- Tomas i ja zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale moje wyniki i odczucia różniły się od tego, czego się spodziewałam. Nie chodzi tutaj o czyjąś winę, ponieważ to ja ponoszę największą odpowiedzialność za moje rezultaty i postanowiłam coś zmienić. Tomas to świetny facet i doskonały trener, jednak takie rzeczy po prostu się zdarzają - powiedziała Karolina Pliskova.
Po osiągnięciu finału US Open 2016 i pierwszego miejsca w rankingu WTA Czeszka bardzo chciała pójść za ciosem. Celem reprezentantki naszych południowych sąsiadów były tytuły w imprezach wielkoszlemowych. To właśnie dlatego jej trenerem został w listopadzie 2017 roku Tomas Krupa. Doświadczony szkoleniowiec doprowadził rodaczkę do ćwierćfinału w Australian Open, Indian Wells i Miami, półfinału w Madrycie oraz tytułu w Stuttgarcie.
Po zakończeniu zmagań w Montrealu na II rundzie Pliskova uznała, że nadszedł czas na zmiany. Trener Krupa został zwolniony, a jego miejsce zajmie tymczasowo Rennae Stubbs. Była utytułowana australijska deblistka pomagała już Czeszce podczas zeszłorocznych Mistrzostw WTA. - Oczekiwania i pomysły związane z tą współpracą pozostały niezrealizowane. Ze względu na czołową pozycję Karoliny były one oczywiście bardzo wysokie. O zakończeniu współpracy zadecydowało szybkie odpadnięcie z turnieju w Montrealu i coraz gorsze odczucia Karoliny. Potrzebny jest jej nowy impuls - wyznał menedżer i mąż tenisistki, Michal Hrdlicka.
- Nie mam innego wyjścia, jak tylko uszanować decyzję Karoliny. Przykro mi, że to koniec drogi, w którą wierzyłem do samego końca. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, aby osiągnąć sukces. Nie wydaje mi się, że mieliśmy zły sezon, choć nasze cele były oczywiście wyższe - powiedział czeskim dziennikarzom Krupa.
Pliskova zagra teraz w Cincinnati, gdzie została rozstawiona z dziewiątym numerem. Pierwszą przeciwniczką Czeszki będzie już we wtorek Agnieszka Radwańska, z którą ma bilans 0-7. Reprezentantka naszych południowych sąsiadów to mistrzyni Western & Southern Open z sezonu 2016.
ZOBACZ WIDEO Justyna Święty-Ersetic: Trener był w szoku. Pytał mnie, gdzie są moje granice