Piotr Stosio: Nie uważa pan, że poziom medialny PlusLigi jest wyższy od sportowego? Do Resovii trafia Matej Cernic, jego transfer jest uznawany za wielki sukces, jednak wśród czołowych włoskich klubów zawodnik jest graczem niechcianym?
Jakub Malke: Nie zgadzam się, ponieważ mówimy o podstawowym siatkarzu reprezentacji Włoch. Cernic nie gra w Serie A z powodów poza sportowych. Włoskie przepisy transferowe regulują pewne opłaty i w momencie, gdyby jakiś klub chciał udźwignąć jego kontrakt, wtedy kosztowałby krocie, wielu zespołów na to nie stać. Dobrze, że mówi się w Polsce dużo o siatkówce i to jest fajne. Poziom sportowy ostatnio spadł, głównie z powodu dużej liczby spotkań, które wykluczają regularne treningi. Mecze są bardziej zacięte, było kilka świetnych, wyrównanych spotkań. Przykładem ostatnie starcie Resovii z ZAKSĄ, jednak pod względem jakościowym nie było najwyższych lotów.
Czy zawsze głównym czynnikiem przy doborze klubów są pieniądze?
- Często decyduje wiele innych rzeczy: zespół, jego cele, zawodnicy, trener. Nie spotkałem wśród moich klientów takich, którzy wybierali zespoły, by grać w nich wyłącznie dla pieniędzy. Piotrek Gruszka mógł występować w Rosji za wielkie pieniądze, ale nie chciał. Były ważniejsze sprawy, ma rodzinę, więc przeniósł się do Turcji. Sebastian Świderski miał kiedyś propozycję za ogromne pieniądze z Japonii. Odrzucił ją, ponieważ chciał grać w najlepszej lidze świata.
Mówił pan niedawno, że warto sprowadzać z zagranicy zawodników młodych, którzy chcą się rozwijać. Dlaczego polskie kluby nie inwestują w skauting?
- Wszyscy chcą osiągnąć sukces jak najszybciej. Aczkolwiek mamy też pozytywne przykłady, chociażby Igor Yudin.
Jednak Australijczyk jest tylko niechlubnym wyjątkiem.
- Na dzisiaj pewnie tak. Pamiętajmy jednak, że w tym sezonie do PlusLigi trafili gracze, którzy nie odcinają kuponów od sławy, przykładem jest Georg Grozer. Niemiec nie jest zawodnikiem zbyt doświadczonym, dopiero buduje karierę, a Resovia do której trafił jest jednym z jej etapów. Z pewnością jest to związane z tym, że przepisy PlusLigi ograniczają liczbę obcokrajowców. Dlatego kluby starają się ściągać zawodników bardziej doświadczonych. Są jednak ligi, które spełniają takie zadanie, chociażby francuska. Rokrocznie trafia tam wielu obcokrajowców, potem ci zawodnicy trafiają do lepszych lig. Chociażby do Polski, a przykładem są Oli Kunnari i Kert Toobal. PlusLiga ma taką specyfikę, kluby chcąc wyników, stawiają na doświadczenie, nie na kształcenie.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: dzwoni do pana młody 17-letni siatkarz, mający 205 centymetrów, nowy Bartosz Kurek i mówi: "Panie Jakubie, mam spore możliwości, chciałbym zostać siatkarzem, niech pan pokieruje moją karierą". Jak pan odpowiada na taką prośbę?
- Jeśli miałby siedemnaście lat, musiałbym porozmawiać także z jego rodzicami (śmiech). Oczywiście jeśli jest siatkarzem utalentowanym i o nim wiem, bo staram się podglądać wszystkich ciekawych graczy z kadr kadetów i juniorów, wtedy mogę mu pomóc. Wytłumaczyć, jakie są jego szanse, co jest najlepsze dla rozwoju, który klub należy wybrać. Jeśli ma siedemnaście lat, ważna jest również szkoła. Oczywiście mogę podać dwie, trzy różne ścieżki i wspólnie musimy wybrać, która dla niego jest najlepsza.
Takie telefony się zdarzają?
- Tak i bardzo cieszą, ponieważ świadczą o tym, że ktoś docenia moją pracę. Ja także próbuję trafiać do takich graczy, którzy są czołowymi siatkarzami w kraju, w danej grupie wiekowej. Podobnie poszukuję również siatkarzy zagranicznych.
Zajmuje się pan bardzo często transferami siatkarzy zagranicznych. Kto powinien znaleźć się na liście największych hitów w historii PlusLigi jeśli chodzi obcokrajowców?
- Z pewnością Płamen Konstantinow. Jego transfer był bardzo ważny dla polskiej ligi, a działaczom Jastrzębia należą się spore gratulacje za jego przeprowadzenie. Płamen był pierwszym zawodnikiem z czołówki światowej, którzy trafili do Polski. Pokazał, że do naszego kraju warto przyjeżdżać. Na pewno także warto wymienić Stephane Antigę, który obok Mariusza Wlazłego stał się ikoną bełchatowskiej siatkówki. Spełnił swoją rolę w PlusLidze, nie tylko jako osobowość, ale przede wszystkim jako zawodnik. Ciekawym transferem, chociaż na początku się na to nie zapowiadało, była przeprowadzka Brooka Billingsa. Zakończyła się sukcesami klubu, ale także indywidualnymi zawodnika. Amerykanin dzięki polskiej lidze stał się bardzo znany na świecie, co pozwoliło mu dalej się rozwijać. Pozytywnie trzeba ocenić tegoroczne transfery Georga Grozera i Ryana Millara, a także Jewgienija Iwanowa, bułgarskiego środkowego, który grał w Skrze i Jastrzębiu. Na pewno wiele wnieśli Dan Lewis i Ben Hardy.
A gdyby miał pan wymienić obcokrajowców, którzy zawiedli najbardziej?
- Można mówić o takich, którzy na polskich parkietach się nie odnaleźli. Na pewno znalazłby się na takiej liście Nico Freriks, Marko Samardzić. Swoich możliwości nie pokazał Serb Bojan Janić w Treflu Gdańsk. Niektórzy jednak nie dostali szansy, jak Brazylijczyk Alex Damiao w Skrze Bełchatów, który teraz radzi sobie świetnie w lidze francuskiej. Proszę pamiętać, że nie zawsze łatwo jest zaadoptować się w nowym kraju, czasem przeszkadzają kontuzję. Trudno więc mówić, że ktoś tak naprawdę zawiódł, bo za tym stoi zbyt wiele czynników.