- Z samej kraksy praktycznie nic nie pamiętam, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Wypadki chodzą po ludziach i są częścią życia, bo zdarzają się przecież również w innych dyscyplinach sportowych, jak i przy wykonywaniu codziennych czynności - powiedział Jansson.
Kim nie może już jeździć na żużlu, ale z wielką chęcią próbuje swoich sił w innych sportach. Jansson jeździł już specjalnie skonstruowanym dla niego gokartem, grał w koszykówkę na wózkach oraz wziął udział w półmaratonie w Sztokholmie. - Przygoda z gokartami była wspaniałym przeżyciem. Później próbowałem grać w kosza, ale to nie moja bajka. Półmaraton był natomiast ogromnym wyzwaniem - ciężki trening i rygorystyczna dieta - dodał Szwed.
Były jeździec z Kraju Trzech Kron nadal kocha speedway, jednak po wypadku na stadionie w Eskilstunie w roli widza pojawił się zaledwie dwukrotnie. - Za pierwszym razem nie czułem nic szczególnego. Gorzej było za drugim, bo wtedy pomyślałem sobie, że już nigdy nie przekonam się, ile mógłbym jeszcze osiągnąć, gdyby nie wypadek - kontynuował "Kimikaze", który dopiero w tym roku zaczął regularnie oglądać zawody Grand Prix w telewizji.
29-latek jest wdzięczny żużlowym kibicom oraz działaczom, że po tragedii z sierpnia 2008 roku nie pozostawili go samemu sobie. - To wspaniałe, bo zaraz po wypadku byłem przerażony i nie wiedziałem jak dalej żyć - kontynuował Szwed.
Kim ma również życiowe motto, dzięki któremu nie załamał się po nieodwracalnym urazie kręgosłupa. - Nie ważne, jak bardzo życie dało mi w kość, bo i tak wrócę do gry - zakończył Jansson.
Przypomnijmy, że Kim Jansson w swojej karierze w lidze polskiej reprezentował barwy Stali Gorzów Wlkp. oraz Startu Gniezno.
Kim Jansson