W tym artykule dowiesz się o:
Do trzech razy sztuka
Rhein-Neckar Löwen w końcu dopięło swego. W dwóch poprzednich sezonach Lwom złote medale sprzed nosa sprzątnęło THW Kiel. Tym razem zawodnicy Nikolaja Jacobsena nie dali sobie wydrzeć tytułu. Ekipa z Mannheim prezentowała najrówniejszą formę przez cały sezon i zasłużenie sięgnęła po sukces. Nowo koronowanemu mistrzowi Niemiec niemal nie zdarzały się wpadki, bo za blamaż raczej nie można uznać porażki z piątym w tabeli Füchse Berlin.
Lwy utrzymały formę z pierwszej części sezonu i w 2016 roku przegrały tylko 2 z 14 pojedynków. Jeszcze w marcu kryzys wisiał w powietrzu - drużyna sensacyjnie odpadła z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Trener Jacobsen zebrał jednak zespół do kupy i sięgnął po historyczny, bo pierwszy tytuł na krajowym podwórku.
Duński szkoleniowiec miał zresztą komfort pracy. Bramkarze Borko Ristowski i Mikael Appelgren osiągnęli życiową formę i stanowili wartość dodaną zespołu. Dużym zaskoczeniem była zwłaszcza postawa Macedończyka, ściągniętego nieco awaryjnie już w trakcie sezonu. Zresztą Rhein-Neckar nie miało słabych punktów. Drugą linią dowodził uznany najlepszym graczem ligi Andy Schmid, a miejsce obok Szwajcara zajmowali Harald Reinkind i Kim Ekdahl du Rietz, a w obwodzie był jeszcze Mads Mensah Larsen. Do tego na skrzydle Patrick Groetzki i kapitan, a zarazem symbol Lwów, Uwe Gensheimer (odchodzi do PSG). Harmonijnie rozwija się też Hendrik Pekeler, któremu złoty medal na EHF Euro 2016 wyraźnie dodał skrzydeł.
Wikingowie nie dopłynęli do celu
Flensburgowi czkawką odbijają się dwa niespodziewane remisy w środku sezonu. Zawodnicy Ljubo Vranjesa stracili wówczas punkty w potencjalnie wygranych spotkaniach. Szczególnie zabolał remis z Hannoverem, bowiem na 10 minut przed końcem Wikingowie prowadzili 24:18! Niewiele lepiej było w Magdeburgu, gdzie zespół spod niemiecko-duńskiej granicy pozwolił rywalom zdobyć wyrównującą bramkę na osiem sekund przed końcem.
Tych punktów zabrakło na koniec sezonu. Flensburg wygrał potem sześć potyczek z rzędu, ale do Rhein-Neckar zabrakło jednego oczka. Na północy Niemiec mają czego żałować. Ljubo Vranjes stworzył ciekawy zespół, a przede wszystkim trafił z transferami. Rasmus Lauge Schmidt nakrył czapką większość ligowych rozgrywających, dużo dobrego do zespołu wniósł też Kentin Mahe, w razie potrzeby przesuwany z drugiej linii na lewe skrzydło.
Starzy wyjadacze z Flensburga też nie zamierzali odpuszczać i udowodnili, że wciąż wiele znaczą. Holger Glandorf zaliczył najlepszy sezon od trzech lat, drugą, o ile nie trzecią młodość przeżywał w bramce Mattias Andersson. Na swoim tradycyjnym wysokim poziomie duński duet skrzydłowych - Anders Eggert i Lasse Svan. Zespół trenera Vranjesa miał przesłanki, by myśleć o tytule.
Plaga nieszczęść w Kilonii
Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje. Trudno o lepsze podsumowanie sezonu THW Kiel. Urazy podstawowych graczy sprawiły, że Alfred Gislasson musiał łatać dziury zawodnikami, którzy nie pasowali zbytnio do zespołu. Jeszcze do niedawna obecność w składzie kilończyków takich szczypiornistów jak Erlend Mamelund czy Dener Jaanimaa wywołałby uśmiech na twarzach kibiców Zebr.
W trakcie sezonu na dłuższy bądź krótszy okres czasu wypadli przecież Patrick Wiencek, Rene Toft Hansen, Christian Dissinger i Steffen Weinhold. Dopiero w grudniu po poważnej kontuzji wrócił Dominik Klein. Sytuację próbował ratować duet Marko Vujin - Domagoj Duvnjak.
Wobec braku Dissingera oraz Weinholda ciężar zdobywania bramek spadł na barki Serba i Chorwata. Rozgrywający nie mieli chwili wytchnienia. Gracze z Bałkanów rzucili prawie 300 bramek, co stanowiło 1/3 wszystkich trafień zespołu. Liderzy THW regularnie zapisywali na swoim koncie po 5-6 goli, ale pod koniec sezonu nieco odcięło im prąd i byli cieniami samych siebie sprzed kilku tygodni.
Od wspomnianego duetu zależało najwięcej, ale THW to nie tylko Vujin i Duvnjak. Nie zawodził Niclas Ekberg, podobnie jak Niklas Landin. Duński bramkarz wielokrotnie ratował kolegów, ale czasami nawet czołowy golkiper świata był bezradny. Zawodziła bowiem obrona i dopiero powrót do składu Wiencka odmienił formację defensywną THW. Po trzech porażkach z rzędu i sensacyjnym remisie (wyrwanym w ostatniej chwili) z HBW Balingen-Weilstetten stało się jasne, że Zebry będą musiały zadowolić się trzecim miejscem. Biorąc pod uwagę cztery mistrzostwa z rzędu, kilończycy sprawili swoim kibicom spory zawód.
Rewelacja z Melsungen
Zawodnicy z liczącego niewiele ponad 13 tysięcy mieszkańców Melsungen utarli nosa faworytom. Przez wiele lat typowy ligowy średniak, dla którego zarezerwowane były miejsca w przedziale 10-13. Zespół Michaela Rotha z roku na rok dobijał się do czołówki. Największym sukcesem jak do tej pory była szósta pozycja w dwóch poprzednich rozgrywkach. Tym razem MT Melsungen przypuściło prawdziwy szturm.
Zwycięstwa z Füchse, Rhein-Neckar czy Flensburgiem. Pozbawienie szans na tytuł THW Kiel. Oto tegoroczne dokonania zawodników z Melsungen. Miano rewelacji sezonu jak najbardziej zasłużone. Do podium zabrakło zaledwie trzech punktów, ale w Hesji raczej nikt nie kręci nosem na czwarte miejsce. Zwłaszcza, że drużyna pozbawiona jest wielkich gwiazd.
Przed sezonem obyło się bez transferowego szaleństwa i z głośniejszych nazwisk do Melsungen trafił tylko Johan Sjöstrand z THW Kiel. Szwed zastąpił odchodzącego do Rhein-Neckar Mikaela Appelgrena i okazał się świetnym wyborem. Przypomniał o sobie były reprezentant Niemiec, Michael Müller, pokładane nadzieje spełnił też Chorwat Marino Marić. Bez wątpienia największym wygranym sezonu okazał się Johannes Sellin. Skrzydłowy wskoczył do niemieckiej kadry i przywiózł z Polski złoto EHF Euro 2016.
Magdeburg drużyną pucharową
Gdyby szczypiornistów z Magdeburga rozliczać tylko za wyniki z Pucharu Niemiec, to należałaby się im najwyższa nota. Nemanja Zelenović i koledzy w Final Four krajowego pucharu zagrali najlepsze spotkania w sezonie, sensacyjnie ograli Flensburg i sięgnęli po trofeum. W lidze tak kolorowo już nie było.
Dopiero zwyżka formy w ostatnich kolejkach sprawiła, że zespół Andrzeja Rojewskiego wskoczył na ósme miejsce w tabeli. Przez znaczną część sezonu Magdeburg plasował się w okolicach dziesiątej lokaty. Wszystko za sprawą słabego startu rozgrywek. Magdeburg wskoczył w końcu na właściwe tory, ale do czołówki dystans był już zbyt duży.
Wspomniany na wstępie Puchar Niemiec pokazał, że w ekipie Benneta Wiegerta drzemie spory potencjał. Liderem z prawdziwego zdarzenia stał się Michael Damgaard, nieźle w Bundeslidze odnalazł się też były płocczanin, Nemanja Zelenović. Wszystkich przyćmił jednak Robert Weber. Austriak pod koniec sezonu zdobywał bramki niczym automat i był o krok od drugiego z rzędu tytułu króla strzelców. Magdeburgowi zabrakło jednak stabilizacji formy. Jeżeli przestaną przydarzać im się wpadki z dołem tabeli, mogą być w przyszłym sezonie groźni dla najlepszych.
Polacy tylko tłem
Nasi szczypiorniści w tym sezonie często odgrywali rolę statystów. Andrzej Rojewski był obciążany głównie zadaniami defensywnymi i zbyt często nie pokazywał się pod bramką rywali (zaledwie 25 trafień). Druga kwestia do dobra dyspozycja Nemanji Zelenovicia. To Serb częściej zajmował miejsce na prawej połówce rozegrania i należał do kluczowych graczy Magdeburga. Tylko sporadycznie na parkiecie meldował się Maciej Gębala.
Maciej Majdziński może z kolei żałować, że sezon już się skończył. Młody rozgrywający Bergischer HC trafił w lutym do zespołu i potrzebował czasu, by przekonać szkoleniowca i jednocześnie przystosować się do systemu gry swojej ekipy. Końcówka sezonu w wykonaniu Polaka była piorunująca. Majdziński w trzech ostatnich pojedynkach zdobył 12 bramek i należał do najlepszych graczy na parkiecie.
O sporym pechu może mówić Piotr Grabarczyk. HSV Hamburg polskiego obrotowego został zdegradowany z ligi za długi i były zawodnik Vive Tauronu Kielce musiał szukać klubu. Defensor zakotwiczył w ostatnim w tabeli TuS N-Lubbecke. Polak nie zdołał jednak uratować zespołu przed spadkiem, choć od czasu transferu Grabarczyka ekipa z Lübbecke zaczęła zdobywać punkty. Obrotowy dowodził obroną TuS i od niego zaczynało się ustalanie składu formacji defensywnej.