Po zejściu Roberta Lewandowskiego reprezentacja Polski praktycznie zapomniała, jak się gra w piłkę. Nie potrafiła dobrze zbudować akcji od tyłu, zamknąć rywala i stworzyć zagrożenia. Nagle podupadła mentalnie, psychicznie. Sama sprowokowała sytuację bramkową dla San Marino, z czego kibice będą szydzić naprawdę długo. Aby wszystko zaczęło znów działać jak powinno, potrzebne było wejście nastoletniego debiutanta. Przy rywalu prezentującym amatorski poziom gry wydaje się to kuriozalne, ale Nicola Zalewski naprawdę pokazał, jak należy grać w piłkę nożną.
19-latek wszedł na boisko w 65. minucie i z miejsca zaczął się wyróżniać na tle kolegów. Imponował techniką, szybkością i przeglądem pola, napędzał polską ofensywę. Zdążył jeszcze zanotować asystę przy trzecim golu Adama Buksy, który ustalił wynik 7:1. Zalewski zaczyna rozpychać się w kadrze i to może wyjść korzystnie dla niego i drużyny.
Szybkie wychodzenie z cienia
Nastolatek przedstawił się szerszej publiczności dopiero wiosną tego roku, gdy bez kompleksów wszedł w meczu półfinałowym Ligi Europy AS Roma - Manchester United i wypracował gola. Jednak w Rzymie od dłuższego czasu przykuwał uwagę kibiców "Giallorossich".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko
- Fani Romy poznali go bliżej i uważają, że jest bardzo utalentowanym zawodnikiem z dużymi umiejętnościami - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty dziennikarz będący blisko Romy Alessandro Carducci.
W mniej niż pół godziny Zalewski pokazał wszystkie swoje atuty polskim kibicom. Abstrahując od poziomu rywala, udowodnił, jak bardzo polskie szkolenie młodych zawodników kuleje.
- Ma świetne pierwsze zagranie i łatwo kontroluje piłkę. Umie bardzo dobrze ją wyprowadzać, bez straty przy tym szybkości. Jest zwinny i to pomaga mu w dryblingu. Musi jedynie znaleźć regularność i grać jak najwięcej, bo to na pewno jest dla niego bardzo ważne - powiedział nam Włoch.
Jose Mourinho, który objął stery w Romie wraz z początkiem tego sezonu, mówił otwarcie, że będzie dawał szansę Zalewskiemu. Jeszcze jej nie dał, ale kampania 2021/2022 dla włoskich klubów dopiero się zaczęła.
"The Special One" zauroczony
Portugalczyk nie ukrywa, że jest fanem talentu reprezentanta Polski. - Mourinho powiedział: "Podobasz mi się, będziesz rozwijał się pod moimi skrzydłami". Kamień spadł nam z serca, syn bardzo się cieszył. Nicola spodziewał się, że trener widzi go raczej jako trzeciego w kolejności do gry. Mourinho od razu to sprostował: "Nie licz, że będziesz głębokim rezerwowym. Będę na ciebie stawiał" - wspominał na naszych łamach Krzysztof Zalewski, ojciec młodego piłkarza.
Przewiduje się, że jeszcze w tym roku Nicola Zalewski miałby zająć miejsce w pierwszym składzie, a w przyszłości stać się liderem drużyny ze Stadio Olimpico.
- Myślę, że Nicola może znaleźć swoje miejsce w zespole jeszcze w tym roku i grać dzięki wejściom na boisko w drugiej połowie. W przyszłości mógłby natomiast zrobić kolejny krok i z biegiem czasu znacznie się rozwijać. Uważam, że w przyszłości może stać się naprawdę ważnym graczem drużyny - komentował Carducci.
Łzy szczęścia i spełnione marzenia
Zalewscy nie wiedzieli, czy tego lata Nicola opuści Romę, czy może w niej zostanie. Mieli już spakowane walizki. Mourinho rozwiał ich wątpliwości. Teraz spełnia się kolejne marzenie rodziny - powołanie dla syna i jego udany debiut w biało-czerwonych barwach.
- Gdy dostałem powołanie, byłem w szatni. Byłem trochę zdziwiony, ale tak naprawdę czekałem na to. Od razu zadzwoniłem do taty i mu powiedziałem. Bardzo się ucieszył, krzyknął z radości, popłakał się. To dla niego wielka radość - mówił nam Nicola Zalewski pod koniec sierpnia. Dodał, że Paulo Sousa bardzo na niego liczy.
19-latek od dziecka marzył o tym, by grać dla reprezentacji Polski. Nigdy nie było tematu jego gry dla kadry Włoch.
Krzysztof od dawna przykładał wagę do pasji i rozwoju sportowego syna. - Przez pięć lat codziennie dowoziłem syna na treningi 60 kilometrów w jedną stronę - z Poli, wsi pod Rzymem. Zostawiałem syna pod bramą ośrodka treningowego i czekałem w furgonie. W zimę, bez ogrzewania. Czasem wstyd było nawet wysiadać z auta, bo jeździłem prosto z pracy, piachem ubrudzony - opowiadał.
Zalewscy poświęcili majątek (z pomocą babci), by Nicola mógł grać w Romie. On sam miał też sporo wyrzeczeń. Dziś życie zaczyna wynagradzać jemu i rodzicom lata poświęceń. W dorosłej, profesjonalnej piłce stawia pierwsze kroki. Robi je jednak śmiało, odważnie, pewnie.
Nicola ma jeszcze jedną ogromną motywację. Jego ojciec zmaga się z najcięższą formą raka. Napawanie go radością i dumą z każdej minuty gry musi być czymś wyjątkowym.
Czytaj też:
Krytyka kadry mimo wysokiej wygranej
Lato: Powinna być dycha