Pęknięta struna: Janko Tipsarević, tenisista niedzisiejszy

- Nie jestem jak Rafael Nadal. Dla mnie świat nie kończy się na tenisie - powiedział legendarny Marat Safin niedługo przed zakończeniem kariery. Przypadek Tipsarevicia jest niemal identyczny.

W tym artykule dowiesz się o:

To sugestywne zdanie w możliwie najbardziej treściwy sposób wyjaśnia różnicę pomiędzy tenisistami starej i nowej generacji. Ci pierwsi, często niezwykle utalentowani, marnowali swoje zdolności, nie potrafiąc w pełni poświęcić się tenisowi. Reprezentanci drugiej grupy są tenisowi w pełni oddani; mogą dzięki temu wykorzystać w pełni swoje często skromne umiejętności. Janko Tipsarević, jeden z najbardziej uzdolnionych zawodników w rozgrywkach, należy zdecydowanie do pierwszej z tych grup.

Aktualny nr 2 serbskiego tenisa to jeden z większych paradoksów ATP World Tour. Bo jak tu połączyć jego outsiderskie skłonności z gwiazdorskim stylem bycia (czy wręcz dosłownym gwiazdorzeniem - np. jego własny magazyn "Tipsy Time" będący przez pewien czas częścią Eurosportowego "Gem, Set and Mats"), lekturę dzieł Schopenhauera i Dostojewskiego z profesjonalnym uprawianiem sportu. Gdy do tego wszystkiego dodać jeszcze fascynację muzyką house i okazjonalne wykonywanie pracy DJ-a, otrzymamy mieszankę iście wybuchową.

W dobie tenisowych maszyn i mody na określanie najlepszych tenisistów epitetem "superhuman" (ang. nadludzki) Tipsarević jest swoistym ewenementem - nie przypomina w niczym czołowych graczy touru, których życie koncentruje się wokół tenisa, którzy czas wolny od treningów spędzają na... treningach. Na korcie potrafi okazywać słabość, poziom jego gry jest nierówny - czasem irytująco nierówny. Nierzadko pokonują go kontuzje, innym razem - jego własne szalone pomysły. Przez całe miesiące potrafi grać średnio czy wręcz przeciętnie, by potem na pojedynczy turniej zmobilizować się, trafić idealnie z formą fizyczną i tenisową, stworzyć wielkie widowisko. Tak było podczas dramatycznego, pięciosetowego pojedynku z Rogerem Federerem podczas Australian Open 2008; tak było w meczach z Novakiem Djokoviciem podczas US Open i Finałów ATP World Tour 2011; w spotkaniach z Davidem Ferrerem w ramach tegorocznej edycji US Open i Andym Roddickiem na tym samym turnieju dwa lata wcześniej. Tipsarević nie zawsze wygrywał w tych pojedynkach; zawsze jednak jego gra zapewniała wspaniałe medialne i - przede wszystkim - tenisowe spektakle.

Równie paradoksalny, co jego styl bycia, jest styl gry Serba. Czucie piłki, wyszkolenie techniczne i taktyczne ma opanowane w stopniu ponadprzeciętnym. Choć swoją grę opiera na uderzeniach z linii końcowej, potrafi świetnie grać przy siatce. Choć na treningach spędza mniej czasu niż inni tenisiści czołówki rankingu, Janko imponuje muskulaturą a jego zagrania oprócz technicznego wyrafinowania charakteryzują się również mnóstwem brutalnej siły i są zaskakująco efektywne, pomimo swojej ryzykowności.

Oddajmy zatem na chwilę głos samemu Tipsareviciowi: - Nie było nikogo, kto by mnie poprowadził, powiedział mi, co mam robić - mówi Serb, wyjawiając zarazem jedną z głównych bolączek wciąż nie mogącego się przebić do czołówki rankingu młodego pokolenia ATP. Młodzi gracze są sterowani - bądź to przez despotycznych rodziców (Bernard Tomic) bądź przez sztaby zajmujących się nimi specjalistów (Grigor Dimitrow, Ryan Harrison). Nie są samodzielni poza kortem - nie są tacy również i na nim. Oczywiście, historia tenisa zna wiele przypadków karier bezlitoście zaprogramowanych przez autorytarnych rodziców i wielkie tenisowe akademie (Graf, Agassi, Hingis, siostry Williams, Szarapowa), za każdym razem byli to jednak zawodnicy obdarzeni ponadprzeciętnymi zdolnościami do uprawiania tej dyscypliny. Tomicia, Harrisona, Dimitrowa i innych reprezentantów nadchodzącego - bardzo powoli i z trudem - młodego tenisowego pokolenia ogłoszono wielkimi talentami prawdopodobnie za wcześnie. - Może to był błąd - konstatuje Tipsarević. - Może gdybym trenował u Bollettieriego, wybiłbym się do czołówki wcześniej? - pyta retorycznie i dodaje: - Ale może, z drugiej strony, zacząłbym tęsknić za domem, zniechęciłbym się do tenisa?

Trudno dziś komuś, kto okupuje najwyższe miejsca w rankingu, traktować tenis jako pasję. Dobrym przykładem może być tu rodak Tipsarevicia, obecny wicelider męskiego rankingu Novak Djoković. Niegdyś kortowy showman i naczelny "zabawiacz" publiczności, by móc skutecznie rywalizować o najwyższe tenisowe laury, musiał porzucić swoje rozrywkowe podejście do tenisa, zmienić dietę, oddać się katorżniczym treningom. Wciąż nie jest tak posągową postacią jak Federer czy Nadal; wciąż jest od kortowych rzemieślników, takich jak Ferrer czy Berdych o wiele bardziej medialny i gra tenis bardziej wyrafinowany od ich tenisa. Nie da się jednak ukryć, że ewoluował jego styl życia (szeroki wachlarz zajęć pozasportowych został zastąpiony przez hektolitry potu wylewane podczas przygotowań), wizerunek (o wiele bardziej teraz stonowany) i wreszcie - styl gry (od błyskotliwości do rzetelności).

- Marzą mi się nogi, które przetrwałyby czterogodzinny bój - mówi Janko. Djoković takich nóg nie miał, zdobył je dzięki godzinom morderczej pracy i dziesiątkom wyrzeczeń. By to zyskać, musiał również zdecydować się na straty. Tipsarevicia taka droga raczej nie czeka. W wielu wywiadach Serb jednoznacznie dawał do zrozumienia, że choć pracuje o wiele ciężej niż kiedyś (głównie nad wytrzymałością fizyczną i koncentracją podczas meczów), to swojego stylu życia zmieniać nie zamierza. W TOP 10 zapewne utrzyma się jeszcze długo; ostatecznie jednak, kiedy skończy swoją przygodę z zawodowym tenisem, stanie w jednym szeregu z takimi zawodnikami, jak Nalbandian, Safin czy Jużny - tenisistami nieprzeciętnie uzdolnionymi, których talenty jednak w dużej mierze pozostały niewykorzystane. Tipsarević, podobnie jak oni, zdobywa jednak również inną sławę - postaci nietuzinkowej, osobowości tenisa. A tym, czego w czasach tenisowych robotów i maszyn do wygrywania brakuje najbardziej, jest właśnie osobowość.

Źródło artykułu: