Jeden z najbardziej utytułowanych szwedzkich zawodników w Polsce startował w dziewięciu klubach, jednak tylko w jednym z nich spędził więcej niż jeden sezon. Była to Polonia Bydgoszcz (1995-2001), która w tamtych latach była dominatorem i aż trzykrotnie zdobywała mistrzowskie tytuły.
- Wspominam go bardzo dobrze - mówi o Henriku Gustafssonie Leszek Tillinger, ówczesny prezes Polonii. - Fajny chłopak, super zawodnik. Można powiedzieć, że dzięki niemu Polonia odnosiła sukcesy. Bardzo dobrze dogadywał się z Gollobami. Jak dla mnie, to Henrik był nawet za grzeczny, jeśli chodzi o moje rozmowy z nim. Zawsze był uśmiechnięty, rodzinny. Na mecze przyjeżdżał całą rodziną, z matką, ojcem, żoną i dziećmi - dodaje Tillinger w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Był bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nigdy na nic nie narzekał, nie denerwował się na nic. Nawet, jak były momenty, że jechał słabiej, to odbywałem z nim rozmowę i od razu robił to, co było powiedziane - wspomina były prezes Polonii.
W Internecie krążą zdjęcia, na których widać Gustafssona przebranego w kevlar, z papierosem i butelką piwa w ręce. W tamtych czasach nie było to nic zaskakującego. Leszek Tillinger mówi nam, że w przypadku Szweda było to rytuałem. - Piwo pił, ale po meczach. Zawsze po spotkaniach jego rodzina rozkładała przy samochodzie grzejniczek, na którym robili sobie jedzenie. Przy okazji pili piwo, które otrzymywał od naszego sponsora, Browaru Bydgoskiego. Oni zawsze podrzucali mu kartony piwa, żeby mógł zabrać je ze sobą do Szwecji. Od razu zaznaczam jednak, że alkoholikiem nie był - mówi z uśmiechem na twarzy były prezes Polonii.
Po jednym z mistrzowskich sezonów zawodnicy Polonii świętowali zwycięstwo w lidze. Wiąże się z tym ciekawa anegdota, której bohaterem jest właśnie "Henka". Choć startował on dla klubu z Bydgoszczy przez kilka lat, to jednak nie do końca znał wszystkie zakamarki miasta.
- Po zakończeniu sezonu nasi zawodnicy chcieli uczcić sukces drużyny. Koledzy zawiesili mu na szyi adres zamieszkania Tomasza Gaszyńskiego, który był wtedy naszym tłumaczem. Było to na wypadek, gdyby Henrik zgubił się i żeby ktoś mu ewentualnie pomógł dotrzeć do celu. Tego wieczoru poszedł z Jackiem Gollobem na Stary Rynek. Nie znał za bardzo Bydgoszczy, bo wszedł do jakiejś bramy i gdzieś się zgubił. Dzięki zawieszce na szyi ktoś pomógł mu wrócić do Tomka Gaszyńskiego - opowiada Tillinger.
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
Dla Gustafssona ważne były relacje z kibicami i mediami. Nigdy nie odmówił zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia. Nie miał również problemu z udzielaniem wywiadów. - On potrafił po meczu zostać godzinę, żeby pogadać z dziennikarzami, porobić zdjęcia z kibicami. Teraz większość zawodników szybko pakuje się do busów i wraca do domów. On taki nie był. Ponadto miał zaufanie do klubu. Nigdy nie przychodził, nie czekał pod drzwiami na pieniądze. Był po prostu człowiekiem do rany przyłóż - podsumował Leszek Tillinger.
Gustafsson uważany był za ogromny talent. Pod koniec lat 80. zdominował młodzieżowe mistrzostwa Szwecji, zdobywając złote medale przez cztery lata z rzędu. Od początku lat 90. był niemal etatowym finalistą indywidualnych mistrzostw świata, a następnie uczestnikiem cyklu Grand Prix. W 1993 roku otarł się o medal, zajmując w finale w Pocking czwarte miejsce (do triumfującego Sama Ermolenki stracił tylko dwa punkty). Na koncie ma m.in. dwa tytuły Drużynowego Mistrza Świata, zwycięstwo w Mistrzostwach Świata Para, czy dwa tytuły indywidualnego mistrza Szwecji.
Po zakończeniu kariery w wieku 42 lat zajął się biznesem i prowadzeniem restauracji. Swoich sił na żużlu próbował też jego syn Simon, ale po obiecujących pierwszych sezonach jego kariera wyhamowała, a w wieku 24 lat zrezygnował z jazdy na żużlu.
Zobacz także:
W Lesznie mają powody do niepokoju?
Wpadka antydopingowa skończy jego karierę?