María José Martínez, produkt luksusowy

27-letnia María José Martínez - ta, z którą Agnieszka Radwańska niedawno przegrała w Pucharze Federacji. Ileż to było psioczenia, jaka to przeciętna tenisistka. Taką zawodniczkę Iśka powinna ograć bez najmniejszego wysiłku. Ta sama María José w sobotę wygrała prestiżowy turniej w Rzymie, i to w jakim stylu.

U nas zawsze tak jest, że jak Agnieszka gra z niżej notowaną tenisistką, to znaczy, że musi ona być słaba. Carla Suárez i María José Martínez to niczym nie wyróżniające się zawodniczki, Radwańska musi je łatwo ograć, nie ma innej opcji. Jedne z najpiękniej grających tenisistek na świecie to łatwy kąsek? Wolne żarty! Może nie mają na swoim koncie wielkich sukcesów (choć przecież Suárez już w swoim dorobku ma dwa wielkoszlemowe ćwierćfinały), ale za to inne tenisistki mogą się od nich uczyć sposobu poruszania się po korcie, taktycznych rozwiązań, zmian rytmu, szybkiego przechodzenia z defensywy do ataku, gry przy siatce. W nich możemy odkrywać prawdziwe piękno tenisa, cieszyć oczy pełnym tenisem.

Każdy średnio zorientowany kibic wie, jak skomplikowane są reguły naliczania punktów w tenisie. Poza czołową 50 czy nawet 100 jest wiele utalentowanych tenisistek, które albo dopiero raczkują albo mają słabszy okres, ale w każdej chwili mogą pokazać pełnię swoich możliwości i ograć wyżej notowaną tenisistką. To jest tenis, takie rzeczy są na porządku dziennym i nikt nie dorabia do tego żadnych teorii poza polskimi ekspertami (typu sensacyjna porażka Jeleny Janković z Maríą José). Przegrała Radwańska z Yaniną Wickmayer, przegrała z Maríą José Martínez, przegrała ze "słabymi", bo niżej notowanymi tenisistkami. A o tym, że Belgijka i Polka zagrały świetny mecz jakoś nikt się nie zająknął. Iśka rozegrała jeden z lepszych meczów w sezonie, ale zeszła z kortu pokonana, to najlepiej pokazuje ogromny potencjał Yaniny.


Marta Domachowska, 24 lata i María José Martínez, 27 lat (foto FED CUP)

María José Martínez w sobotę święciła największy triumf w karierze. W prestiżowej imprezie w Rzymie straciła tylko jednego seta (i to w I rundzie), eliminując w drodze do finału Ałłę Kudriawcewą, Franceskę Schiavone, Karolinę Woźniacką i Lucie Šafářovą. To co Hiszpanka wyprawiała w minionym tygodniu przechodziło ludzkie pojęcie. Ona jawi się jak dinozaur. W dzisiejszych czasach nikt już prawie nie stosuje taktyki serw i wolej, mało która tenisistka podejmuje takie ryzyko, aż tak dominuje na korcie. Przypomnę tylko jeden gem z kapitalnego finałowego meczu z Janković. To 11. gem III seta, w którym Hiszpanka zagrała trzy drop-szoty, w tym jeden bezpośrednio z returnu i zaliczyła dwa kończące uderzenia z forhendu (pięć winnerów w jednym gemie!). Po prostu czapki z głów!

- Ona mnie zabiła tymi drop-szotami! - nie mogła się nadziwić po meczu Janković. To jest piękno, to jest polot, fantazja, chęć dominacji na korcie, zmiany rotacji, podejmowanie ryzyka, szybkie kontry, błyskawiczne wycieczki do siatki, uderzenia wzdłuż linii, ale i też nadzwyczajnie ciasne krosy. To jest dawanie radości sobie i kibicom. Taki bogaty tenis chce się oglądać. Tylko o tym, że María José Martínez to jedna z piękniej grających tenisistek na świecie wiadomo mi nie od dziś i nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie. Hiszpanka do tej pory nie miała po prostu szczęścia, świetnie radziła sobie w deblu (w ubiegłym sezonie nawet wygrała mistrzostwa WTA z Nurią Llagosterą), ale nie potrafiła tego spożytkować w singlu, brakowało jej pewności siebie i skuteczności, a przy tak odważnym stylu gry skuteczność to podstawa.

Nie mam złudzeń, że María będzie pokazywać taki tenis co tydzień (w Madrycie w II rundzie pokonała ją Samantha Stosur) , bo to po prostu niemożliwe, by tyle ryzykując z taką częstotliwością trafiała w kort. Ale na pewno jeszcze nie raz pokaże nam kawał dobrego tenisa i kibice za jej sprawą będą się podrywać z krzesełek, tak jak to działo się w minionym tygodniu w Rzymie. A przyznać trzeba, że nie jest to często spotykane zjawisko, częściej widuje się ludzi ziewających, znudzonych, wręcz przysypiających, ale to już wina tenisistek, które sobie jednostajnie przebijają piłeczkę i można umrzeć z nudów. Niech nikt się nie zdziwi, jak Hiszpanka na Roland Garros wyeliminuje którąś z czołowych tenisistek świata: Serenę bądź Venus Williams, Karolinę Woźniacką czy Jelenę Dementiewą. To wcale nie będzie sensacja.

María José Martínez jawi się jako produkt wyższej jakości, towar luksusowy i oby takich rarytasów było w tenisie jak najwięcej. Zauważam, że wśród młodych tenisistek jest coraz więcej takich, które nie tylko przebijają, ale same przejmują inicjatywę, bo od najmłodszych lat uczono je technicznych sztuczek, wmawiano im, że tenis to nie tylko siła, ale przede wszystkim głowa. I to jest nadzieja na to, że tenis w przyszłości nie będzie surowy, ciężki do oglądania, tylko wielobarwny, w którym będziemy mieli pełen przegląd warsztatu tenisowego. Bo taki deficytowy tenis, jaki prezentuje nam Martínez dobitnie pokazuje, że czegoś w tym kobiecym tenisie brakuje.

Komentarze (0)