PGNiG Nafta Piła przegrała rewanżowe spotkanie na Podpromiu, ale okazała się lepsza w złotym secie od Developresu SkyRes Rzeszów. Pilanki pokazały charakter, bo dwie partie poprzedzające złotego seta padły łupem rzeszowianek. Wydawało się, że rozpędzony beniaminek Orlen Ligi nie wypuści szansy z rąk, ale decydująca partia była w ich wykonaniu bardzo słaba.
[ad=rectangle]
- Zaczęliśmy rywalizację w Rzeszowie od wygranej 3:0 na początku sezonu, a kończymy wygranym złotym setem, co mnie bardzo cieszy. Udowodniliśmy, że serca do walki nam nie brakuje. Cieszę się, że choć od dłuższego czasu gramy w 9-osobowym składzie, wytrzymujemy to. Przyjechaliśmy tutaj awansować do strefy 9-10 i swój cel osiągnęliśmy. Kolejne wyzwanie przed nami i trzeba je zrealizować. Developres nie oddał tego zwycięstwa łatwo, dziewczyny napsuły nam niesamowicie dużo krwi - mówi Łukasz Przybylak, trener ekipy z Grodu Staszica.
W zdecydowanie gorszym nastroju był Mariusz Wiktorowicz. Gra Developresu falowała. Nie bez wpływu na wynik była - tak jak w przypadku PGNiG Nafty - fatalna sytuacja kadrowa. Gospodynie do pojedynku przystąpiły w 9-osobowym składzie. Tylko jedną zawodniczkę więcej miał do dyspozycji Przybylak.
- Był to mecz na podłożu emocjonalnym. To było widać po jednym i drugim zespole. Nasza drużyna zostawiła kawał serca i zdrowia na boisku. Też mamy duże problemy personalne, ale staramy się cały czas pokazywać to serducho na boisku. Nie będę mocno zagłębiał się w statystyki. Był to mecz walki. My wyciągnęliśmy go z trudnej sytuacji - przegrywaliśmy 1:2. Chcieliśmy wygrać złotego seta, ale od momentu 4:5 nie skończyliśmy kilku piłek i przeciwnik nam odjechał, a potem było trudno. Zrobimy wszystko, aby kolejne dwa spotkania, które są przed nami, zakończyć zwycięstwami i mieć to 11., a nie 12. miejsce - oznajmia trener rzeszowianek.