Po porażce jakiej szczypiorniści Orlen Wisły Płock doznali dwa tygodnie wcześniej grając przed własną publicznością, w meczu finałowym Pucharu Polski trudno było się spodziewać, że będą w stanie sprawić w Kielcach taką sensację i przerwać fantastyczną passę zwycięstw kielczan na ligowych parkietach. Jak mówi prezes płockiego zespołu Andrzej Miszczyński, nie należy z tego powodu popadać w hurraoptymizm. - Dziewiętnastego marca byliśmy w piekle, trzeciego kwietnia znaleźliśmy się w niebie. Tak można pokrótce zobrazować skrajności w jakie popadł zespół, klub, kibice i chyba całe miasto. Ze skrajnościami jednak jest tak, że nigdy nie pokazują prawdziwego obrazu. Ani nie jesteśmy tak słabi jak w finale Pucharu Polski, ani jeszcze na tak wysokim poziomie, żeby wygrywać każdy mecz z drużyną, która jest ciągle od nas lepsza - twierdzi.
Nafciarze w porównaniu do ostatniego pojedynku z kielecką "siódemką" poprawili grę w każdym elemencie, w niedzielę będąc drużyną lepszą i odnosząc zasłużone zwycięstwo. - Życzę nam wszystkim tego, by w każdym następnym meczu nasz zespół grał tak mądrze, a zarazem walczył tak zaciekle, jak w niedzielę w Kielcach. Jeżeli tego nam nie zabraknie, to nawet w przypadku porażki nikt nie będzie miał do zespołu pretensji. Pamiętajmy ciągle, że rywalizujemy z drużyną lepszą, która musi zdobyć mistrzostwo Polski - dodaje.
Szef płocczan zauważa progres poczynań drużyny prowadzonej przez Larsa Walthera w porównaniu z pierwszą częścią sezonu zasadniczego. - Poprawa poszczególnych parametrów gry, w porównaniu z pierwszą rundą sezonu zasadniczego, pozwala stwierdzić, że idziemy właściwą drogą. Wzrosła nasza skuteczność rzutowa, znacząco zmniejszyliśmy ilość błędów technicznych i poprawiliśmy grę w obronie. W rundzie rewanżowej nie przegraliśmy przecież żadnego spotkania - kończy Andrzej Miszczyński.