Niemiecki żużlowiec zanotował niebezpieczny wypadek podczas finałowego meczu ligi francuskiej, rozgrywanego na torze w Morizes. Poza wpisem Doyle'a, próżno było jednak szukać jakichkolwiek komunikatów w sprawie 35-latka. Nie publikował ich profil zawodnika, ani jego klub - Moto-Club Val de Guyenne.
Klub z Morizes napisał natomiast, że mimo zwycięstwa i zdobycia mistrzostwa, dzień nie zakończył się tak, jak można byłoby sobie tego życzyć, a ich myśli są z Maksem Dilgerem. Więcej informacji na temat jego zdrowia udzielił w poniedziałek Kamil Antoniewicz, mechanik Leona Madsena.
- Max to mój przyjaciel z którym dwa lata pracowałem. Jest po operacji złamanego kręgosłupa, i pojawia się małe światełko w tunelu. W obu nogach pojawiło się delikatne czucie w palcach - napisał Antoniewicz na portalu "X", w odpowiedzi do wpisu Michała Konarskiego z Interii.
ZOBACZ WIDEO: Buczkowski nie przeszedł do PGE Ekstraligi. Czy obecnie jest mu zbyt wygodnie?
Niestety los nie oszczędza Dilgera. Niemiec w ostatnich latach regularnie był kontuzjowany, jeszcze dwa lata temu złamał miednicę oraz zwichnął biodro, przez co bardzo długo dochodził do zdrowia. Zawodnik nie ukrywał, że w jego głowie pojawiały się myśli, aby zakończyć karierę. Ostatecznie wrócił do zdrowia i na tor. Pozostaje trzymać kciuki, aby i tym razem było podobnie, przynajmniej w przypadku powrotu do pełni sprawności.
W ostatnich tygodniach Dilger pojawił się w Polsce i trenował w Częstochowie oraz w Lesznie, gdzie wziął udział w turnieju pożegnalnym Damiana Balińskiego. W przeszłości Niemiec odjechał w sumie 58 meczów w lidze polskiej, najwięcej w barwach Polonii Piła. Poza startami w klasycznej odmianie speedwaya, jeździ też na długim torze, gdzie w tym roku został mistrzem świata w drużynie.