Aż takiej miazgi jaką Bayern Monachium zrobił z Barcelony (8:2) trudno się było spodziewać, bo przecież Katalończycy nadal mają niezłą markę, no i Leo Messiego. Ale to tylko fasada. FCB przechodzi głęboki kryzys, nie tylko sportowy zresztą. Monachijski walec był bezlitosny, ale - paradoksalnie - może to wyjść Barcelonie na dobre, zmusić klub do rewolucyjnych zmian. Bo dziś określenie tej drużyny "Dumą Katalonii" brzmi jak szyderstwo.
Zachwycamy się ofensywnym potencjałem Bayernu i imponującą skutecznością. 15 goli w dwóch ostatnich meczach Ligi Mistrzów musi robić wrażenie. I jeszcze ten styl monachijczyków, gdy drużyna niesamowicie szybko po odbiorze piłki przechodzi do ataku. Potencjał ofensywny Bayernu jest ogromny, ale i organizację gry udało się poukładać na takim poziomie, że Bawarczycy wygrali wszystkie swoje mecze w Lidze Mistrzów w tym sezonie. Są faworytem rozgrywek, a Robert Lewandowski ani chybi zostanie królem strzelców w tej edycji.
FC Barcelona leży na przeciwległym biegunie, w tej chwili jest chora na wszystko. I wszystko przegrywa. Mistrzostwo oddała Realowi Madryt w bardzo złym stylu, tracąc punkty na finiszu sezonu z drużynami, które powinna wciągnąć nosem. Ligę Mistrzów pożegnała tak źle, że gorzej nie można, bo ten ćwierćfinał z Bayernem zostanie zapisany w historii klubu jako dzień hańby. Nawet Pucharu Króla się nie udało w tym sezonie zdobyć. Nic, kompletnie nic, żadnego trofeum.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli kolegi Roberta Lewandowskiego z Bayernu jeszcze nie widziałeś. Poszło mu świetnie
A przecież mówimy o drużynie, w której grają mistrzowie świata, mistrzowie Europy i najlepszy - przynajmniej do niedawna - piłkarz globu. A jednak ta drużyna nie zdobyła nic i w tym składzie nic już nie zdobędzie. Tu jest potrzebny remont generalny. Większości zawodników z obecnego składu trzeba otwarcie powiedzieć, że nie są Rolling Stonesami i nie mogą grać do późnej starości. Dzisiejsza FCB składa się z piłkarzy wypalonych, sfrustrowanych, zagubionych.
Tylko kto miałby z nimi zrobić porządek, skoro cały klub działa w tej chwili tak jak obrona "Barcy" w meczu z Bayernem. Ciężko przygnębiony Gerard Pique mówił po tym spotkaniu: - Okropny mecz… Koszmar… Klub potrzebuje zmian, także strukturalnych - wykrztusił z trudem.
Ma rację, ale akurat to wiadomo od dłuższego już czasu. Klub zgubił swoje DNA, odszedł od wartości, na których był budowany. Wewnętrzne walki o władzę w klubie prowadzą go do ruiny. Także moralnej. Bo czymże innym jak nie zgnilizną moralną, jest wydawanie pieniędzy przez zarząd na atakowanie swoich adwersarzy (w tym także własnych piłkarzy!) w mediach społecznościowych?
W FCB brakuje liderów, ludzi z autorytetem. Takich, którzy umieliby postawić ten klub z powrotem z głowy na nogi. Którzy np. potrafiliby przekonać swoją legendę – Xaviego, żeby przestał liczyć petrodolary w Katarze, wrócił i objął drużynę. I żeby zrobił z nią porządek, tak by znów można ją było nazywać "Dumą Katalonii", bo na dzisiaj chwały temu regionowi, niestety, nie przynosi.
Zarząd klubu musi skończyć z zatrudnianiem przypadkowych trenerów i przypadkowych piłkarzy. Kupować drogo i głupio to każdy potrafi. Lista pomyłek transferowych jest dramatycznie długa, a otwierają ją kupieni za fortunę Antoine Griezmann (120 mln euro), który nigdy się w Barcelonie odnalazł i Ousmane Dembele (105 mln + bonusy nawet do 40 mln!), który miał kłopoty żeby odnaleźć nawet… własną głowę. Chłopak płacił kary, za to, że nie dojechał na trening, bo całą noc grał w gry komputerowe…
A już w ogóle chichotem historii jest to, że najdroższy w historii zawodnik Barcelony - Philippe Coutinho (145 mln euro), strzelił jej w piątek dwa gole i jeszcze zaliczył asystę przy trafieniu Lewandowskiego. Jakby tego było mało, angielskie media piszą, że jeśli Bayern wygra Ligę Mistrzów, to Barcelona będzie musiała dopłacić 5 mln euro bonusu Liverpoolowi, od którego kupiła Coutinho. Za wygranie Champions League… Niewiarygodne, ale - przy chaosie organizacyjnym i tym sposobie zarządzania "zasobami ludzkimi" w FCB - możliwe, niestety.
Nowy trener Barcelony, gdy będzie już miał stworzone warunki do pracy, będzie musiał się zmierzyć z jeszcze jednym problemem – pozycją Leo Messiego nie tylko w drużynie, ale i w klubie. Od kilku lat to mały Argentyńczyk wskazuje z kim chce grać i kto ma go trenować. I trzęsie szatnią. Jest pierwszą osobą, z którą się konsultuje ruchy w klubie. A Leo jest zawodnikiem genialnym, ale nie jest tak, że zna się najlepiej na wszystkim.
Messi to pewnie najlepszy piłkarz w historii futbolu, ale zmierzch dosięga każdego geniusza. Ma 33 lata i młodszy już nie będzie. Trener z autorytetem zastanowiłby się nad rolą Leo w drużynie, nad pozycją na boisku, nad tym, jak wycisnąć z tego talentu maksa jeszcze przez 3-4 sezony. Ale to musiałaby być twórcza dyskusja wielkiego piłkarza z wielkim trenerem, którego autorytet Argentyńczyk by respektował.
Ktoś pokroju Pepa Guardioli czy Jürgena Kloppa mógłby z Messim porozmawiać nie tylko o jego genialnych dryblingach i golach, ale także o tym dlaczego znika, gdy drużyna go potrzebuje najbardziej, w decydujących meczach Ligi Mistrzów (teraz 2:8 z Bayernem, katastrofa sezon wcześniej z Liverpoolem, czy dwa sezony wcześniej z Romą).
Ale do takiej rozmowy trzeba partnera. Za takiego Messi nie uważał ani Quique Setiena ani Ernersto Valverde. Czemu nie raz dawał publicznie wyraz, niestety. Takie rzeczy trzeba prostować od razu, bo rozkładają klub od środka. Gdy nie rządzi prezes i trener, rządzą wszyscy. Tego żadne przedsiębiorstwo nie wytrzyma. Nawet taki klub jak FC Barcelona.
Dziś, po tym 2:8 z Bayernem, kibice Barcelony czują się upokorzeni. Wydaje im się, że trafili to piekła. Ważne, by w klubie wykonane zostały takie ruchy, żeby okazało się, że to był tylko czyściec.
Niemieckie media zachwycone Bayernem. Czytaj więcej--->>>
Media. Reprezentant Polski zakażony koronawirusem. Czytaj więcej--->>>
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)