Miłosz Majka: Jesteśmy na siebie źli

Asystent Wiesława Popika w reprezentacji Polski B siatkarek mimo wyraźnej porażki Biało-Czerwonych w Zawierciu nie tracił wiary w możliwości i siłę swoich zawodniczek.

Reprezentacja Polski kobiet B nie przywitała się najlepiej z rodzimą publicznością w Zawierciu po powrocie z wypraw do Gruzji i Turcji w ramach Ligi Europejskiej kobiet. Drużyna Jana de Brandta w trzech szybkich setach rozprawiła się z nieskuteczną w ofensywie polską ekipą. - Węgierki na pewno zaprezentowały się dużo lepiej, niemniej nie powinniśmy się w tym momencie niczym tłumaczyć. Jeżeli zamierzamy grać w siatkówkę na wysokim poziomie, to musimy być na to mentalnie przygotowani. Postawa przeciwnika nie była dla nas zaskoczeniem, wiedzieliśmy, na co go stać: problem polegał na tym, że nasza gorsza postawa w przyjęciu podcięła skrzydła całej drużynie - tłumaczył Miłosz Majka, drugi szkoleniowiec reprezentacji.
[ad=rectangle]

Liderki węgierskiej drużyny, czyli Dora Horvath i Renata Sandor (15 i 14 punktów w sobotnim meczu), a także znana w Polsce Rita Liliom (9 pkt), niejednokrotnie były poza zasięgiem polskich siatkarek i bez kłopotu wypracowywały przewagę swojej ekipy. - Do tego trzeba przyznać drużynie Węgier, że znakomicie broniły. Przedostatnia akcja meczu była tego potwierdzeniem i tak naprawdę podsumowaniem całego spotkania: węgierska zawodniczka podbiła nasz bardzo dobry, wysoki atak po kierunku i dzięki temu jej zespół wyprowadził skuteczną kontrę. Natomiast my w tym elemencie spisaliśmy się słabiej, do tego popełniając 13 błędów w przyjęciu - wyjaśniał Majka.

Wielu obserwatorów ma spore pretensje do kadrowiczek Wiesława Popika o wyraźną słabość mentalną i niemożność udźwignięcia meczowej presji. Polki stać było na chwile lepszej gry po drugiej przerwie technicznej każdego seta, ale początki kolejnych odsłon meczu należały wyłącznie do rywalek. - Cały czas nad tą sferą pracujemy. Można powiedzieć, że gramy już dziewiąty mecz w tym składzie, ale trafniejsza będzie ocena, że to dopiero dziewiąty mecz na tym poziomie dla naszych dziewczyn. Takich spotkań trzeba rozegrać kilkadziesiąt, żeby być pewnym siebie i od początku wejść w rywalizację. Koncentracji i chęci na pewno nam nie brakuje, ale musimy wciąż nabywać potrzebnego doświadczenia. Płacimy teraz cenę za brak ogrania, ale to wszystko idzie w dobrym kierunku. Zawodniczki wrócą do swoich klubów i będą silniejsze po każdym względem. Póki co widać po nich, z jaką presją wiążą się występy w Biało-Czerwonych barwach - mówił trener.

Biało-Czerwonej kadrze nie udało się skorzystać z porażki Izraela w starciu z Greczynkami i wyprzedzenia tego zespołu w tabeli Ligi Europejskiej. - Jesteśmy źli na siebie, bo otrzymaliśmy prezent, z którego nie skorzystaliśmy. Czasami łatwo się mówi, ale dalej bardzo chcemy i wierzymy mimo już trzeciego przegranego spotkania z rzędu. Trzeba być optymistą, bo praca na treningach wygląda naprawdę dobrze... Oczywiście, teraz trzeba to przenieść na boisko, ale wierzę, że taki moment nadejdzie - asystent Wiesława Popika nie tracił wiary.

Źródło artykułu: