Przebudowa stadionu w Rzeszowie, czyli... czy komuś w ogóle na tym zależy?

Przebudowa stadionu w Rzeszowie ponownie stanęła pod znakiem zapytania. Przepychanki między klubem a miejskimi urzędnikami trwają w nieskończoność, jednak wciąż cierpią na tym kibice, którym przychodzi oglądać wydarzenia sportowe na obiekcie rodem z PRL-u.

W tym artykule dowiesz się o:

Przepychanki między urzędnikami a działaczami klubowymi trwają już ponad rok. Za główną przyczynę sternicy Stali podają warunki użytkowania stadionu przez klub, zaś w piśmie przesłanym do sądu stwierdzają, iż urzędnicy nie wywiązali się z warunków przekazania mienia i obiekt powinien ponownie wrócić pod ich kuratelę. Od 2006 r. właścicielem stadionu jest miasto, które obiecało przebudować obiekt, a jednym z warunków było właśnie przekazanie stadionu wraz z gruntami we władanie urzędników.

Saga stadionowa w Rzeszowie trwa w najlepsze. W grudniu zeszłego roku miasto rozstrzygnęło przetarg na przebudowę stadionu. Jednak już miesiąc później doszło do ponownego spotkania przedstawicieli, bowiem klub we wspomnianym wyżej piśmie zażądał zwrotu mienia. Urząd Miejski zagroził, że jeśli pismo nie zostanie wycofane sprzed groźby trafienia na wokandę, miasto straci ponad 20 mln zł unijnej dotacji, a przede wszystkim nie będzie przebudowy stadionu. Na wspomnianym spotkaniu doszło jednak do kompromisu i wydawało się, że saga stadionowa dobiega końca, ale... Po takiej historii na myśl przychodzą słowa Władysława Grzeszczyka, który niegdyś napisał: "Nadzieja nie ma końca, choć rwie się bez przerwy". Owa nadzieja na przebudowę stadionu trwa; obawa jednak w tym, że niedługo urwie się na zawsze?!

Na początku lutego Stal wystosowała do miasta kolejne oficjalne pismo, w którym informuje, że wycofa sprawę z sądu i nie będzie domagać się zwrotu mienia, jednakże stawia pewne warunki. Wśród owych żądań można zauważyć m.in.: pozostawienie klubowi w dzierżawie na preferencyjnych warunkach części budynku klubowego, hali sportowej i działek, na których powstaną boiska, remontu hali sportowej oraz montażu na trybunie zachodniej niebieskich krzesełek. - Remont po powodzi jest jednak konieczny, a klubu na to nie stać. Pozostałe warunki nie są nowe. Rozmawialiśmy o nich z prezydentem i jestem zdziwiony zaskoczeniem urzędników - mówi prezes Stali Rzeszów Stanisław Kluz na łamach GC Nowiny. Nieoficjalnie mówi się, że miasto wysłało już pismo z odpowiedzią, w którym nie ma ani słowa na temat krzesełek oraz remontu hali.

W miniony wtorek odbyło się zebranie przedstawicieli sekcji ZKS Stal Rzeszów, które miało zadecydować o przyszłości Stadionu Miejskiego przy ulicy Hetmańskiej w Rzeszowie. Zostało ono jednak przerwane bez podjęcia decyzji co do jego przyszłości. Tym samym, nie wiadomo co będzie z dalszymi losami stadionu. - Liczymy na rozsądek działaczy klubu. Na pewno zdają sobie sprawę z tego, że jeśli nie wycofają roszczeń, nie uda nam się podpisać umowy z wykonawcą trybuny. A to oznacza opóźnienie jej budowy, a w najgorszym wypadku nawet utratę dotacji na tą inwestycję - stwierdza Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy prezydenta miasta w podkarpackich Nowinach.

Tak naprawdę obydwie strony odbijają piłeczkę w swoje strony: urzędnicy grożą, że jeśli sternicy klubu nie odpuszczą w swych działaniach, stracą szansę na przebudowę stadionu. Trzeba jednak nadmienić, że włodarze miasta nie kwapią się od dłuższego czasu, by ruszyć z przebudową stadionu. Przecież przetarg na renowację obiektu ogłaszany był już w 2008 r., a kibice wciąż są zwodzeni za nos przez podkarpackich polityków, obiecujących "złote góry" tuż przed dniem wyborów. Z drugiej strony płynie zaś szereg żądań, aczkolwiek żadne nie gwarantuje modernizacji obiektu. Klub wielokrotnie już stwierdzał, że nie ma na tyle środków finansowych, by przebudować obiekt. Gdzie zatem leży rozwiązanie? Czy komuś w ogóle zależy na tym, aby podkarpaccy kibice nie przychodzili oglądać widowisk sportowych wśród pejzażu rodem z wczesnego PRL-u? Wielu ironicznie stwierdza, że w całej tej sytuacji najlepiej wygląda miniaturowa wizualizacja stadionu, którą chwalą się i jedni, i drudzy. Szkoda tylko, że do realizacji pozostają setki mil świetlnych... A może inaczej: sporo ludzi, którzy nie potrafią się dogadać, bo przecież konkretne rozmowy to za duże wymagania. Kibicom zaś dalej przyjdzie czekać na cokolwiek przypominające obiekt sportowy z XXI wieku, a na razie dalej muszą wstydzić się, że w stolicy województwa stadionu nie ma... I nie będzie?!

Komentarze (0)