Maciej Kot mógłby być na podium. Walter Hofer: Czemu nikt nie protestował?

PAP / PAP/Grzegorz Momot
PAP / PAP/Grzegorz Momot

Maciej Kot mógł być na podium Turnieju Czterech Skoczni. Polak do trzeciego Daniela-Andre Tandego stracił 7,5 punktu, ostatni skok Norwega w Bischofshofen wzbudził jednak kontrowersje. - Dlaczego nikt nie protestował? - dziwi się Walter Hofer.

Według oficjalnych pomiarów w drugiej serii ostatniego konkursu TCS Tande skoczył 117 metrów. To było miejsce, w którym obie narty Norwega zetknęły się z podłożem. Zawodnik lądował jednak nietypowo. Skok był szarpany, 23-latek walczył z warunkami i zdaniem niektórych sędziowie powinni mu zmierzyć krótszą odległość.

Prawa narta Tandego wylądowała w okolicach 112. metra. Przy takiej odległości to Kot zostałby trzecim zawodnikiem klasyfikacji generalnej TCS.

Nasz skoczek wyraźnie podkreślił, że nie chciał osiągnąć takiego wyniku w niesportowy sposób. Polacy mieli jednak regulaminową furtkę, dzięki której Kot mógł wyprzedzić Norwega. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przyznaje to dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer.

Austriak dziwi się, że nikt nie wniósł protestu. - Wtedy być może to Kot byłby trzeci - mówi. I wyjaśnia: - W tym właśnie celu używamy kamer, z których w specjalnym wyskalowanym programie zaznacza się punkt kontaktu narty z zeskokiem. Robi to człowiek, ale z pomocą sprzętu rejestrującego z prędkością pięćdziesięciu klatek na sekundę.

Najbliższe zawody PŚ odbędą się w weekend na skoczni w Oberstdorfie.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Kamil Stoch znowu pokazał klasę. Czapki z głów i oby tak dalej!

Źródło artykułu: