El. MŚ 2018: do meczu z Serbią jeszcze daleko. "Indyk też myślał o niedzieli"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Maja Tokarska przymierzająca się do ataku
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Maja Tokarska przymierzająca się do ataku

Kolejny krok wykonany. Polskie siatkarki pokonały Islandię w trzech krótkich setach podczas turnieju eliminacyjnego do mistrzostw świata. Tym razem obyło się bez komplikacji. Tym samym to koniec spotkań Biało-Czerwonych z "egzotycznymi" rywalkami.

W tym artykule dowiesz się o:

Trener Jacek Nawrocki posłał na boisko zupełnie inny skład niż na rozegrany dzień wcześniej mecz z Cyprem. Na boisku zaprezentowały się w większości te siatkarki, które we wtorek albo oglądały całe spotkanie z perspektywy kwadratu dla rezerwowych albo też pojawiły się na boisku, lecz tylko na krótkie zmiany.

- My jesteśmy jak wielka rodzina - oceniła Marlena Pleśnierowicz, która rozegrała w środę cały mecz - Widać, że nasza kadra jest na podobnym poziomie jeśli chodzi o umiejętności. Nie wiem za bardzo, jak to porównać, bo nie widziałam meczu z Islandią z boku, ale muszę przyznać, że grało nam się bardzo przyjemnie.

- Każdy powie, że to Islandia, że mało wymagający przeciwnik. Ale myślę, że dla nas ważne było to, żeby udźwignąć odpowiedzialność. Przecież stawką były trzy punkty. Na pewno ta walka wygląda inaczej niż gra o ligowe punkty - to już słowa Mai Tokarskiej, która jeszcze dwa tygodnie temu walczyła wraz z Hisamitsu Springs w Klubowych Mistrzostwach Świata.

Trudno jednak nazwać środkową reprezentacji Polski "zawodniczką drugiej szóstki". To pokazuje, że w kadrze zaciera się granica między składem wyjściowym, a rezerwowymi.

ZOBACZ WIDEO Kochanowski jak Milik. "Naszym celem jest złoto MŚ juniorów"

- Chciałabym, żeby tak było. Myślę, że wiele też zależy od przeciwnika. Każda z nas lubi grać i przebywać ze sobą. Starałyśmy się czerpać satysfakcję z tego, że jesteśmy razem i jednocześnie nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami - przyznała Tokarska.

Dlatego też Polki na razie nie myślą o niedzielnym meczu z reprezentacją Serbii - głównym faworytem do triumfu podczas turnieju w Warszawie. - Indyk też myślał o niedzieli, a jak my będziemy tak myśleć, to pewnie szybko się potkniemy - przestrzegała reprezentantka Polski - Najpierw mamy Słowaczki, później Czeszki, a potem przyjdzie czas na Serbki - przypomniała.

Mecze żeńskiej kadry w Warszawie jak na razie nie cieszą się wielkim zainteresowaniem kibiców. Według danych organizatorów, na wtorkowe spotkanie do Torwaru przybyło 500 widzów, zaś dzień później o 100 osób więcej.

- Bardzo dziękujemy tym, którzy przybyli, by nas oglądać, bo to trzeba docenić. Zapraszamy, by kibice przychodzili, bo żeńska siatkówka jest fajna. Mam nadzieję, że jeśli w tym roku uda nam się osiągnąć dobry wynik w World Grand Prix lub Mistrzostwach Europy, to fani znów przyjdą do hal - dodała Pleśnierowicz.

Nie jest wykluczone, że rozgrywająca Pałacu Bydgoszcz przed rozpoczęciem kolejnego sezonu ligowego zmieni klub. Z pewnością nie może narzekać na brak ofert. - Na razie trwają rozmowy na ten temat. Mam jeszcze ważny kontrakt w Pałacu, więc za dużo nie mogę powiedzieć, zwłaszcza że to nic pewnego. Nie chcę zapeszać - skomentowała zawodniczka.

W czwartek reprezentacja Polski podczas turnieju eliminacyjnego do mistrzostw świata w Japonii zmierzy się ze Słowacją. Pierwszy gwizdek o 20:40.

Komentarze (0)