Trening jest elementem układanki pod tytułem awans - rozmowa z Krzysztofem Janczakiem, nowym trenerem Murowanej Gośliny

Po rocznej absencji w środowisku siatkarskim Krzysztof Janczak, znany z gry w reprezentacji Polski oraz występu na Olimpiadzie w Atlancie, poprowadzi swój trzeci klub w świeżej jeszcze karierze trenerskiej. Nowy szkoleniowiec pierwszoligowej drużyny żeńskiej KS Piecobiogaz nie ukrywa, że jego zespół posiada ogromny potencjał, który umożliwi walkę o awans do kobiecej ekstraklasy. Klub z Wielkopolski obecnie przygotowuje się do nowego sezonu w Wolsztynie

KN: Swoją karierę skończyłeś po rozstaniu się z Energetykiem Jaworzno w sezonie 2009/2010. Czy rozważałeś możliwość rozegrania jeszcze jednego sezonu, czy też definitywnie postanowiłeś zerwać z rolą zawodnika?

Krzysztof Janczak: Ciężko było mi podjąć decyzję o zakończeniu kariery zawodniczej, ale wiedziałem, że taki moment musi przyjść i stało się. Zresztą zawsze powtarzałem sobie, że zakończę granie przed nadejściem poważnej kontuzji, a lata leciały, więc organizm zaczął coraz częściej odczuwać trudy obciążeń treningowych. Zawiesiłem "buty na kołek" jako zdrowy człowiek i to jest ważne.

Po tamtym sezonie przez rok odpoczywałeś od zawodowej siatkówki. Z czego wynikała ta przerwa?

- Nie stać mnie było na przedłużenie kontraktu w Jaworznie, ponieważ cele nie pokrywały się z tym o co chciałem grać. Oczywiście miałem taką możliwość, aby budować w Jaworznie zespół od początku, lecz postanowiłem zrezygnować z oferty przedstawionej przez włodarzy Energetyka. Czekałem zbyt długo na ofertę satysfakcjonującą mnie pod konkretnym kątem, czyli walką o coś sensownego, odrzucając po drodze kilka propozycji i okazało się, że musiałem rok odpocząć od zawodu trenera. Regularnie jednak się dokształcałem, aby ten czas nie został zmarnowany i teraz być bogatszym o dodatkową wiedzę dotyczącą treningu sportowego.

Oprócz polskich zespołów, w których grałeś, występowałeś również w francuskim, katarskim, włoskim i niemieckim. Który z sezonów za granicą był dla Ciebie najbardziej udany, zarówno w aspektach sportowych jak i pozasportowych?

- Z pewnością powiem, że sportowo najbardziej cenię sobie sezon spędzony we włoskiej A2 w Cremie. Tam grałem naprawdę dobrze i po czasie chyba muszę stwierdzić, że popełniłem błąd opuszczając Półwysep Apeniński. Prawdę mówiąc byłem sportowcem-zawodowcem, który zarabiał pieniądze poprzez granie w siatkówkę, a skoro wybrałem taką metodę na życie to znaczy, że podporządkowuję wszystko pod sport, a więc najlepiej jest tam gdzie zawodnik się spełnia i wygrywa mecze grając dobrze. Aspekty poza sportowe schodzą wtedy na drugi plan.

Myślisz jeszcze o fiasku Burzy Wrocław, gdzie byłeś grającym, drugim trenerem?

- Jak najbardziej, bo Burza Wrocław to był mój początek kariery trenerskiej i odpowiedzią ze strony chłopaków na pytanie czy nadaję się do tej pracy. Gdyby odpowiedź z ich ust brzmiała, abym dał sobie spokój z trenerką, bo zostanę kolejnym na rynku nieudacznikiem, wtedy zrobiłbym to. Stworzyliśmy w tym klubie świetną atmosferę, tylko niestety znalazła się osoba, która to wszystko popsuła. Do dnia dzisiejszego zadaję sobie jedno pytanie, a mianowicie czy awansowalibyśmy do I ligi mężczyzn od strony sportowej? Jestem pewien że tak, ale niestety nie doczekaliśmy tego dnia. Jednak pamięć o tym wszystkim została i nie wymarzę jej nigdy.

Można powiedzieć, że wchodzisz w nowy rozdział w twojej siatkarskiej karierze. Po bogatym życiu zawodniczym, po wcieleniu się w rolę szkoleniowca męskich drużyn, teraz poprowadzisz drużynę kobiecą. Nie czujesz się jakbyś wkraczał na obce terytorium?

- Wielu trenerów zamienia ligi męskie na żeńskie i odwrotnie, więc mi też się taka zamiana przytrafiła. Jednak jestem przygotowany w każdym aspekcie na tą zmianę i czuję się mocny jako trener, więc nie mam momentów, w których mógłbym stwierdzić brak pomysłu na trening kobiet.

Czy w twoim mniemaniu kompletowanie zespołu kobiecego różni się od poszukiwania nowych siatkarzy do drużyny męskiej?

- Ja przychodząc do Murowanej Gośliny dostałem już drużynę kompletną, więc tak naprawdę to nie ja ją tworzyłem. Myślę jednak, że jest tu potencjał i umiejętności aby uzyskać cel, a ja mam całość ubrać w mądrze przygotowany i zorganizowany trening. Uważam, że tworzenie drużyny wymaga przez osobę tworzącą, dużej znajomości potencjalnych graczy od strony mentalnej, a także posiadać dużą wiedzę dotyczącą ich umiejętności boiskowych, co dotyczy zarówno silnych jak i słabych punktów. Tak więc raczej płeć nie odgrywa znaczącej roli i nie widzę tu większej różnicy.

Czy pojawiały się inne opcje dotyczącego siatkarskiego sezonu 2011/2012, czy też propozycja objęcia zespołu z Murowanej Gośliny była jedyną możliwością powrotu do siatkówki?

- Opcje były, ale zdecydowałem się na Murowaną Goślinę i postaram się tu uzyskać wynik, o który walczymy wspólnie z dziewczynami.

Jak wyglądają pierwsze tygodnie przygotowań do nadchodzącego sezonu siatkarskiego KS Piecobiogazu?

- Obecnie jesteśmy na obozie w Wolsztynie i pracujemy nad polepszeniem swojej techniki, jednocześnie trenując motorykę. Nasze przygotowanie do sezonu będzie można stwierdzić dopiero podczas sezonu ligowego, a nawet na jego zakończenie, czyli na fazę play-off. Każdy trening, sparing w okresie przygotowań przed sezonem jest tylko elementem układanki pod tytułem awans.

Czy żeńska siatkówka naprawdę może być wieloletnim rozwiązaniem dla Krzysztofa Janczaka?

- To się okaże w przyszłości. Ja żyję codziennością i nie wybiegam zbyt daleko do przodu. Zobaczymy co przyniesie kolejny dzień.