Według oficjalnych pomiarów w drugiej serii ostatniego konkursu TCS Tande skoczył 117 metrów. To było miejsce, w którym obie narty Norwega zetknęły się z podłożem. Zawodnik lądował jednak nietypowo. Skok był szarpany, 23-latek walczył z warunkami i zdaniem niektórych sędziowie powinni mu zmierzyć krótszą odległość.
Prawa narta Tandego wylądowała w okolicach 112. metra. Przy takiej odległości to Kot zostałby trzecim zawodnikiem klasyfikacji generalnej TCS.
Nasz skoczek wyraźnie podkreślił, że nie chciał osiągnąć takiego wyniku w niesportowy sposób. Polacy mieli jednak regulaminową furtkę, dzięki której Kot mógł wyprzedzić Norwega. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przyznaje to dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer.
Austriak dziwi się, że nikt nie wniósł protestu. - Wtedy być może to Kot byłby trzeci - mówi. I wyjaśnia: - W tym właśnie celu używamy kamer, z których w specjalnym wyskalowanym programie zaznacza się punkt kontaktu narty z zeskokiem. Robi to człowiek, ale z pomocą sprzętu rejestrującego z prędkością pięćdziesięciu klatek na sekundę.
Najbliższe zawody PŚ odbędą się w weekend na skoczni w Oberstdorfie.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Kamil Stoch znowu pokazał klasę. Czapki z głów i oby tak dalej!