Michał Ligocki ma na swoim koncie występy na trzech zimowych igrzyskach olimpijskich (Turyn 2006, Vancouver 2010, Soczi 2014). Przed dekadą zakończył karierę i zajął się szkoleniem nowych snowboarderów. Jak przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty, chętnych nie brakuje. Na treningi przyjeżdżają młodzi adepci z całej Polski - nawet z Warszawy, Wrocławia czy Szczecina.
Sami wybudowali tor
Problemem jest jednak brak odpowiedniej infrastruktury. Aby zorganizować ósmą edycję Warta Brelok Banked Slalom, Ligocki sam musiał budować tor z przeszkodami pod osłoną nocy. - Tor banked slalomowy daje wiele radości. To trochę jak surfing, tylko na śniegu. Chcieliśmy, żeby w tym roku tor był trochę bardziej wymagający i dłuższy, a dzięki temu każdy wrócił do domu "najedzony snowboardingiem" - mówi.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Przy budowie toru pomagali inni olimpijczycy, jak chociażby Rafał Skarbek-Malczewski (Turyn 2006). W Białce Tatrzańskiej pojawili się też Marek Sąsiadek (Salt Lake City 2002), Zuzanna Smykała (Pjogczang 2018) oraz Karolina Stokfisz (Soczi 2014 i Pjongczang 2018).
- Te zawody to mój autorski pomysł - zaznacza Ligocki. Warta Brelok Banked Slalom odbywa się od dziewięciu lat. To okazja dla środowiska, aby się zintegrować, powspominać stare czasy i równocześnie wesprzeć radą nowe pokolenie snowboarderów.
- Wszyscy jesteśmy pasjonatami snowboardu od zawsze. Chcemy, by ta dyscyplina się rozwijała. Tym razem w Białce Tatrzańskiej było pięciu olimpijczyków, ale w przeszłości bywało, że na zawodach pojawiało się ich ośmiu. Wszyscy z nas cały czas jeżdżą, mamy dużo przyjemności z jazdy na desce i to jest też okazja, aby się spotkać, porywalizować - dodaje nasz rozmówca.
Brakuje wsparcia z ministerstwa
Zawody wymyślone przez byłego reprezentanta Polski mają dwudniową formułę. Jako pierwsi rywalizowali dorośli oraz parasnowboardziści, następnego dnia do głosu doszli najmłodsi. - Było bardzo dużo dzieci, juniorów. To pokazuje, że snowboard w Polsce ma się bardzo dobrze. Chętni do trenowania są i takie imprezy to pokazują, ale... - mówi Ligocki.
Tym "ale" jest brak odpowiedniej infrastruktury w Polsce, czego najlepszym dowodem jest to, że byli olimpijczycy sami muszą budować tor na zawody. - Łatwiej byłoby nam, gdyby snowboard był bardziej doceniany przez Ministerstwo Sportu, gdyby przekazywano środki na taką infrastrukturę - zaznacza nasz rozmówca.
- Skocznie narciarskie, stadiony piłkarskie, orliki, trasy rowerowe i inne obiekty powstają ze środków państwa, a snowboard leży w rękach pasjonatów, którzy jednak mają ograniczone możliwości. Wsparcie od góry pomogłoby naszej dyscyplinie i pewnie mielibyśmy lepsze wyniki na arenie międzynarodowej - dodaje Ligocki.
Sportowiec z Cieszyna ma też pomysł na to, jak jeszcze mocniej spopularyzować snowboard w Polsce. - Marzy mi się jedna rzecz. Lodowisko jako odpad ma śnieg, który zbiera z tafli lodu. Super pomysłem byłoby, aby przy każdym lodowisku była taka konstrukcja, może na rusztowaniach, z kilkoma przeszkodami freestylowymi. Byłoby sporo chętnych na coś takiego - zdradza swój koncept 39-latek.
Ligocki podkreśla, że snowboard ma swoją komórkę w Polskim Związku Narciarskim i dyscyplina zgłasza się z pomysłami do prezesa Adama Małysza. Na razie bez efektów. - Kropla drąży skałę - stwierdza.
Rok do igrzysk w Mediolanie
Tymczasem do zimowych igrzysk olimpijskich w Mediolanie pozostał niespełna rok. Biorąc pod uwagę słabą formę skoczków narciarskich i fakt, że biegi narciarskie po zakończeniu kariery przez Justynę Kowalczyk-Tekieli, niemal nie istnieją w naszym kraju, to właśnie snowboard może dać nam powody do radości w 2026 roku.
- Mamy kadrę snowboardu alpejskiego, która jest dość mocna. Ola Król, Oskar Kwiatkowski czy Michał Nowaczyk mogą być naszymi największymi nadziejami medalowymi w Mediolanie - analizuje Michał Ligocki.
Jednak inne dziedziny snowboardu odeszły w zapomnienie. Obecnie grozi nam, że Polska nawet nie wystawi reprezentacji do rywalizacji w snowboard crossie, w którym przed laty startował brat Michała Ligockiego - Mateusz Ligocki.
- Snowboard freestyle, czyli robienie ewolucji w powietrzu, ma się gorzej. Najpewniej na najbliższych igrzyskach nie będziemy mieć żadnego reprezentanta. W konkurencji snowboard cross, w której mieliśmy spore sukcesy, nie mamy nawet kadry - kończy ze smutkiem w głosie Ligocki.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty