Wielka bitwa o miejsce między słupkami. Na kogo postawi Manchester United?

Getty Images / Álex Cámara/NurPhoto / Na zdjęciu: David de Gea
Getty Images / Álex Cámara/NurPhoto / Na zdjęciu: David de Gea

Przez dekadę David de Gea był pewny miejsca w pierwszej "11" Manchesteru United. Teraz jednak Hiszpan czuje na plecach oddech młodego konkurenta. - Ostatnie mecze to dowód na to, że Dean Henderson powinien być numerem "1" - mówi Tyrone Marshall.

Pierwsze tygodnie sezonu 2020/21 nie zwiastowały tak wysokiej temperatury debaty wokół pozycji golkipera w szeregach Czerwonych Diabłów. David de Gea był pierwszym wyborem Ole Gunnara Solskjaera zarówno w Premier League, jak i Lidze Mistrzów. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja może w ogóle ulec zmianie. Do czasu.

Nad głową de Gei zaczęły zbierać się coraz ciemniejsze chmury. Hiszpan zresztą sam zapraszał je do swojego życia. Piętrzące się błędy, niekiedy wręcz absurdalne, nie mogły przejść bez echa.

- De Gea dobrze zaczął ten sezon, ale ostatnio błędy zaczęły naznaczać jego występy. Dało się wyczuć, że towarzyszy mu presja i w żaden sposób nie może się jej pozbyć - twierdzi w rozmowie z WP SportoweFakty dziennikarz regionalnej gazety "Manchester Evening News", Tyrone Marshall.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka leciała, leciała i leciała. Gol z 90 metrów!

Nowe pokolenie wchodzi do gry 

Mimo wyraźnie słabszej dyspozycji de Gea na dobrą sprawę nie miał chwili wytchnienia. Do 26 kolejki opuścił zaledwie dwa spotkania Premier League, w tym jedno z powodu kontuzji.

W związku z tym konkurent byłego gracza Atletico Madryt - Dean Henderson - musiał zadowolić się resztkami. Przez nie należy rozumieć przede wszystkim mecze Pucharu Ligi Angielskiej oraz Pucharu Anglii. Ostatecznie wychowanek United 8-krotnie pokazał się we wspomnianych rozgrywkach. Pięć razy udało mu się zagrać na zero z tyłu.

Szansą dla angielskiego golkipera okazały się narodziny córki de Gei. Na początku marca Hiszpan otrzymał urlop okolicznościowy, co zmusiło sztab szkoleniowy Manchesteru United do skorzystania z usług Hendersona. 24-latek odpłacił się. Wystąpił w czterech ostatnich ligowych meczach Czerwonych Diabłów i aż 3 razy, w tym z Manchesterem City, zachował czyste konto. Tym samym Henderson wysłał sygnał ostrzegawczy do wszystkich na czele z samym Davidem de Geą. Jego celownik zdaje się nastrojony na przejęcie pałeczki lidera wśród bramkarzy na Old Trafford.

- Henderson wykorzystał absencję de Gei. W każdym meczu wyglądał bardzo pewnie. Czyste konta to swego rodzaju stempel na świetnych występach - przyznaje Marshall. - Ostatnie mecze to dowód na to, że Dean Henderson powinien, przynajmniej na tę chwilę, być numerem "1". Grał dobrze, nie popełniał błędów, które dość regularnie przytrafią się de Gei. Sposób, w jaki wychodził do piłek i kontrolował defensywę United, również przemawia na jego korzyść - dodaje brytyjski dziennikarz.

Liczby kartą przetargową Hendersona 

Co godne odnotowania, Marshall nie rzuca słów na wiatr. Każdemu, kto spróbuje wdać się z nim w polemikę, warto przedstawić konkretne statystyki. De Gea wpuszcza w Premier League średnio 1,23 bramki na mecz i może pochwalić się współczynnikiem wybronionych strzałów, które zostały oddane na jego bramkę, na poziomie 67,5 procent. W przypadku Hendersona sytuacja jest nieporównywalnie lepsza. Anglik obronił 84 procent uderzeń, a piłkę z siatki wyjmuje 0,62 razy na 90 minut. Czy przewaga we wspomnianych aspektach wystarczy, aby w pełni przekonać do siebie Ole Gunnara Solskjaera?

- W przeszłości Solskjaer w samych superlatywach wypowiadał się o obu bramkarzach, ale niemal zawsze w najważniejszych meczach posyłał do boju de Geę. Możliwe, że ostatnie występy Deana odwrócą kartę na jego korzyść - dzieli się swoimi przemyśleniami Marshall.

Ograniczona przestrzeń w szatni Manchesteru 

Co, jeśli jednak będzie inaczej i powracający de Gea z marszu wskoczy do bramki United? To rzecz jasna najbardziej pesymistyczny scenariusz z perspektywy Hendersona i jego sympatyków, ale w żaden sposób nie wykracza on poza granicę prawdopodobieństwa. Tego rodzaju policzek mocno uderzy w ambicje 24-letniego golkipera i z całą pewnością skłoni go do refleksji na temat przyszłości.

- Dean to ambitny facet, który ma świadomość, że droga do gry w reprezentacji prowadzi przez regularne występy w klubie. Co prawda ma dopiero 24 lata, ale nie jest to typ zawodnika, który będzie spokojnie czekał z założonymi rękami. Jeśli więc de Gea od razu wróci do pierwszej "11", zapewne pomyśli, że czegokolwiek by nie zrobił, nie zdoła wygrać rywalizacji z bardziej doświadczonym reprezentantem Hiszpanii. W takiej sytuacji potencjalna decyzja Anglika o zmianie klubowych barw nie będzie dla mnie zaskoczeniem - prognozuje Marshall.

Ewentualny transfer to, jak nie trudno się domyślić, drugie dno wewnętrznej wojny, którą toczą ze sobą de Gea i Henderson. Niezależnie od tego, kto będzie górą w tej konfrontacji, przegrany raczej szybko ulotni się z Old Trafford. Co się tyczy angielskiego golkipera, tu priorytetowe znaczenie należy przypisać jego wysokim aspiracjom. Z doniesień z Manchesteru wynika, że nie pozwalają mu one godzić się na rolę zmiennika w długoterminowej perspektywie. De Gea, choć oczywiście współdzieli z młodszym kolegą chęć gry w wyjściowym składzie, może mieć inny problem. Wiele wskazuje na to, że jest on stricte związany ze sferą finansową.

- Latem możemy mieć do czynienia ze swego rodzaju efektem domina. De Gea to najlepiej opłacany golkiper na świecie. Jeśli Henderson wyprzedzi go w hierarchii, po pierwsze - sam będzie chciał odejść, a po drugie - jego odejścia będzie chciał klub - tłumaczy Tyrone Marshall.

Dywagacje dotyczące przyszłości Deana Hendersona i Davida de Gei to wciąż jednak wróżenie z fusów. Nieco więcej na temat aktualnej hierarchii wszystkim zainteresowanym powinien powiedzieć najbliższy mecz Manchesteru United.

W niedzielę 11 kwietnia Czerwone Diabły rozegrają niezwykle istotne spotkanie z Tottenhamem. Zwycięstwo w tym starciu nie tylko pozwoli im zwiększyć przewagę nad grupę pościgową, na której czele stoi 3. w tabeli Leicester City, ale także zmniejszyć stratę do lidera zza miedzy, Manchesteru City. Ewentualny występ Hendersona będzie dla niego dobrym prognostykiem przed nadchodzącymi miesiącami. Jego brak może oznaczać tylko jedno - nieuchronne rozstanie z klubem, który kształtował jego warsztat od najmłodszych lat. 
Czytaj także: 

PKO Ekstraklasa: mocna reakcja Pogoni Szczecin. Przeciwnik statystował
Czytaj także: 
Męczarnie Bayernu w meczu z Unionem. Brak Lewandowskiego aż nadto widoczny

Źródło artykułu: