Gacek gra dużo lepiej niż w poprzednim sezonie - rozmowa z Sebastianem Świderskim, trenerem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Szkoleniowiec kędzierzynian broni swojego powszechnie krytykowanego libero, porusza wątek obecności kamer na czasach, a także opowiada, jak w jego zespole odnajdują się Grzegorz Bociek oraz Dick Kooy.

Wiktor Gumiński: ZAKSA jest czołową polską drużyna i aktualnym wicemistrzem kraju, więc jej mecze często są pokazywane w telewizji. Od paru lat, w realizacji widowisk siatkarskich obowiązuje zwyczaj wkraczania na czasy poszczególnych drużyn z kamerą i mikrofonem. Nie jest to pana zdaniem przekraczanie pewnych granic?

Sebastian Świderski: Najgorsze jest to, że tutaj nie ma żadnych granic. Nie ma żadnego regulaminu, gdzie wszystko powinno być zapisane. Sztab szkoleniowy wraz ze statystykami przygotowuje taktykę, siedząc nad nią czasami po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin dziennie. Wszystko po to, żeby znaleźć 1-2 akcje, które będą skuteczne w końcówce. Przy tłumaczeniu, że "telewizja musi być", nasza praca jest bez sensu, ponieważ cała swoją taktykę podaje się przeciwnikowi na tacy. Rozumiem oczywiście, iż telewizja chce pokazać jak najwięcej. Bez niej nie byłoby tej wielkiej siatkówki oraz sponsorów. Należy natomiast spojrzeć również na sprawę z naszej perspektywy, by ten nieszczęsny operator nie biegał za każdym zawodnikiem bądź trenerem i nie przykładał kamery 30 cm od twarzy. Mnie to na przykład krępuje i czuję wielki dyskomfort. Są jednak ekipy, które to rozumieją, przyjdą przed meczem i porozmawiają. Wielki ukłon w ich stronę za to, że szanują naszą pracę. Normalnie operatorzy stoją metr lub dwa za ławkami, a stamtąd mogą już zrobić zbliżenie.

Trzeba przyznać, że na samym początku kariery trenerskiej nie trafił się panu zespół łatwy do prowadzenia. 

- ZAKSA, a kiedyś Mostostal Azoty Kędzierzyn-Koźle, jest ikoną Opolszczyzny, tak że na pewno aspiracje są tutaj bardzo duże. Swego czasu Mostostal wygrywał wszystko, więc teraz również są takie oczekiwania i takie mamy ambicje. Na pewno prowadzenie takiego zespołu nie jest łatwe. Dwa lata temu grałem jeszcze z wieloma zawodnikami, mam w drużynie kilku dobrych znajomych. Natomiast obowiązuje jedna rzecz: przyjaźnie kończą się w momencie, kiedy zaczynamy pracę. Gdy wychodzimy na boisko, zaczynamy trenować w hali, wtedy są wymagania. Dzielimy się na szefa i ludzi, którzy mają go słuchać. Dostajemy pieniądze za wygrywanie meczów i zdobywanie punktów, a nie za to, jakimi jesteśmy kolegami.

ZAKSA pod wodzą Świderskiego wygrał dotychczas 8 z 11 pojedynków ligowych
ZAKSA pod wodzą Świderskiego wygrał dotychczas 8 z 11 pojedynków ligowych

Ci bardziej charakterni i doświadczeni gracze zawsze się słuchają czy jednak niejednokrotnie trzeba ich upominać?

- Nie ma znaczenia, czy ktoś jest charakterny, czy nie, młody czy stary. Często zdarza się, że trzeba przypominać, zwracać uwagę. Każdy ma myśleć o tym, co robi, wykonywać swoje zadania, a dodatkowo pomagać. Na boisku występuje sześciu plus libero i często zdarza się, że ktoś gra trochę słabiej. Inni zawodnicy muszą więc czasami dać od siebie coś więcej, aby drużyna grała i przede wszystkim wygrywała.

Przed rozpoczęciem sezonu na łamach jednej z gazet powiedział pan, że jest sporo zagadek. Jedna z nich brzmiała: "czy Grzegorz Bociek da sobie radę w roli pierwszego atakującego?". Ostatnimi czasy widać, że sobie radzi, i to dość dobrze.

- Grzesiek trenuje bardzo dużo i ciężko. Często przychodzi wcześniej albo zostaje chwilę po treningu. Trudno go wygonić z hali. Praca, którą wykonuje, na pewno nie idzie na marne. Dodatkowo ma wokół siebie zawodników, którzy mu pomagają. To już nie jest Grzesiek grający cały mecz praktycznie samemu, atakujący po 60-70 razy. Jest elementem układanki. To pozytywna postać, dobra dusza tego zespołu. Potrafi z każdym rozmawiać, a dodatkowo czasami rozluźnić atmosferę. Cieszę się, że prezentuje taką formę. Możemy na niego liczyć w ataku, zagrywce, bloku, a nawet w obronie. Gdy 116 kilogramów ciągle się rzuca, to w pewnym momencie człowiek zaczyna się martwić o jego plecy, bo przeciążenia są wtedy bardzo duże.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
[nextpage]W jakim aspekcie Bociek poczynił największe postępy od momentu przyjścia do ZAKSY?

- Na pewno w systematyczności. Wcześniej często grał falami, potrafił zrobić 6-7 błędów pod rząd na zagrywce. Obecnie stara się już pod tym względem kontrolować. Praktycznie nigdy również nie kiwał i nie plasował, a teraz nagle zaczął skutecznie wprowadzać także te elementy. Miejmy nadzieję, że dalej będzie się rozwijał jak do tej pory i zostanie wielkim zawodnikiem. Nie tylko z pożytkiem dla ZAKSY, ale również dla reprezentacji.

Czy jeden z przedsezonowych znaków zapytania wiązał się z tym, jak w klubie odnajdzie się Dick Kooy? 

- Nowy zawodnik przychodzący do danego zespołu zawsze potrzebuje trochę czasu na adaptację. Wspomnę tylko, że kiedyś Stephane Antiga trafił do Włoch (sezon 2003/2004 - przyp. red.). Tam, w zespole z Cuneo, nie mógł się odnaleźć i grał bardzo słabo. Nagle przyszedł do ligi polskiej i nadal jest w niej gwiazdą. Widać więc, że dużo zależy od zespołu i panującego klimatu. Dick też potrzebował czasu. Nadal są chwile, kiedy trzeba z nim porozmawiać, wytłumaczyć, dlaczego w Polsce coś funkcjonuje tak, a nie inaczej. Obawy były, ale na razie jesteśmy zadowoleni.

Dick Kooy nie ucieknie w Kędzierzynie-Koźlu od porównań do Felipe Fontelesa
Dick Kooy nie ucieknie w Kędzierzynie-Koźlu od porównań do Felipe Fontelesa

Prezes Sabina Nowosielska mówiła przed sezonem, że Kooy przyszedł w miejsce Fontelesa, ponieważ ma bardzo podobny charakter do Brazylijczyka. Szczerze mówiąc, po obserwacji Holendra w dotychczasowych spotkaniach, przynajmniej na zewnątrz tego nie widać. 

- Charakterologicznie są oni różnymi zawodnikami. Dick jest bardziej skryty, nie tak impulsywny. Lipe jest od tej strony zupełnie innym człowiekiem - gorąca, brazylijska krew. Poza halą są z kolei bardzo podobni - cisi, niewychodzący poza pewne schematy, w pełni profesjonalni. Mają natomiast podobne predyspozycje, jeżeli chodzi o umiejętności siatkarskie. Atak z wysokiej u jednego i drugiego stoi na pewno na wysokim poziomie. Podobnie z blokiem, według mnie Dick prezentuje się nawet lepiej. Na zagrywce Holender robi postępy, ale tutaj lepiej sprawdzał się Felipe. Przyjęcie oceniłbym podobnie.

We wrześniu na łamach naszego portalu podkreślał pan, że Kooy chce być perfekcjonistą i bardzo przeżywa wszystkie pomyłki. Czy zatem praca nad jego stroną mentalną idzie stopniowo do przodu?

- Na początku sezonu przeżywał każdą nieudaną akcję, czy to przyjęcie, czy atak. Było widać na zewnątrz, że się denerwował. Teraz praca z nim polega także na tym, żeby nie myślał o tym, co było, tylko o następnej piłce. Tak zresztą rozmawiamy z każdym zawodnikiem. Na pewno Dick pod tym względem się rozwinął, chociaż czasami wraca jeszcze ten stary Kooy. Widać po nim jednak, że zrobił duży postęp.

Czytając opinie różnych internautów, natknąłem się na sporo narzekań pod adresem Pawła Zagumnego. Jak się pan odniesie do takich opinii?

- Znowu musimy budować swój styl grania. Brakuje nam lidera na boisku oraz w szatni, musimy go wykreować. To jest tak naprawdę problem tej drużyny, ale też kłopot dla Pawła, który przez to stara się grać zupełnie inaczej. W zeszłym roku trudne piłki wystawiało się do Fontelesa, a on większość z nich kończył. Rzeczywiście, jest dużo uwag do Pawła ze strony mojej, kibiców i dziennikarzy, natomiast jemu często wystarcza jedno stwierdzenie bądź gest. Już wtedy wie, co zrobił źle i co ma wystawić w następnej akcji. Często też stara się grać przeciwko ustalonej taktyce, ale to normalne dla wielkich indywidualności. Jeżeli będziemy wygrywać, to niech wystawia nawet lewą nogą (śmiech).

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
[nextpage]Zdecydowanie bardziej niż Zagumnemu obrywa się jednak Piotrowi Gackowi.

- Tu się dziwię. Problem libero nie rzutuje na grę całej drużyny. Oczywiście, zdarzają mu się błędy, ale jeśli przeanalizujemy wszystkie statystyki z zeszłego i obecnego sezonu, to okazuje się, że Piotrek gra dużo lepiej. W przyjęciu poprawił się nie o 1-2 procent, tylko o kilka bądź kilkanaście, więc jest ono na pewno bardziej ustabilizowane. Uwagi pod jego adresem są według mnie zbyt krytyczne. Należy bowiem też patrzeć na to, kto zagrywa i w jakim systemie przyjmujemy. Na pewno nie jest on doskonały, bo takich nie ma. Ja będę bronił Piotrka. To nasz podstawowy zawodnik i cały czas na niego liczę. Jestem o niego spokojny, ponieważ przede wszystkim on sam wie, gdzie popełnia błędy. Chce to zmieniać, rozwijać się i przede wszystkim nie zamyka się w sobie. Nie ucieka w kąt, tylko jest pierwszym do pracy. Zawodnik na jego pozycji musi bowiem jak najwięcej odbijać oraz bronić, żeby później lepiej prezentować się na meczu.

Rola libero bardzo mocno przypomina funkcję bramkarza w piłce nożnej. Zarówno jeden, jak i drugi po popełnieniu błędu jest od razu pierwszym do odstrzału.

- Dokładnie. Żaden libero nie zdobywa punktów. Jest on głównie od przyjmowania i bronienia, czyli w statystykach nie notuje praktycznie żadnych plusów. Nie może nawet odreagować po nieudanym odbiorze. Skrzydłowy może pójść na zagrywkę bądź zaatakować z wysokiej piłki i odrobić stracony punkt. Potem jego złe przyjęcia uciekają w niepamięć. Natomiast libero jest niczym saper. Jak się pomyli, wszyscy to widzą, natomiast tak naprawdę nie mówi się o nim nic pozytywnego. Niestety, taka też jest polska momentalność. Nigdy nie mówimy o dobrych rzeczach, zawsze szukamy negatywów. Rozumiem krytykę, natomiast należy również patrzeć na pozytywy, a te na pewno się znajdują.

Piotr Gacek rozgrywa obecnie swój czwarty sezon w barwach ZAKSY Kędzierzyn-Koźle
Piotr Gacek rozgrywa obecnie swój czwarty sezon w barwach ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Za nami już połowa fazy zasadniczej w PlusLidze i właściwie cała faza grupowa Ligi Mistrzów. Można więc przejść do pierwszej analizy dotychczasowych rezultatów. Jak, z pańskiej perspektywy, się one prezentują?

- W europejskich pucharach trafiliśmy na wyrównane drużyny VfB Friedrichshafen i Knacka Roeselare. Myśleliśmy, że Galatasaray Stambuł też będzie zespołem trudnym, natomiast okazało się, że jest w tej grupie najsłabszy. Nie zdobył jeszcze ani jednego punktu, ale także potrafi grać w siatkówkę. Knack jest zespołem zupełnie nam niepasującym. To niewdzięczny przeciwnik, bardzo dobrze poukładany taktycznie. Zagrywa trudnego floata, z którym mamy w tym sezonie problemy. Dodatkowo gra głównie w Lidze Mistrzów, natomiast na krajowym podwórku może sobie pozwolić na różne roszady. Teraz musimy liczyć, że Belgowie urwą choćby punkt we Friedrichshafen, a Noliko Maaseik nie wygra spotkania z Biełogorie Biełgorod. Wszystko jest możliwe, jeszcze nic nie straciliśmy. Liczymy, że nasze słabsze występy nie spowodują, iż nie wyjdziemy z grupy.

Z kolei w lidze polskiej nasza forma faluje. Mało treningów powoduje, że kilku zawodników gra różnie, przede wszystkim na newralgicznych pozycjach. Myślę, że 3. miejsce po pierwszej części sezonu zasadniczego jest adekwatne do tego, jak się zaprezentowaliśmy. Szkoda dwóch meczów: jednego w Olsztynie, drugiego w Bydgoszczy. Natomiast ja jestem nastawiony pozytywnie. Zawodnicy wiedzą czego chcą, mobilizują się i wymagają od siebie. Jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku.

Czy wraz z rokiem 2014 do Kędzierzyna-Koźla zawita mistrzostwo Polski?

- (śmiech) Oczywiście życzymy sobie tego, ale takich drużyn jak my jest kilka. Nie chcę mówić ile i wymieniać ich nazw, bo tak naprawdę cała "12" w PlusLidze ma swoje marzenia. My powinniśmy bawić się siatkówką, a każde zwycięstwo powinno nas cieszyć. Nie będzie problemu, jeżeli w każdym meczu, czy to wygranym, czy przegranym, pokażemy 100-procentowe zaangażowanie i potem w szatni powiemy sobie "zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Rywal był tego dnia lepszy". Nienawidzę jednak grania na 50 procent, lekceważenia słabszego rywala bądź nieposiadania do niego szacunku. Na to będę kładł największy nacisk. Każdy chciałby grać w finale, natomiast mistrz może być tylko jeden. W siatkówce nie ma remisów, jest tylko zwycięzca i przegrani. Mistrzostwo Polski byłoby piękne, natomiast musimy mieć też trochę pokory i przede wszystkim walczyć.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy! 

Źródło artykułu: