Wszystkie dotychczasowe mecze Espadonu w Arenie Szczecin kończyły się na pięciosetowej batalii. Wydawało się, że GKS może złamać tę tradycję. Nie złamał, choć prowadził już 2:0. - To spotkanie nie układało się na początku po naszej myśli. Bardzo źle weszliśmy w ten mecz, popełnialiśmy dużo błędów - surowo ocenił Bartosz Gawryszewski.
- Drużyna z Katowic bardzo wysoko postawiła poprzeczkę, nie byliśmy w stanie im dorównać - dodał środkowy. Jak się jednak potem okazało, tylko do czasu. Nóż na gardle po dziesięciominutowej przerwie zrobił swoje. - Nie zawsze się wygrywa, ważne, że zespół powstał z kolan. Cieszy, że po dwóch słabych setach weszliśmy na ten nasz poziom.
Trener Michał Gogol najwięcej pretensji do swoich siatkarzy miał za fatalną postawę drużyny w polu serwisowym. - Zaczęliśmy psuć seriami zagrywki. Myślę, że troszeczkę "się zagrzaliśmy" w głowach na tym serwisie. Niemniej jednak drużyna z Katowic grała wtedy naprawdę dobrze, bardzo twardo na zagrywce, bardzo twardo w ataku - ocenił.
Wysokie zwycięstwo w czwartej partii dawało miejscowym kibicom nadzieję na lepszą zdobycz punktową. Powiedzenie, kto prowadzi w meczu 2:0 i nie wygrywa go 3:0, przegrywa 2:3, tym razem się jednak nie sprawdziło. - Udało się nam zapunktować w kolejnym spotkaniu i to bardzo cieszy, niestety trochę zabrakło w końcówce. Bardzo dobra postawa ekipy z Katowic nie pozwoliła nam, by dwa punkty pozostały w Szczecinie - podsumował Gawryszewski.
ZOBACZ WIDEO Wielka wpadka sędziego, Barcelona pokonała Malagę [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Zawsze, gdy gra się tie-breaka, to jest nadzieja na dwa punkty, bo przecież ten set jest bardzo krótki. Nie ma wtedy miejsca na błędy. Ale cieszę się, bo myślę, że z poziomu tego spotkania można być zadowolonym - rzucił na koniec szkoleniowiec gospodarzy.
W następnym meczu szczecinianie zagrają o punkty w PlusLidze w Będzinie z MKS-em.