- W pewnym momencie był to koszmar, który chciałem by jak najszybciej się zakończył. Jakbyśmy tak jechali dalej to nic by z medali nie było. Jednak myślenie, zmiany, wspólna praca przyniosły efekty dzięki czemu wygraliśmy - powiedział po wygranym finale DPŚ Tomasz Gollob.
Na początku zawodów Polacy spisywali się dość słabo i po pierwszej rundzie z 6 punktami na koncie zajmowali trzecie miejsce. Po ósmym wyścigu do najlepiej punktujących Australijczyków brakowało im już 8 oczek. - Przez pierwsze osiem biegów nic praktycznie się nie działo. Wszyscy byliśmy bardzo dobrze przygotowani, jednak konkurencja dobrze jechała. Australijczycy postawili wysoką poprzeczkę. Przecież to znakomici zawodnicy, więc nie ma się co dziwić. W pierwszym moim biegu zdefektowało mi sprzęgło, więc dlatego przyjechałem na trzeciej pozycji. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Wiozłem pierwsze miejsce, następnie drugie, potem trzecie. W kolejnym biegu już było lepiej - opowiedział zawodnik.
W dziewiątym biegu pierwsze zwycięstwo odniósł Tomasz Gollob. W kolejnym więc zastąpił Piotra Protasiewicza jadąc jako joker. Co czuł kiedy wyjeżdżał do tego ważnego, bo podwójnie punktowanego biegu? - Zdawałem sobie sprawę że od tego jokera zależy nasz tytuł, gdyż Australia przewodziła już ośmioma punktami nad nami. Była taka myśl, że jeżeli to nie wyjdzie to będzie po medalu. Zdawałem sobie sprawę, że nie mogę zjechać z toru bez sześciu punktów. To po prostu nie wchodziło w grę. Przyznam szczerze, że w tym biegu postawiłem wszystko na jedną kartę. Z trzeciej pozycji przedarłem się na drugą, potem na pierwszą i tym sposobem ich przewaga punktowa była już mniejsza. Nie chcę nawet myśleć co byłoby, gdyby to nie wyszło. Myślę, że to joker zapoczątkował tę dobrą passę - przyznał aktualny mistrz świata.
Zadowolony ze zwycięstwa Tomasz Gollob
Zawodnik miejscowej Caelum Stali jadąc jako joker pewnie wywalczył 6 punktów i strata do Australijczyków zmalała do punktu. - Czułem po raz kolejny, że nie zawiodłem co jest bardzo ważne. To jest ważniejsze niż cokolwiek innego – nie zawieść kraju, kibiców, moich kolegów którzy patrzą na to a wkładają wielki trud w przygotowania. Po prostu – nie zawiodłem .
Początek zawodów nie był zbytnio udany dla polskiej ekipy. Już pierwsze biegi pokazały, że biało-czerwonym nie będzie łatwo obronić tytuł mistrzów świata. Już inauguracyjna seria startów nie przyniosła Polakom żadnego indywidualnego zwycięstwa, co skutkowało zaledwie sześcioma punktami na koncie. Pomimo słabego początku, polscy zawodnicy dając z siebie wszystko wywalczyli puchar Ove Fundina. - Uważam, że to jest jak z wojną, kiedy idąc na bitwę człowiek się jednoczy. Również wtedy potrafimy wznieść się na wyżyny i w tym naszym przypadku było podobnie. Obudziła się w nas ta jedność, zaczęliśmy sobie pomagać, wzajemnie się porozumiewać. Jedziemy w tym momencie dla naszego kraju, kibiców. Jesteśmy tak naprawdę tylko po to, by tego dzieła dokonać. Ten medal, tytuł i to co robimy w tym czasie jest naprawdę dla kraju, byśmy mogli być dumni z tego, że jesteśmy silną i najlepszą drużyną - opowiedział z dumą kapitan reprezentacji Polski.
Czy w związku z pokładanymi nadziejami odnośnie kolejnego zwycięstwa zawodnicy czuli presję? - Oczywiście, przez to jeszcze bardziej chcieliśmy dokonać kolejnego zwycięstwa. To była rzecz, która nam chodziła po głowie. To się stało i jesteśmy szczęśliwi. To jest taka piękna chwila, że mógłbym jeździć jeszcze wiele biegów i cieszyć się tak nimi do jutra - zakończył.