W 2017 roku FC Barcelona pochwaliła się rekordowym kontraktem dla Lionela Messiego. Na konto Argentyńczyka trafiało rocznie przynajmniej 40 mln euro netto plus wielkie premie. Nie było lepiej opłacanego piłkarza na świecie. Duma Katalonii mogła pozwolić sobie na wiele, była sprawnie funkcjonującym przedsiębiorstwem.
W pewnym momencie Barcelona była prawdziwą maszyną do zarabiania pieniędzy. Średniej klasy bilet na Camp Nou kosztował ponad 100 euro (około 450 zł). Biorąc pod uwagę fakt, że stadion Barcelony może pomieścić sto tysięcy fanów, liczba zarobionych pieniędzy może działać na wyobraźnię.
Kolejne pieniądze Barca zarabiała sprzedając bilety do swojego muzeum. Wstęp kosztował 23 euro (17 ulgowy), a według Hiszpanów, do 2017 roku bilet kupiło już łącznie około 25-26 mln turystów. To nie wszystko, gdyż jej sklep klubowy cieszył się gorszą popularnością tylko od wielkich firm w Nowym Jorku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: prezentacja jak z horroru! Tak klub pochwalił się nową gwiazdą
Neymar zaczął spirale
Budżet rozciągnięty był do granic możliwości, a wpływy nie były tak duże, jak oczekiwano. Gwoździem do trumny okazała się pandemia koronawirusa, która z dnia na dzień zatrzymała ogromne wpływy Katalończyków.
Gdyby nie COVID-19, FC Barcelona prędzej czy później i tak byłaby finansową ruiną. Liczby przedstawione w ostatnich dniach są szokujące.
Spójrzmy na liczby, które są przerażające. Strata finansowa za poprzedni sezon wyniosła 487 milionów euro, a łącznie dług Katalończyków wynosi 1,35 miliarda euro. Wydatki na pensje to 103 procent przychodów klubu, czyli 613 mln. Zadłużenie wobec banków Barcelony wynosi ponad 600 mln euro.
Poprzedni zarząd nie może zwalić winy na koronawirusa, gdyż straty Blaugrany wynikające z pandemii w sezonie 2020/21 to "tylko" 91 mln euro.
- Bartomeu utrzymuje, że pensje rosły, ponieważ trzeba było rywalizować z klubami-państwami i z Premier League. Prawda jest natomiast taka, że zarządzanie było w ostatnich latach katastrofalne, od momentu sprzedaży Neymara za 222 mln euro. Wydawano ogromne sumy z prędkością światła. Przez to wzrosły pensje. Trzeba było lepiej inwestować i stawiać na La Masię - dodał Laporta.
Zmiana strategii
W Barcelonie musi przyjść wymiana pokoleniowa. Blaugrana chce wrócić do korzeni i ponownie zacząć stawiać na młodzież. Wychowankowie Barcelony znów będą w cenie. Oczywiście szturmem nie zagoszczą w pierwszej jedenastce, jednak ich napływ jest bardzo widoczny. I nie chodzi tutaj wyłącznie o graczy z La Masii, ale ogólnie o młodych piłkarzy.
Odejście Leo Messiego nie było przypadkowe. Argentyńczyk zrzekł się nawet 50 procent pensji, jednak Barcelony nie było stać na niego. W kolejnych dniach doszło do paradoksu, że Gerard Pique musiał częściowo zrzec się swojej pensji, aby klub mógł zarejestrować do gry nowych piłkarzy: Memphisa Depaya czy Erica Garcię. - Gram teraz za grosze - śmiał się Pique.
FC Barcelona musiała przewartościować wiele rzeczy. Klub chce sprzedać Samuela Umtitiego czy Miralema Pjanicia i mocniej postawić na innych graczy.
Zobacz także:
Jak Cezary Kulesza zbudował swoją potęgę? "Podlasie wciągnął nosem"
Środowisko piłkarskie mocno za Cezarym Kuleszą, czerwona kartka dla ekipy Zbigniewa Bońka