Gdy pod siatką zaczyna iskrzyć można być pewnym, że jedną z osób, która te iskry wskrzesza, albo przynajmniej podtrzymuje żar, jest Michał Kubiak. Za waleczność pokochali go kibice, a przeciwnicy znienawidzili. Zawodnik, któremu nie brakuje ambicji, ani talentu na mistrzostwach Europy chce zdobyć coś więcej, niż medal z buraka.
"Poszedł jak dzik w żołędzie" - powiedział kiedyś o ekwilibrystycznej interwencji w obronie Kubiaka Krzysztof Ignaczak. Przyjmujący popisał się umiejętnościami technicznymi i zawziętością podczas meczu z Serbami w czasie Pucharu Świata w 2011 roku. To był jego pierwszy sezon reprezentacyjny. Przydomek przylgnął do siatkarza, a on do drużyny narodowej. Od tego czasu chyba nikt nie wyobraża sobie kadry bez "Dzika".
Zibi i plaża
Chytre kiwki, sprytne plasy, dobra gra palcami - to znaki rozpoznawcze Michała Kubiaka. Umiejętności techniczne, z których dziś jest znany, wypracował na piasku. Wcześniej próbował sił w tenisie ziemnym, ale podobno zaczął trenować zbyt późno by wyuczyć się na gwiazdę pokroju Borisa Beckera. Sportowe zacięcie trzeba było jednak wykorzystać. Siatkówka była dla niego naturalnym wyborem - jego ojciec jest trenerem tej dyscypliny.
Świnoujście. Końcówka lat 90. Młody Kubiak bierze udział w turnieju dwójek. Właśnie tam po raz pierwszy spotyka Zbigniewa Bartmana. Siatkarze grają przeciwko sobie, wygrywa "Zibi". Kilka lat później decydują się na wspólne występy. Tak zaczyna się przyjaźń, która nie przetrwała jednak próby czasu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: piękna Serbka skończyła z tenisem. Kibice o niej nie zapominają
Chłopcy zaczęli wspólne treningi w 2004 roku, spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Po czterech miesiącach zostali mistrzami Europy do lat 18. Przez chwilę mieli śmiałe plany, by dalej podbijać światowe plaże, ale Bartmana ciągnęło do siatkówki halowej. Kiedy pojawiły się pierwsze sukcesy w młodzieżowych reprezentacjach, postanowił w całości poświęcić się halowej odmianie sportu. Tak samo zrobił Kubiak.
Warszawski sen
Musiało minąć kilka lat zanim zaczął wyróżniać się na parkietach PlusLigi. Debiutował w Jokerze Piła, później odgrywał drugoplanową rolę w AZS-ie PZU Olsztyn. Zaliczył też sezon w I-ligowym KS Poznań, by następnie dołączyć do izraelskiego Hapoelu Kiryat Ata. Po sezonie spędzonym na Bliskim Wschodzie zauważył go Grzegorz Wagner, ówczesny trener kadry B.
Miał szczęście, bo akurat w 2009 roku druga reprezentacja została zaproszona na Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Podczas turnieju pokazał się z dobrej strony szerszej publiczności. Świetne występy zaowocowały kontraktem we włoskim Volley Padwa. Do Włoch pomógł mu się przeprowadzić Bartman. Tam skrzydłowy spotkał Lorenzo Bernardiego, kolejną istotną postać w swojej karierze. Trener kilka lat później przyznał, że od początku widział, jak wielki drzemie w Kubiaku potencjał.
W słonecznej Italii "Dzik" nie zagrzał jednak miejsca. Po roku wrócił do Polski. Dołączył do AZS-u Politechniki Warszawskiej, razem z Bartmanem. Podobno gra w jednym klubie była dla obu marzeniem. To, że świetnie się dogadywali, było widać na boisku. Razem stworzyli duet sezonu, o którym mówili wszyscy siatkarscy komentatorzy. Szczególnie dla Kubiaka to był przełom, wcześniej rezerwowy, w stolicy dostawał szanse gry w pierwszym składzie. Na boisku emanował pewnością siebie. Imponował też sprytem.
- Po czterech spotkaniach okazało się, że to objawienie ligi. Wygraliśmy trzy z tych meczów, a Michał w każdym był ogłaszany MVP - wspominał Radosław Panas, były trener stołecznego klubu w wypowiedzi dla sport.pl. Szybko stało się jasne, że po skrzydłowego zgłosi się reprezentacja i lepsze kluby.
Bez strachu
Andrea Anastasi nie zwlekał z przetestowaniem Kubiaka. Pozwolił mu wejść na boisko podczas Ligi Światowej 2011. W Rio de Janeiro, przed tysiącami brazylijskich kibiców przyjmujący zadebiutował. Już wtedy dał się we znaki przeciwnikom zdobywając kilka ważnych punktów. Jak przyznał, nie czuł żadnej tremy. Kto wie, czy to spotkanie nie ukształtowało późniejszych relacji zawodnika z Canarinhos.
W kolejnych meczach kadry Kubiak irytował Brazylijczyków nie tylko udanymi, cwanymi zagraniami, ale również swoim zachowaniem. W 2012 roku w czasie "światówki", gdy po ataku reprezentanta Polski z przechodzącej piłki sędzia niesłusznie przyznał punkt naszej drużynie, Bruno Rezende miał wyzwać cieszącego się z punktu Kubiaka od "skur*****". To wywołało burzę pod siatką, którą zakończyć musiał sędzia, bo młody Polak nie dał sobie w kaszę dmuchać.
Apogeum napięcia na linii Kubiak - Brazylia przypadło na mistrzostwa świata w 2014 roku. W trzecim secie wygranego przez Biało-Czerwonych spotkania III fazy nasz reprezentant mocno protestował przeciwko decyzjom arbitra. Dostał za to nawet czerwoną kartkę. Chyba nic w historii nie wyprowadziło z równowagi Brazylijczyków tak, jak wtedy Polak. - Grałem z wieloma znakomitymi graczami. Z Gibą, z Sergio, z najwspanialszymi siatkarzami na świecie. I żaden z nich nie zachowywał się tak, jak Michał Kubiak. Nie akceptuję takiej postawy. Uważam, że nigdy nie wolno się tak zachowywać - mówił po tym meczu Bruno Rezende, rozgrywający reprezentacji Brazylii.
Brazylijczycy, to z resztą nie jedyna nacja, której podpadł Kubiak. W trakcie meczu Pucharu Świata w 2011 roku naprzykrzył się Włochom. Po ostatniej piłce meczu miał sprowokować obelgą Dragana Travicę. Rozgrywający "Azzurrich" od razu ruszył do Polaka, wkrótce dołączyli do nich pozostali gracze. Przepychanka zakończyła się dopiero po interwencji trenerów.
Również Irańczycy nie raz poczuli się dotknięci zachowaniem aktualnego kapitana kadry Polski. Szczególnie podczas igrzysk olimpijskich w Rio. Po ostatnim gwizdku pięciosetowego boju zakończonego zwycięstwem Polski, Kubiak i Bartosz Kurek wykonali gesty, które zostały potraktowane przez Persów za obraźliwe. Kłótnia trwała nie tylko na boisku, ale również na konferencji prasowej. Wtedy Mir Saeid Marouflakrani stwierdził, że Polacy zachowują się w stosunku do nich tak, a nie inaczej, bo nie lubią Irańczyków. "To jest nieprawda. Kochamy Irańczyków!" - stwierdził chwilę później Kubiak. Komentarz tylko jeszcze bardziej zdenerwował Maroufa.
Japończyk
Swoją zadziorność Kubiak pokazywał również podczas spotkań ligowych. Szczególnie gdy u boku miał równie porywczego Zibiego, a na ławce trenerskiej ufającego mu w pełni Lorenzo Bernardiego. Takie trio spotkało się w sezonie 2011/2012 w Jastrzębiu Zdroju.
Po trzech latach z Jastrzębia razem z Bernardim wyemigrował do Halkbanku Ankara, w którym potwierdził, że za wielkim charakterem idą też wielkie umiejętności. Dwa razy zdobył Superpuchar Turcji, raz mistrzostwo, wicemistrzostwo i Puchar Turcji.
Po takich sukcesach mógł wrócić do każdego klubu w Polsce, mógł znów pojechać do Włoch lub zarobić duże pieniądze w Rosji. Zdecydował się jednak wyjechać jeszcze dalej. Do Japonii, jako pierwszy polski siatkarz w historii. - Jest inaczej, jest trudniej, bo jestem jedynym obcokrajowcem - opowiadał, ale jednocześnie dodał, że z przygody jest zadowolony. W klubie Panasonic Panthers z siedzibą w Hirakacie ma spędzić kolejny sezon.
Kapitan
Razem z udanymi sezonami w lidze, szła dobra gra Kubiaka w reprezentacji. Z każdym rokiem jego znaczenie dla kadry rosło. Podobno odegrał ważną rolę w odsunięciu od kadry w 2013 roku Bartmana.
Było to tuż przed Memoriałem Huberta Jerzego Wagnera. W czasie sparingu z Serbami wśród Polaków miało dojść do kłótni. Po tym meczu Andrea Anastasi zrezygnował z usług Bartmana, a Kubiak i "Zibi" ze swojej przyjaźni. Podczas gdy Bartman plątał się po zagranicznych klubach, "Dzik" zdobywał kolejne doświadczenia w kadrze.
Po zdobyciu mistrzostwa świata i odejściu kluczowych zawodników reprezentacji, pochodzący z Wałcza zawodnik stał się jednym z najbardziej doświadczonych siatkarzy drużyny. Mimo to Stefan Antiga na kapitana zespołu wybrał znacznie spokojniejszego Karola Kłosa. Pech chciał, ze środkowy na początku sezonu 2015 doznał kontuzji. W tej sytuacji kapitanem został Kubiak.
To właśnie w tym roku padły słynne słowa siatkarza o medalu z buraka. Tak "Dzik" określił brąz zdobyty podczas uważanego za najtrudniejszy turniej siatkarski Pucharu Świata, który nie dawał naszej reprezentacji awansu na igrzyska olimpijskie. - Mimo to, że zdobyliśmy na tym turnieju medal, to ja i tak uważam, że to burak - powiedział zawodnik po zakończeniu rywalizacji w Tokio i ponownie pokazał, że interesuje go tylko walka o najwyższe cele.
Ambicja przyjmującego musiała zaimponować kolejnemu szkoleniowcowi reprezentacji, bo ten zostawił mu kapitańską opaskę. - Michał ma odpowiedni charakter, godny kapitana. Jest waleczny i charyzmatyczny. To prawdziwy wojownik, który potrafi pociągnąć zespół do boju. Sprawdził się w tej roli w drużynie prowadzonej przez Stefana Antigę i uznałem, że nadal powinien nosić opaskę kapitana - powiedział Ferdinando De Giorgi "Przeglądowi Sportowemu" uzasadniając swój wybór.
Ze swojej roli siatkarz wywiązuje się wzorowo. Przynajmniej według jego kolegów z zespołu. Problemy mają z nim za to czasem dziennikarze. Bo po srogich porażkach bywa, że Kubiak nie pojawia się na konferencjach prasowych. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w Katowicach w czerwcu 2017 r. Polacy zagrali fatalnie i przegrali z reprezentacją Rosji. Kapitan nie skomentował jednak spotkania, bo "musiał udać się do fizjoterapeuty". "Dzik" milczał też przez całe mistrzostwa świata 2014, bo obraził się na jedną z publikacji na swój temat. Z mediami zaczął rozmawiać dopiero po finale.
I choć Kubiak nie jest wyróżniającym się siatkarzem pod względem warunków fizycznych, to właśnie na niego powinni mieć oko nasi rywale - tak przynajmniej uznała Europejska Federacja Siatkówki w wideo zapowiadającym imprezę, w której typuje gwiazdy turnieju. Czy po zakończeniu turnieju też zostanie wybrany gwiazdą? Tego nie wiadomo, ale można być pewnym jednej rzeczy. Jeśli po meczu z udziałem Polaków pod siatką rozpęta się huragan, to Kubiak będzie w oku tego cyklonu.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)