Były piłkarz Lecha Poznań nie zostawił na klubie suchej nitki. Stawia twarde zarzuty

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: piłkarze Lecha Poznań
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: piłkarze Lecha Poznań

- W tym klubie nie funkcjonuje kompletnie nic - mówi nam były piłkarz Lecha Poznań, Ryszard Rybak, który nie jest zaskoczony zwolnieniem Dariusza Żurawia. Uważa jednak, że ta zmiana to tylko jedna z wielu, jakie powinny nastąpić.

48-letni szkoleniowiec stracił pracę po sobotniej porażce z Cracovią (1:2). Jego drużyna ugrzęzła w środku tabeli PKO Ekstraklasy, odpadła też z Fortuna Pucharu Polski, dlatego nie ma już żadnych szans na uratowanie sezonu 2020/2021.

- Warto się zastanowić, co by było, gdyby tak jak w latach poprzednich, z ligi spadały trzy drużyny zamiast jednej. Lech miałby dzisiaj sześć punktów przewagi nad strefą spadkową i byłby poważnie zaangażowany w walkę o utrzymanie. To autentyczny dramat - powiedział WP SportoweFakty Ryszard Rybak, który grał w "Kolejorzu" w drugiej połowie lat 80. i sięgnął z nim po Puchar Polski.

Dumny pucharowicz stał się chłopcem do bicia

Skala upadku Lecha prowadzonego przez Dariusza Żurawia poraża głównie dlatego, że jeszcze latem ubiegłego roku przy Bułgarskiej z zadowoleniem przyjęto wicemistrzostwo Polski, a późniejsze triumfy w eliminacjach Ligi Europy, które dały fazę grupową, były miłą niespodzianką. Cóż jednak z tego, skoro dziś nie ma po nich śladu, a poznaniacy nie potrafią wygrywać nawet z nisko notowanymi ekipami w PKO Ekstraklasie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska liga i przypadkowy, wspaniały gol

- Wiosną doszło do tego, że gdy ktoś potrzebował punktów, patrzył w terminarz, kiedy gra z Lechem. Przecież Cracovia dotąd nie potrafiła zrobić nic, a i tak udało jej się przełamać. To największa ironia, jaka płynie z obecnego sezonu. Minęły 23 kolejki i tych porażek nie da się już rozpatrywać w kategorii wypadków. To stała tendencja. Tak samo możemy podsumować sukcesy klubu. W ciągu ostatniej dekady raz udało mu się wywalczyć tytuł mistrzowski. To był właśnie wypadek przy pracy - podkreślił.

Na początku rundy wiosennej władze "Kolejorza" chciały dać Żurawiowi kredyt zaufania aż do lata. Czas jednak pokazał, że to niemożliwe. - Skala porażek była tak wielka, że nie dało się tego ciągnąć. W pewnym momencie odnosiłem wrażenie, że ludzie z pionu sportowego siedzą sobie w gabinetach i cieszą się, że mecze odbywają się bez kibiców. Unikali dzięki temu złości trybun i planowali tak dojechać do czerwca. Jednak tego by było już za wiele - uważa Rybak.

Odpowiedzialność ponosi nie tylko trener

Według byłego pomocnika "Kolejorza", problemy na ławce to tylko wierzchołek góry lodowej. - Jesienią Lech miewał mecze lepsze i gorsze. Wiosną dobrych już nie było, a nic nie stało na przeszkodzie, żeby sytuacja się poprawiła. Piłkarzom brakowało nawet tak podstawowych cech jak wola walki. Niemoc i bezradność aż biły po oczach. Teraz możemy sobie zadać pytanie, czy sukcesy pucharowe były wynikiem ponad stan, czy dziś dochodzi do totalnej katastrofy.

Rybak ma ogromne pretensje do osób odpowiadających za transfery. - Zmiany szkoleniowców w ostatnich latach nic nie dawały. To tylko jeden z problemów. Skuteczność transferów jest na podobnym poziomie jak częstotliwość zdobywania trofeów i ktoś za to odpowiada. Prezesi nabierają wody w usta, przez Bułgarską przewinęło się multum piłkarzy i na palcach jednej ręki można policzyć naprawdę udane ruchy. Jestem ciekaw, kto weźmie odpowiedzialność za niewypał np. z Janem Sykorą. Jest w Poznaniu od niemal roku i nic do tej drużyny nie wniósł.

Żuraw też zapracował na swój przykry koniec w Lechu. - Latem ubiegłego roku rozwalił coś, co bardzo dobrze funkcjonowało. Miał w sztabie Dariusza Skrzypczaka i Karola Bartkowiaka i nie podobała mu się ich niezależność. Wolał asystentów, którzy będą mu przytakiwać. To samo mamy we władzach klubu. Czy ktoś wierzy, że Tomasz Rząsa postawi się Piotrowi Rutkowskiemu? Tylko wtedy można liczyć na rozwój. Jeśli wszyscy będą mówić to samo, nie wyniknie z tego nic konstruktywnego - stwierdził Rybak.

Wstydliwe porównania do rywala zza miedzy

Rybak zestawia zapaść Lecha z tym, co dzieje się w Warcie. Jej przykład ma jeszcze bardziej obnażać skalę upadku wicemistrza Polski.

- "Kolejorz" chciał się bić o czołowe pozycje, a ma 29 pkt. Tymczasem zespół, którego jedynym celem było utrzymanie, zebrał trzy punkty więcej i jest wyżej w tabeli. Gdy oglądam chłopaków z Warty, oni do każdej piłki idą jak do pożaru. Nawet gdy przegrają, zostawiają na boisku mnóstwo serca. Lechici tymczasem wychodzą na mecze tak, jakby po prostu chcieli sobie pograć. Nie widać żadnej reakcji na stracone gole - przyznał.

Czy takie porównania mają jednak sens? - Myślę, że każdy poznaniak patrzy na te kluby i siłą rzeczy będzie je porównywał. W jednym na co byśmy nie spojrzeli, widać same pozytywy, w drugim nie funkcjonuje kompletnie nic. I to wszystko dzieje się w sytuacji, gdy realia finansowe Warty i Lecha to dwa przeciwne bieguny - zakończył.

Czytaj także:
PKO Ekstraklasa. Dariusz Żuraw zwolniony z Lecha Poznań!
Reprezentant Polski stracił połowę świąt przez koronawirusa

Źródło artykułu: