Wiślacy od pierwszych minut niedzielnego pojedynku nie potrafili nawiązać równorzędnej walki z odwiecznym rywalem z Kielc. Podopieczni Larsa Walthera zeszli na przerwę z dziewięciobramkową stratą (12:21). To w sporej mierze przesądziło o ich ostatecznej porażce. - Zadecydowała pierwsza połowa, gdzie Kielce postawiły bardzo ciężkie warunki. Nie wykorzystywaliśmy stuprocentowych sytuacji, fatalnie zagraliśmy w obronie popełniając indywidualne błędy - to wszystko złożyło się na taki obraz spotkania - ocenia Paweł Paczkowski.
Do drugiej części spotkania mistrzowie Polski przystąpili zdecydowanie bardziej zdeterminowani, jednak zmarnowanie kilku dogodnych sytuacji sprawiło, iż Nafciarze nie zdołali zniwelować straty do rywali. - W drugiej połowie mogliśmy zachować twarz, jednak to też się nie udało. Mecz skończył się, tak jak się skończył. Druga połowa praktycznie wyłącznie się odbyła - stwierdza Paczkowski.
Niedzielna klęska w Kielcach była powtórką wydarzeń z zeszłego roku, kiedy to Vive Targi zdobyły Puchar Polski wygrywając na parkiecie Wiślaków 35:22 (19:9). Później to jednak płocczanie świętowali mistrzostwo Polski. Według Paczkowskiego, Nafciarze nie mogą liczyć na powtórkę z historii. - Z taką grą na pewno nie mamy szans już w spotkaniach półfinałowych. Nie mam zamiarów odwoływać się do historii, bo jak wiadomo nic dwa razy się nie zdarza. Musimy sięgnąć głęboko w siebie, do naszych głów przede wszystkim, bo zdecydowanie nie byliśmy dostatecznie skoncentrowani - uważa 18-letni gracz.
Płocczanie swój marsz ku obronie mistrzowskiego tytułu rozpoczną starciem z MMTS-em Kwidzyn, który pokazał się z dobrej strony w turnieju finałowym Pucharu Polski. Zawodników Larsa Walthera czeka bez wątpienia ciężka rywalizacja. - Awans do finału to nasz cel, zdecydowanie musimy tam być. Oczywiście, jestem optymistycznie nastawiony. To na pewno będą to ciężkie spotkania, zarówno w Kwidzynie, jak i w Płocku. MMTS to jednak zdecydowanie drużyna w naszym zasięgu, więc nie ma czego się bać - tłumaczy Paczkowski.