- Jesteśmy jak stara Skoda w rywalizacji z bolidem Formuły 1 - stwierdził. Triumfator Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 2005/2006 użył takiego porównania, ponieważ uważa, że jego reprezentacja w skokach przegrywa przede wszystkim wyścig technologiczny w tej dyscyplinie z takimi potęgami jak Norwegia, Niemcy, Polska czy Austria.
Zdaniem Jandy jeśli jego rodacy nie będą mieli lepszego sprzętu, to nawet przy świetnej formie fizycznej nie będą w stanie zacząć rywalizować jak równy z równym z najmocniejszymi. Nie chodzi tylko o sprzęt typu narty, czy kombinezony. Problem stanowi także infrastruktura dla skoków u naszych południowych sąsiadów. Większość skoczni jest w opłakanym stanie i zawodnicy nie mają gdzie trenować.
Jeszcze przed wybuchem małyszomanii polskie skoki również były w kryzysie. Wówczas tą dyscyplinę z dna podniósł czeski trener Pavel Mikeska. Później wielkie sukcesy zaczął odnosić Adam Małysz. Koniunktora na skoki nad Wisłą ruszyła, a jej owocem są obecne sukcesy Kamila Stocha i jego kolegów z reprezentacji.
Czy podobnie może być w Czechach za kilka lat, gdy pojawi się nowa gwiazda tej dyscypliny? Janda jest bardzo sceptyczny. Twierdzi, że w jego kraju nie wykorzystano czasu gdy on sam był jednym z najlepszych skoczków świata.
Być może za kilka lat ewentualny sukces czeskiego skoczka zostanie jednak lepiej spożytkowany, gdy sam Janda będzie szefował tej dyscyplinie za naszą południową granicą. Były skoczek zdradził niedawno, że ma plany zostać szefem czeskich skoków.
W sezonie 2017/2018 Czesi łącznie nie zdobyli nawet 100 punktów w Pucharze Świata. Indywidualnie najlepszym występem mógł pochwalić się Cestmir Kozisek, który na mamucie w Kulm zajął 13. miejsce.
ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła. Gitarzysta, który sprzedaje czapki