Tenis nadwiślański: Polskie trio w Londynie

Za nami pierwszy tydzień Wimbledonu, jakże piękny tydzień. Agnieszka Radwańska ani razu nie straciła własnego podania i jest w 1/8 finału. Łukasz Kubot i Michał Przysiężny wygrali po jednym meczu. Po raz pierwszy od 1947 roku mieliśmy polskie trio w II rundzie Wimbledonu!

Michał Przysiężny sprawił dużą niespodziankę eliminując Ivana Ljubičicia, tego samego, który w marcu wygrał duży turniej w Indian Wells. Budujące było to co Ołówek mówił po spotkaniu. - Ci goście z czołówki wcale się tak bardzo od nas nie różnią. Najważniejsza jest wiara w siebie. Ja zmieniłem jakiś czas temu swoje nastawienie. Powiedziałem sobie "wyluzuj, nie przejmuj się, jak nie idzie, to nie idzie, po prostu graj z uśmiechem na ustach." I tak jakoś awansowałem z siódmej setki do pierwszej - mówił portalowi sport.pl. Tak, więcej wiary we własne możliwości, więcej luzu, po prostu krok po kroku konsekwentnie robić swoje nie przejmując się drobnymi niepowodzeniami. To powinno być motto każdego polskiego sportowca. Michał miał wiele bolesnych momentów w swojej karierze: kontuzje, słaba odporność psychiczna i nie potrafił się przełamać. Nazywany "polskim Federerem" bardzo dobrze wyszkolony technicznie Ołówek w końcu jednak trafił do czołowej 100 rankingu ATP i może chodzić z podniesioną głową. II runda w debiucie w Wimbledonie, pierwsze zwycięstwo w Wielkim Szlemie właśnie w świątyni tenisa, to jest coś!

Kubot po wyeliminowaniu Blaža Kavčičia walczył przez pięć setów z nieobliczalnym, potrafiącym grać porywający tenis Philippem Petzschnerem. W końcówce zabrakło trochę szczęścia, trochę chłodnej głowy po krzywdzącej decyzji sędziego. Przez 4,5 seta grał jednak porywający tenis z dużą liczbą efektownych akcji przy siatce i publiczność co chwila miała powody do oklaskiwania go. Na pewno ta porażka to nie jest powód do wstydu, jak nam próbował wmówić Tomasz Tomaszewski, komentator Polsatu Sport, z którego wyszedł całkowity brak kompetencji do zajmowania się tenisem. Człowiek, który nie potrafi dokonać rzetelnej analizy spotkania nie ma czego szukać w zawodzie komentatora!

W drabince turniejów singlowych ostała się nam nasza największa gwiazda Agnieszka Radwańska. Polka w tym roku w Londynie gra wspaniały tenis, imponuje konsekwencją i dokładnością. Mecz zSarą Errani był najlepszą reklamę kobiecego tenisa. Wymiana ciosów, długie wymiany ze zmianami rotacji, z dużą liczbą uderzeń kątowych, efektowne akcje przy siatce, znakomita gra w defensywie, błyskawiczne kontry, a do tego techniczne sztuczki: drop-szoty, loby, próba wybicia z rytmu slajsem. I to obserwowaliśmy z obu stron, choć prym w takich zachwycających zagraniach wiodła Agnieszka. 6:3, 6:1, łatwy mecz? Nic bardziej mylnego, jaki złudny czasem bywa końcowy wynik w tenisie. Po prostu Isia była dokładniejsza w tych najważniejszych momentach, jej łupem padały kluczowe piłki, bo miał więcej atutów w ofensywie. Jeden z angielskich komentatorów określił ten mecz jako najlepszy, jaki widział na tegorocznym Wimbledonie. Trudno się z tym nie zgodzić, był to doskonały tenis techniczny i taktyczny. Godne podkreślenia jest to, że jedyni zawodnicy, którzy w całym tygodniu nie dali sobie odebrać serwisu to Agnieszka i Robin Söderling. Jest się z czego cieszyć zważywszy na to, jak przeciętnie ostatnio Polka grała. W Londynie zawsze potrafiła się podnieść i także tym razem tak się dzieje.

Isia w poniedziałek będzie walczyć o trzeci ćwierćfinał Wimbledonu z rzędu. Czeka ją starcie z bardzo niewygodną na trawie Na Li, która ostatnio wygrała turniej w Birmingham w finale pokonując Marię Szarapową. Jeżeli będzie jednak równie skuteczna i konsekwentna jak w poprzednich spotkaniach to ma szansę wyeliminować Chinkę, którą przed rokiem pokonała w III rundzie rozgrywając jeden z najlepszych meczów w All England Club. A potem czekała by na nią Serena Williams (pod warunkiem, że poradzi sobie z powoli odbudowującą się Szarapową). Krakowianka już dawno nie była tak pewna swojej gry na trawie, w czym oczywiście pomaga jej serwis, który znacząco poprawiła. Jeśli nie teraz to kiedy ma pokonać Serenę?

Komentarze (0)