Źli, rozgoryczeni, sfrustrowani i z ogromnym niedosytem - w takich nastrojach drużyna Motoru Lublin w piątek opuszczała toruńską Motoarenę, na której w pierwszym meczu półfinału PGE Ekstraligi przegrała z For Nature Solutions Apatorem 40:50. Jednym z tych, który spisał się niespodziewanie słabo był Mateusz Cierniak.
Młodzieżowiec lubelskiej ekipy nie przyzwyczaił do tego, że w meczach ligowych nie zdobywa punktów. Tym razem jednak tak się właśnie stało. Ogromnym zaskoczeniem był widok, jak na dystansie traci punktowane pozycje na rzecz Mateusza Affelta. Lider klasyfikacji generalnej SGP2 wyglądał na kompletnie nieporadnego, jakby tyle co debiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Cierniak, jak i cały zespół Motoru, nie miał wiele czasu na wnikliwe przeanalizowanie tego, co w Toruniu nie zagrało i co zrobić, by w rewanżu odrobić straty. Z relacji przekazanej przez członka teamu zawodnika Pawła Barana stacji Eleven Sports, dowiedzieliśmy się, że Mateuszowi Cierniakowi bardzo zależało na dobrym występie w Toruniu i to obróciło się przeciwko niemu.
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Termiński, Holloway i Majewski gośćmi Musiała
Wystarczyło jednak 48. godzin, by w niedzielę na torze w Lublinie oglądać zupełnie inny obraz młodego żużlowca. Co prawda towarzyszyło mu napięcie, by ponownie nie pokpić sprawy, ale całkowicie zeszło ono z niego po pierwszym udanym wyścigu. Poczuł, że jest u siebie i złapał odpowiedni rytm.
W niedzielę od Mateusza Cierniaka biły pewność siebie, chęć rywalizacji i głód zwycięstw. Wyśmienicie wyjeżdżał ze startu i już na pierwszym łuku był daleko przed rywalami, którzy mogli tylko obserwować jego oddalającą się z każdym metrem sylwetkę. W jednym z wyścigów nawet zespołowy kolega Mikkel Michelsen nie musiał się gimnastykować, by pilnować pozycji prowadzącego młodzieżowca, bo był on tak szybki, że nie wymagał wsparcia.
Mateusz Cierniak okazał się absolutnym bohaterem Motoru i półfinałów, a jego zespół odrobił straty z pierwszego meczu i zameldował się w finale PGE Ekstraligi. Junior pojechał kapitalne zawody. Zdobył 14. punktów, był najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny (tylko raz przegrał z rywalem) i zanotował przy tym najlepszy jak dotychczas występ w PGE Ekstralidze w życiu.
Idealnie odnalazł się w roli zastępcy Maksyma Drabika, który z kolei zupełnie nie był sobą (1. pkt). Cóż by to było za rozczarowanie, gdyby zwycięzca i dominator rundy zasadniczej nie awansował do finału. Bez fenomenalnej postawy Mateusza Cierniaka najpewniej tak właśnie by się stało.
Po zawodach Cierniak przyznał, że ogromny kamień spadł mu z serca. - W zasadzie cały sezon w Lublinie się męczyłem. Mimo to, że czasami zdarzało mi się wygrywać pojedyncze biegi, to nigdy to nie było to, z czego mógłbym być zadowolony i zawsze miałem niedosyt, brakowało mi czegoś - mówił junior Motoru. - Pokazaliśmy, że prawie z każdych opresji można wyjść i żaden wynik nie jest nie do odrobienia - podsumował i jest to najlepsza motywacja dla jego zespołu przed finałem PGE Ekstraligi, w którym rywalem Motoru będzie Moje Bermudy Stal Gorzów.
Czytaj więcej:
- Młodzieżowiec bohaterem Motoru
- Miedziński powiedział pierwsze słowa po wybudzeniu i od razu wszystkich rozśmieszył