Najlepsi zawodnicy w PGE Ekstralidze zarobią w przyszłym roku nawet cztery miliony złotych na głowę. Choć coraz częściej słychać o kryzysie, to na razie nie ma to przełożenia na zarobki w najlepszej żużlowej lidze świata. Nieco mocniej kryzys odczuli w Metalkas 2. Ekstralidze, gdzie obecnie bez pracy jest aż 21 seniorów. Każdy z nich jeszcze w tym roku regularnie uczestniczył w meczach swoich drużyn. Kilku z nich być może wkrótce znajdzie pracę, ale i tak skala bezrobocia jest największa w historii.
Obecnie bez klubu są choćby trzykrotny mistrz świata Nicki Pedersen (żąda około 300 tysięcy złotych za podpis i 7 tysięcy złotych za każdy punkt), były wicemistrz świata Krzysztof Kasprzak czy choćby 11. najlepszy zawodnik 2. Ekstraligi Andreas Lyager.
Do zamknięcia okresu transferowego pozostało już zaledwie 14 dni, a jeszcze nigdy problemu ze znalezieniem zatrudnienia nie miało aż tak wielu zawodników. W przeciwieństwie do poprzednich sezonów, okres transferowy będzie więc wykorzystywany nie tylko do ogłaszania wcześniej podpisanych porozumień, ale także do negocjowania i wyrywania sobie poszczególnych zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Gollob odniósł się do zamieszania z dzikimi kartami. "Nie zawsze wszystko rozumiem"
Większych zwrotów akcji w elicie nie ma jednak co się spodziewać, bo tegoroczna giełda i tak była rekordowa pod tym względem. Do tej pory to zawodnicy częściej wystawiali kluby, ale tym razem działacze postanowili im dorównać w tej niechlubnej statystyce. Do wyjątkowo bolesnego rozstania doszło we Krono-Plast Włókniarzu Częstochowa, gdzie najpierw Leon Madsen wymusił odejście innego z zawodników Mikkela Michelsena (przedstawił ultimatum "albo ja, albo on"), a później i tak nie zrealizował obietnicy podpisując porozumienie z NovyHotel Falubazem Zielona Góra. Częstochowianie w trakcie dwóch tygodni stracili więc dwóch swoich liderów. "Rewanż" wzięli jednak na swoim podopiecznym Maksymie Drabiku, z którym podpisali porozumienie, które jednostronnie uznali za nieobowiązujące. Zawodnik stracił jednak cenne tygodnie i ostatecznie został mu jedynie transfer do Innpro ROW-u Rybnik.
Równie dziwny zwrot akcji wydarzył się jednak także w Zielonej Górze, gdzie najpierw władze klubu podziękowały za współpracę braciom Pawlickim i zatrudniły Taia Woffindena, by po poznaniu jego szczegółowego stanu zdrowia, ostatecznie zrezygnować z pierwotnego pomysłu i wrócić do negocjacji z Pawlickimi. Piotr Pawlicki zachował się honorowo i został tam, gdzie dogadał się chwilę wcześniej, ale z okazji "przeprosinowej" skorzystał Przemysław Pawlicki i on nie zamierza rozpamiętywać, że chwilę wcześniej został odtrącony.
"Na zero" w trakcie tego okresu transferowego wyszedł prezes beniaminka PGE Ekstraligi Krzysztof Mrozek, który bardzo długo był zwodzony przez swojego podopiecznego Brady'ego Kurtza, a sam wierzył w jego pozostanie w klubie tak długo, że naraził się na śmieszność kibiców w całej Polsce. Ostatecznie Australijczyk ogłosił mu, że odchodzi z klubu chwilę po awansie do elity. Prezes nie może jednak zbyt mocno podnosić się był zwodzony, bo sam nie wywiązał się z obietnicy danej Jakubowi Jamrogowi. Zawodnik przez kilka tygodni słyszał, że jest filarem drużyny i na pewno będzie miał miejsce w kolejnym sezonie, a chwilę później nie mógł się dodzwonić do prezesa i w pośpiechu szukał innego klubu.
W 2. Ekstralidze wolnych jest jeszcze pięć miejsc dla seniorów, o które walczyć będzie 21 zawodników. W PGE Ekstralidze pozostała już zaledwie jedna niewiadoma, ale za to jaka. 36. zawodnik ligi Jakub Miśkowiak od ponad miesiąca wodzi za nos działaczy ebut.pl Stali Gorzów i Bayersystem GKM-u Grudziądz. Podczas Gali PGE Ekstraligi doszło do historycznych scen, gdy ówczesny prezes klubu Waldemar Sadowski chodził za zawodnikiem i w trakcie oficjalnego zakończenia sezonu namawiał go do podpisania na miejscu porozumienia dotyczącego jazdy w kolejnym sezonie. Klub zdążył nawet zakończyć negocjacje z tym żużlowcem w mediach społecznościowych, by ostatecznie kilka dni temu zaprosić go na rozmowy do klubu. Miśkowiak najprawdopodobniej wyląduje w Grudziądzu, ale już wiadomo, że zarobi nieproporcjonalnie dużo w odniesieniu do swojej klasy sportowej.
Ciekawe mogą być negocjacje zawodników z H.Skrzydlewska Orłem Łódź, bo właściciel klubu Witold Skrzydlewski najpierw chciał się wycofać, ale obecnie próbuje skonstruować skład za mniej niż połowę tegorocznego budżetu. Przy pladze bezrobocia może okazać się to całkiem skuteczną metodą, a oferty opiewające na 150 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie - choć nieco ośmieszają klub - to jednak ostatecznie mogą skłonić kilku zawodników, którzy sprawiają, że zespół będzie miał realną szansę na utrzymanie.
Choć w Polsce żużlowcy nie mają łatwo, to wciąż żaden inny kraj nie może się równać z Polską pod względem zarobków. Najlepsi zawodnicy ligi podpiszą w najbliższych dniach kontrakty opiewające na wyższe kwoty niż milion złotych za podpis i 10 tysięcy złotych za punkt, a średnia zarobków w PGE Ekstralidze wzrośnie do około 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy złotych.
O gigantycznym wzroście można mówić w Metalkas 2. Ekstralidze, gdzie po raz pierwszy liderzy mogą liczyć na porównywalne kwoty do tych w elicie. Granicę zarobków na poziomie dwóch milionów złotych w przyszłym roku może przekroczyć aż sześciu zawodników: Janusz Kołodziej, Grzegorz Zengota, Tai Woffinden, Paweł Przedpełski, Szymon Woźniak, Krzysztof Buczkowski. W historii ligi zdarzyło się to do tej pory tylko dwukrotnie, więc obecna sytuacja nie ma precedensu. Polskie eldorado trwa w najlepsze!