Szturc twierdzi, że Małysz przeszedł ogromną metamorfozę

Od kompletnego chaosu, przez zagubienie w świecie mediów i momenty rezygnacji, aż po czas po wielkich sukcesów i dojrzałości - tak mniej więcej opisuje karierę Adama Małysza, Jan Szturc, pierwszy trener skoczka z Wisły.

Adam Małysz w 1998 roku w Nagano wypadł bardzo słabo, choć liczono, że jest w stanie odnieść tam sukces. - Kiedy wrócił do kraju, był bardzo załamany. Podczas całej swojej kariery to właśnie wtedy był najbliżej rezygnacji ze sportu i poświęceniu się dekarstwu. Adam był wtedy innym człowiekiem. Często się denerwował i brakowało mu motywacji. Nie potrafił się dogadać z trenerem Pavlem Mikeską. Ponownie zacząłem mu pomagać i powoli wychodził z dołka - wspomina w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.

Wielki sukces przyszedł w Salt Lake City, gdzie "Orzeł z Wisły" wywalczył dwa medale olimpijskie. - Cała Polska liczyła na złoto, ale o rozczarowaniu nie mogło być mowy. Witano go jak króla. Przez 30 lat czekaliśmy na medal zimowych igrzysk olimpijskich - przypomina trener Wisły Ustronianki.

Szturc krytykuje Heinza Kuttina, który nie pomógł Małyszowi w odbudowaniu zagubionej wcześniej formy. - Współpraca z Kuttinem nie wyszła mu na dobre. Przez obciążenia treningowe nie miał już takiej mocy w nogach jak wcześniej. Zagubił również swoją technikę odbicia. To już nie był ten sam zawodnik, który zachwycał cały świat - przyznaje.

Pierwszy trener Małysza ani na moment nie zwątpił w to, że lider poskiej kadry skoczków jest w stanie wywalczyć medal w Vancouver. - My w gronie rodzinnym byliśmy przekonani, że Adaś znowu wskoczy na podium. Teraz liczymy na dużej skoczni na jego kolejną walkę z Simonem Ammannem. Oby zwycięską - dodaje.

Zdaniem Szturca Małysz na przełomie lat bardzo się zmienił. - W przeszłości był zamknięty w sobie i nerwowy. Teraz to medialna postać. Jest rozmowny, spokojny i pogodny. Nie da sobie również dmuchać w kaszę. Sukcesy nie przewróciły mu w głowie - kończy.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)