dostrzega również w tym pojedynczym przypadku szerszy problem. Jego zdaniem jednym z podstawowych celów żużlowej centrali musi być pomoc upadającym ośrodkom. - Trudno mi ocenić PZMot. Uważam, że decyzje tego organu powinny wspierać wszelkie działania dążące do reaktywowania klubów lub ich utrzymywania. Jeżeli drużyny nie będą jeździły, to będzie mniej zwyczajnych członków i powiedzmy, że nie jest to profesjonalne podejście do sportu.
- Przepraszam bardzo jakie rujnowanie budżetów? Przez wiele lat kluby jeździły Węgry, Ukrainę, Łotwę… To nie są koszta? Jakie było do tego dofinansowanie? - pytał retorycznie Zenon Plech odpowiadając na głosy, jakoby dodatkowy mecz był zbyt dużym obciążeniem finansowym dla drugoligowych drużyn.