MŚ 2018. Korespondencja z Warny: Kochanowski, punkt dla Polski

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Jakub Kochanowski
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Jakub Kochanowski

Po pokonaniu krnąbrnych i niegrzecznych Bułgarów Polacy wjechali na autostradę do finałowej części MŚ w Turynie. Czas jeszcze mocniej wcisnąć pedał gazu, pamiętając przy tym, że taka jazda wymaga wprawnego i bardzo odpowiedzialnego kierowcy.

Nie pamiętam już kto i nie pamiętam dokładnie kiedy powiedział te słowa o Jakubie Kochanowskim, ale wiem, że one padły. Brzmiały po prostu: "Jest w juniorach chłopak, który za parę lat będzie nam sam wygrywał mecze" i padły jeszcze zanim blondwłosy 21-latek zdobył cztery złote medale na kadeckich i juniorskich ME i MŚ.

Przepowiednia sprzed kilku lat spełniła się szybciej, niż ktokolwiek się tego spodziewał. Kuba właśnie rozgrywa swoje pierwsze dorosłe mistrzostwa świata, a już zdążył nam wygrać dwa najważniejsze jak na razie spotkania.

Po pewnym zwycięstwie nad Iranem 3:0 wydawało mi się, że z Bułgarami pójdzie już łatwiej. Widziałem tylko jedną możliwość, żeby ich bardzo prosta, siłowa gra okazała się przeciwko Polakom skuteczna - jeśli poniosą ich trybuny. Informację, która obiegła Warnę we wtorek rano, przyjąłem tyleż z nadzieją, co z niedowierzaniem - oto nasi kibice mieliby wytrącić gospodarzom największy atut z ręki i wykupić aż 3200 z około 4700 biletów.

Te szacunki okazały się niestety przesadzone. Polskich fanów było w Pałacu Kultury i Sportu około 1,5 tysiąca. Zdzierali gardła z całych sił, ale z miejscowymi nie mieli szans. Gdy Bułgarzy po raz pierwszy ryknęli "Bulgari Junaci", wiadomo już było, że swojej topornej drużynie są w stanie dodać skrzydeł.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Sprytny pomysł Bułgarów. Szalpuk: "Też byśmy tak zrobili"

Oni mieli przewagę liczebną, ale na szczęście my górowaliśmy jakością gry i umiejętnościami. Zaczęliśmy mecz jak trzeba - trzymaliśmy rywali na tyle głęboko pod wodą, żeby odciąć dopływ tlenu z trybun. W drugiej partii zaczęła się jednak bitwa "na noże". Bułgarzy wiedzieli, że muszą nas wciągnąć w siatkarską bójkę, bo w normalnej grze nie mają z nami szans. W górze latały zaciśnięte pięści, a w stronę naszych graczy wędrowały cwaniackie spojrzenia i triumfujące uśmieszki. Tyle że jedynie po bułgarskiej stronie, Polacy nie zamierzali dawać się w to wciągnąć.

- Trzymaliśmy emocje w sobie, bo gdybyśmy prowokowali ich groźnymi minami i agresją, oni mogliby się jeszcze bardziej nakręcić. Nie tego było nam trzeba - mówił już po spotkaniu Fabian Drzyzga.

Walentin Bratojew, ten, który narobił nam najwięcej szkód swoimi atakami, pokazał nawet środkowy palec w stronę Michała Kubiaka. Pewnie nikt tym zajściem się nie zajmie, bo przecież dotyczy ono siatkarza gospodarzy. A szkoda, bo skoro naszych graczy karze się grzywnami po 700 euro za ominięcie strefy mieszanej, to Bratojewowi należy się przymusowy odpoczynek przynajmniej w jednym spotkaniu.

W podjazdowej wojence współgospodarze MŚ wygrali drugiego seta i przegrali trzeciego. W obu partiach sporo było wyrównanej gry, a to napędzało publikę, która ewidentnie dodawała swoim graczom energii. - Macie lepszą drużynę, my lecimy na skrzydłach entuzjazmu - mówił mi znajomy bułgarski dziennikarz. W czwartej odsłonie te skrzydła jeszcze długo niosły gospodarzy, ale w końcu raz na zawsze podciął je Kochanowski.

Dzień wcześniej, w trzecim secie meczu z Iranem, młody środkowy wchodził na zagrywkę przy prowadzeniu rywali 22:19 i serwował już do końca spotkania. Tym razem zadanie miał łatwiejsze, zaczął je przy wyniku 23:23. Jeden potworny serwis, potem drugi, szast-prast i po robocie. Można było głęboko zajrzeć w oczy przeciwnikom i sprawdzić, czy u którego z nich widać jeszcze choćby drobne ślady spojrzenia typu "co to nie ja".

- Po ostatnim punkcie Michała Kubiaka prawie cała drużyna spojrzała w ich stronę. Oni mogli tylko bezradnie rozłożyć ręce, a my - szeroko się uśmiechnąć - zdradził Drzyzga.

Porażka w zamian za prowokacje i brzydkie gesty to godziwa zapłata dla bułgarskich siatkarzy, ale trzeba zaznaczyć, że do ich kibiców nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Opowieści o fruwających w 2012 roku w Sofii zapalniczkach i kipiących agresją miejscowych przy tym, co działo się teraz w Warnie, brzmią jak bajka o żelaznym wilku. Było gorąco, żywiołowo i głośno. Ale był też szacunek i zrozumienie, że prawo do przeżywania ogromnych emocji nie jest jedynie prawem gospodarza.

- Często zdarza ci się zobaczyć w czasie meczu środkowy palec? - zapytał jeden z dziennikarzy Kubiaka. - Wbrew pozorom, często - odparł nasz kapitan. - A jak na to odpowiedziałeś? - padło kolejne pytanie. - 3:1 dla Polski - rzucił Kubiak, podpisując się pod tymi słowami szelmowskim uśmiechem. - Przestałem dyskutować z Bratojewem, widząc, że na nich to nie działa. Do tego publika to podchwyciła i każde takie spięcie wychodziło na ich korzyść. Nie było sensu grać na ich emocjach. Ważniejszy był nasz spokój - skomentował. Zdanie-wytrych "tylko spokój może nas uratować" tym razem miało całkowicie praktyczne zastosowanie.

Do drugiej fazy mistrzostw świata Polacy zabierają zatem komplet piętnastu punktów. Zostają w Warnie, a z innych miast przyjadą do nich Serbowie, Francuzi i Argentyńczycy. Już na starcie mamy przewagę nad każdą z tych ekip - o trzy punkty wyprzedzamy Serbów, o cztery "Trójkolorowych" i o pięć Argentynę, która w grupie H powinna pełnić rolę dostarczyciela punktów. Jeśli my zabierzemy jej trzy, do awansu do najlepszej szóstki turnieju mogą nam wystarczyć dwa sety ugrane z jednym z dwóch pozostałych rywali. A zarówno ekipa Nikoli Grbicia, jak i Laurenta Tillie'ego, jest w naszym zasięgu.

Najgroźniejszym rywalem będzie chyba Serbia, która na razie potknęła się tylko na piekielnie silnych Amerykanach, a we wtorek po pięciosetowej walce wyrwała zwycięstwo Rosji, choć w tie-breaku "Sborna" prowadziła już 3:0. Ta wygrana może mocno napędzić do gry siatkarzy z Bałkanów, których wyraźnym liderem jest Aleksandar Atanasijević, a potężną bronią kamienie rzucane w przeciwników z pola zagrywki.

Francuzi mają w tym turnieju swoje problemy, przegrali już dwa spotkania - z Brazylią i niespodziewanie z Holandią, ale pod koniec pierwszej fazy rozbudził im się Earvin Ngapeth. Jeśli ten siatkarski sztukmistrz zabierze wysoką formę do kolejnej fazy, może wyrządzić nam sporo krzywdy. W grupie H rywalizację zaczniemy w piątek od starcia z teoretycznie najsłabszą Argentyną. W kolejnych dniach nasi zagrają z Francją i Serbią.

Z drugiej strony, po co mamy się zastanawiać, czy pomoże nam terminarz, czy rywale pozabierają sobie punkty, skoro na razie gramy po prostu dobrze i my tych punktów nie oddajemy nikomu. Polska wataha wilków dobrze już wie, jak wspólnie polować, a do księżyca wyje jednym, budzącym przestrach głosem.

Turniej układa się dla nas pięknie, ale póki co darujmy sobie jeszcze mówienie o medalu. Stawiajmy tej drużynie za cel awans do najlepszej szóstki, grę w decydującej fazie turnieju w Turynie. Jeśli to się uda, wtedy zaczniemy wyobrażać sobie Biało-Czerwonych na podium. Ten, kto mówi, że przecież już teraz mamy do tego Turynu autostradę, niech pamięta, że taka droga zawsze wymaga bardzo odpowiedzialnego kierowcy.

Zacząłem od Kochanowskiego i na nim chciałbym skończyć. Bardzo podoba mi się stwierdzenie, że jeszcze kilka tak dobrych spotkań w reprezentacji i Kuba zostanie Kochanowskim numer jeden w całej historii Polski. Choćby dlatego, że już w wieku 21 lat jest poetą siatkówki. Jeśli chodzi o wiersze, to mnie póki co stać tylko na prościutkie "Kochanowski, punkt dla Polski", ale wiem, że ten gość zasługuje na coś znacznie lepszego.

Z Warny - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Komentarze (10)
avatar
Małgorzata Pawlak
20.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jaka autostrada? W porównaniu z grupą Brazylii to Himalaje. 
avatar
Małgorzata Pawlak
20.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jaka autostrada? W porównaniu z grupą Brazylii to Himalaje. 
avatar
marulek
19.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja akurat mam nadzieję, że Kochanowski nie pójdzie w ślady Bieńka, bo dwóch firanek na siatce nam nie trzeba. Może Kochanowski tak śmiesznie nie lata na siatce, ale póki co jako stricte blokują Czytaj całość
avatar
mix83
19.09.2018
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
"we wtorek po pięciosetowej walce wyrwała zwycięstwo Rosji, choć w tie-breaku "Sborna" prowadziła już 3:0."
Rzeczywiscie podniesc sie z 3:0 z poczatku tie breaka jest niezwykle trudno Powinno
Czytaj całość
avatar
Grieg
19.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A tak w ogóle, ciekawe, kto jest u nas teraz najmłodszym reprezentantem, skoro Kochanowski i Kwolek urodzili się tego samego dnia ;) (Fornal jest o 1,5 miesiąca młodszy od nich, ale on ostatecz Czytaj całość