Świętowanie? Nie ma czasu. Tałant Dujszebajew mówi, co jest najważniejsze przed finałem

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Tałant Dujszebajew
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Tałant Dujszebajew

Szczypiorniści Łomży Vive pokonali Telekom Veszprem 37:35 i po raz drugi w historii zagrają w finale Ligi Mistrzów. Czasu na regenerację jest mało - walka o trofeum zacznie się w niedzielę o 18:00.

To był prawdziwy rollercoaster emocji. Lepiej zaczęli mistrzowie Polski, Węgrzy jednak błyskawicznie ich dogonili i po chwili to oni prowadzili. Kielczanie nie pozwolili rywalom na przejęcie sterów i szybko wyrównali. Remis na tablicy wyników nie widniał jednak długo, Telekom Veszprem znów zbudował przewagę - tym razem już wyższą.

Po przerwie wszystko się jednak odwróciło, tym razem to żółto-biało-niebiescy przejęli kontrolę. Mistrzowie Polski zaczęli bardzo mocno naciskać i to szybko przyniosło efekty. W drugiej połowie to oni wiedli prym.

Tałant Dujszebajew podkreślił jednak, że całe starcie było niezwykle wyrównane, decydowały detale.

ZOBACZ WIDEO: Zobacz, co ubrała narzeczona Ronaldo. W komentarzach dominuje jedno słowo

- Zawsze powtarzam, że mecz trwa sześćdziesiąt minut, a nie trzydzieści. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 16:18 - dwa razy z rozegrania nie skończył Dylan Nahi, jedno trafienie rywale rzucili na naszą pustą bramkę, ich golkiper odbił kilka piłek więcej niż nasz. Z tego wynikała różnica. W drugiej części meczu to wszystko się odwróciło, Andy Wolff na początku obronił dwa czy trzy rzuty, pobiegaliśmy w kontrach, to dodało nam pewności i tyle. Cały mecz jednak był bardzo wyrównany - raz szala przechylała się na naszą stronę, raz na stronę Veszprem. Cieszymy się, że w końcówce to my wygraliśmy. Wszyscy dziennikarze zapytali mnie, czym różniła się pierwsza od drugiej połowy. Niczym, naprawdę uwierzcie, że niczym - powiedział nam trener kilka chwil po ostatnim gwizdku.

Pojedynek z Telekomem Veszprem to była prawdziwa bijatyka, nikt się nie oszczędzał, zawodnicy schodzili do szatni wykończeni. Szkoleniowiec Łomży Vive pytany, o to czy jego drużyna może już świętować, powiedział, że nie ma takiej szansy. Cel przed Final Four był jeden i było nim zwycięstwo w turnieju. Kielczanie wykonali dopiero połowę pracy.

- Nie będzie świętowania, kibice mogą się cieszyć, my musimy pozostać skoncentrowani. Ja muszę zbudować zespół tak, żeby zawodnicy jutro wyszli na parkiet i walczyli - powiedział Hiszpan.

W porównaniu do półfinału sprzed trzech lat było widać, że wielu graczy kieleckiej siódemki mocno okrzepło. Mistrzowie Polski nie tracili głowy, grali czujnie i nie dali się ponieść atmosferze.

- Vlad Kulesz pokazał swoje doświadczenie, Arek Moryto pokazał doświadczenie. Igor Karacić zagrał świetnie, tak samo Alex Dujshebaev. Oczywiście rotowałem składem, żeby w końcówce na boisku byli ci zawodnicy, którzy w swoim życiu zagrali najwięcej spotkań na takim poziomie - chwalił swoich graczy Dujszebajew.

Od upragnionego trofeum dzieli mistrzów Polski zaledwie godzina.

- Sześćdziesiąt minut to trzy tysiące sześćset sekund walki. Tylko to się liczy. Zdarzało nam się już remisować mecze, w których mieliśmy wysokie prowadzenie, zdarzało się też odrabiać wysokie straty. Zawsze trzeba walczyć do końca - podkreślił trener Łomży Vive.

Czytaj też:
Doskonały występ Arkadiusza Moryty. Skrzydłowy inaczej jednak wizualizował sobie starcie z Telekomem Veszprem
Gwiazdozbiór rywalem Łomży Vive. O trofeum kielczanie zagrają z Barcą

Źródło artykułu: