Głupio wyszło z tym Babiarzem. Jakby ludzi zakładali, że wciąż istnieje coś takiego jak linia redakcyjna czy też zdanie redakcji. A to guzik prawda, bo przecież na tym polega dziennikarstwo, że w ramach jednej redakcji mogą, a nawet powinny, ścierać się różne poglądy i opinie. Grunt, by nikogo nie obrażać i mieć szacunek dla czyjejś odmienności.
No chyba że jednak istnieje ta linia redakcyjna. Jedynie słuszna, jak za komuny…
W ogóle żyjemy w czasach, w których tzw. przestrzeń publiczna jest w stanie przyjąć coraz mniej. Nie możemy już sobie pozwolić na dowcipy odnoszące się do pochodzenia, koloru skóry czy płci, bo opinia publiczna nas zlinczuje, zaszufladkuje, oskarży o homofobię, rasizm, seksizm i koniec końców pozbawi pracy. Tego typu żarty są dziś uznawane za niestosowne, więc mogą sobie na nie pozwolić już tylko anonimowe konta w internecie. Ze mnie też pewien ogólnopolski dziennik uznający sam siebie za ostoję wolności, moralności i cnót wszelakich próbował zrobić rasistę. Za żart o tym, kto wymyślił triathlon. Dlatego już nie opowiadam.
ZOBACZ WIDEO: Jaka przyszłość Grzegorza Zengoty po ewentualnym spadku Fogo Unii? Padły ważne słowa
No ale mniejsza z tym. Tylko ostatnia niedziela dostarczyła nam wielu spięć podczas żużlowych igrzysk. Ci, którzy w Lesznie kazali zdychać Artiomowi Łagucie, nie są oczywiście kibicami żużlowymi. Na stadionie znaleźli się z powodu wakacyjnej nudy albo zabłądzili po prostu. Natomiast umówmy się, że ci przyjezdni, którzy "witali wieś", to też żadna elita. I też już nudni.
Wiecie, kiedy wychodzi piękno sportu? Kiedy miejscowi kibice potrafią na stojąco nagrodzić brawami postawę gości. O ile, oczywiście, zasługuje ona na taki wyraz uznania. No ale to wyższa szkoła jazdy.
Ja na przykład grzecznie się ukłoniłem się w Lesznie prezesowi przyjezdnych. No ale ani tego nie zauważył, ani nie usłyszał. Tak przynajmniej wnioskuję po braku reakcji.
A w Toruniu było jeszcze goręcej. Menago Piotr Baron, znany dyplomata, gdy przychodzi ocenić postawę podopiecznych, tym razem nie certolił się już z Wiktorem Lampartem i nie schował go pod żadnym bezpiecznym kloszem, tylko otwartym tekstem powiedział o niewielkiej chęci do pracy nad sobą. To jednak nic przy niesnaskach w drużynie przeciwnej.
Prawdę mówiąc to bardzo wrażliwe te częstochowskie Lwy. Bo ani Paweł Przedpełski nie przekroczył granicy podczas rywalizacji z Maksymem Drabikiem, ani Leon Madsen nie wyrządził wielkiej krzywdy Mikkelowi Michelsenowi.
Co do Przedpełskiego, należy do grupy zawodników jeżdżących wyjątkowo czysto. On, Jarosław Hampel, Bartosz Smektała, Jakub Miśkowiak, Maciej Janowski… Tu żużlowcy wielkiej kultury, mogący napisać poradnik o zachowaniu się przy płocie. Owszem, w niedzielę Przedpełski z lekka przesuwał Drabika, ale bądźmy poważni - nie wysyłał go na śmierć. Walczył jak na żużlu i na najbogatszą ligę świata przystało. A czemu sam upadł? Bo nie chciał rywala wywozić bardziej, stąd zbyt mocno skontrował motocykl i poszedł w kozły. Dlatego niech się pan Maksym nie piekli, bo wybrał sport walki, sport męski i sport kontaktowy.
Że żużel jest sportem walki, udowodnił Emil Sajfutdinow, gdy na pierwszym łuku po prostu przepchał Madsa Hansena z Kacprem Woryną. Tak się jeździ o dużą stawkę. Dlatego nie powinien się Maksym Drabik unosić, bo wybrał sobie zawód dający ogromną frajdę, lecz mający też skutki uboczne. Choć, to trzeba przyznać, sam należy do grupy torowych dżentelmenów i jeździ z szacunkiem dla przeciwników.
A co do Michelsena i Madsena? Ogromne pieniądze wyzwalają podobnie wielkie emocje i tym m.in. tłumaczę zadymę po ostatnim biegu. Żużlowcy i ich teamy mają to do siebie, że w ferworze walki błędy dostrzegają wyłącznie w obozie przeciwnym. A sami są niewinni. Tak jest i już. Dopiero po czasie niektórzy potrafią ocenić wydarzenia na trzeźwo i ewentualnie przyznać się do błędów.
Prawdę mówiąc to nie mamy pewności, czy rzeczywiście doszło po piętnastym wyścigu do tak regularnej walki, jak to przedstawiła telewizja. W każdym razie kamery takiej bijatyki nie pokazały. Choć, to prawda, powstaje pytanie, kto wytargał za ucho Madsena, bo wyraźnie mu przeszkadzało. Grymas na twarzy może być też powodem do tego, by raz jeszcze przemyśleć ewentualne wejście do klatki i stoczenie tam walki.
Wiele razy dochodzi w speedwayu do sytuacji, gdy na torze przeszkadzają sobie koledzy z pary. Choć niekiedy te problemy nadinterpretujemy, gdy i jeden, i drugi planują ambitnie ścigać przeciwników. Wtedy potrafimy postawić tezę, że wzajemnie sobie przeszkadzają. No ale jak mają ustalić, w ułamkach sekund, komu należy się pierwszeństwo w tej pogoni i dlaczego.
Jednak Madsen żadnej wielkiej krzywdy duńskiemu partnerowi nie wyrządził, co tylko pokazuje, jak niewiele potrzeba, by doszło między nimi do sprzeczki. Jak bardzo walczą o przywództwo w stadzie Lwów, a przy okazji też o nakarmienie ego i godny przelew.
Zatem ustalmy, że Leon i Mikkel, owszem, wielkimi przyjaciółmi są, jednak głównie między październikiem a marcem.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Czy chcemy rękoczynów w polskiej lidze? Takich obrazków nie można tolerować
- Skrzydlewski żąda pięciu milionów? "Może nawet przyjść z budki z piwem"