Jedna z nielicznych takich dyscyplin na świecie. Polacy wciąż skutecznie blokują starty Rosjan

WP SportoweFakty / Michał Szmyd /  Na zdjęciu: Michał Sikora, Michał Zaleski
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Michał Sikora, Michał Zaleski

Po ubiegłorocznej decyzji MKOl, rosyjscy sportowcy powoli wracają do międzynarodowej rywalizacji pod neutralną flagą. Jedną z federacji, która wciąż twardo obstaje przy swoim jest FIM, a duża w tym zasługa determinacji polskich działaczy.

W sobotę w Gorican (godz. 19) rusza trzeci sezon żużlowego Grand Prix, w którym żadnego z Rosjan nie zobaczymy nie tylko w walce o złoty medal, ale nawet w eliminacjach.

Kwestia ich ewentualnych startów została zakończona dwa lata temu i choć część kibiców życzyłaby sobie ich powrotu, to z naszych informacji wynika, że przed tegorocznym cyklem ten temat nie był choćby krótko omawiany. Szans na powrót Rosjan nie ma i w najbliższym czasie nie będzie.

W światowym sporcie trudno o drugi przypadek, w którym nasi działacze mieliby aż tak duży wpływ na kluczowe decyzje odnośnie dalszego blokowania Rosjan. Obecnie można być niemal pewnym, że aż do momentu ustąpienia ze stanowiska obecnego prezydenta FIM, Jorge Viegasa, a przede wszystkim prezesa PZM Michała Sikory, nic w tej sprawie się nie zmieni.

- Brawa dla naszych działaczy, bo nie może być zgody na przyzwyczajanie się do barbarzyńskich praktyk. Rosjanie zrobili wiele by wrócić do Grand Prix, ale trzeba powiedzieć sobie wprost, że polskie dokumenty potrzebne były im tylko do zarabiania pieniędzy. Do momentu zakończenia wojny nie ma mowy o zgodzie na ich starty na arenie międzynarodowej - przyznaje senator RP, a prywatnie kibic żużla, Władysław Komarnicki.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dudek w lepszej formie niż przed rokiem. "To będzie kolejny temat do rozmów"

Nasi działacze stanowczo zareagowali już kilka dni po rozpoczęciu wojny w Ukrainie i od tego czasu konsekwentnie utrzymują swoje stanowisko. Robią to na tyle skutecznie, że ich opinia stała się obowiązującym stanowiskiem FIM i FIM Europe. Może się więc okazać, że żużel będzie jedną z nielicznych dyscyplin na świecie, w której w tym roku żaden Rosjanin nie wystartuje choćby w eliminacjach. Niedawno podobne zdanie wygłosił choćby prezydent World Athletics Sebastian Coe.

Polacy poszli nawet o krok dalej, bo wciąż blokują także udział zawodników pochodzących z Rosji, a mających obecnie polski paszport. To odbija się negatywnie na poziomie mistrzostw świata, bo na rywalizację z Bartosz Zmarzlik nie mają szans były mistrz świata Artiom Łaguta i medalista MŚ, Emil Sajfutdinow. Łaguta niedawno wprost przyznał, że chciałby wrócić do Grand Prix pod polską flagą, a jako argument przedstawił to, że przecież ma już polskie obywatelstwo, a władze PZM zgodziły się na jego starty w PGE Ekstralidze jako Polak.

- To jego opinia, ale ja się z nią nie zgadzam. W przeszłości startował jako zawodnik Rosji, reprezentował Rosję. FIM w takich przypadkach bierze pod uwagę te fakty i dopiero wtedy może wydać zgodę na licencję międzynarodową. Z tego co wiem, to na ten moment jest to niemożliwe. Ostatnie zalecenia MKOl nic w tej sprawie nie zmieniły. To dobra wiadomość - mówił niedawno prezes PZM, Michał Sikora.

Choć organizatorzy Grand Prix z Warner Bros. Discovery Sports zdają sobie sprawę, że cierpi na tym rywalizacja sportowa, to nikt nie zdecyduje się na otwartą walkę z FIM i PZM. Polacy mają więc przewagę, a Rosjanie mogą jedynie czekać na koniec wojny.

- Nie ma co ukrywać, że taka decyzja jest nam na rękę, bo nie dość, że manifestujemy sprzeciw wobec wojny, to pozbawiamy Bartosza Zmarzlika kluczowych rywali w walce o złoty medal. Tegoroczna rywalizacja znów będzie nudna, bo w całym cyklu Grand Prix nie ma nikogo, kto mógłby mu poważnie zagrozić. Jedynymi rywalami dla Bartka mogliby być właśnie Łaguta i Sajfutdinow, ale oni nieprędko wrócą do walki o mistrzostwo świata - dodaje były trener reprezentacji Polski, Marek Cieślak.

Choć wcześniej mówiło się o tym, że zawodnicy pochodzący z Rosji mogliby szukać sprawiedliwości przed sądem, to sprawa wydaje się z góry przegrana. FIM i PZM do zablokowania Rosjan użyły sprytnej metody, która spełnia swoją rolę, a jednocześnie zabezpiecza organizacje przed ewentualnym procesem sądowym.

Argumentacja FIM opiera się na zawieszeniu federacji rosyjską, a jednocześnie wszystkich licencji międzynarodowych reprezentantów tego kraju. Polska federacja z kolei nie występuje o wyrobienie nowych licencji międzynarodowych dla zawodników, którzy po wybuchu wojny zdecydowali się na zmianę barw narodowych. Pomiędzy obiema federacjami trwa teoretyczny pat, który sprawia, że żużlowcy nie mają obecnie szans na walkę o zmianę sytuacji.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Zmarzlik śmieje się z samego siebie
Co ze Szczęsnym? Zajrzeliśmy za kulisy