Dawid Góra: Smutny widok podczas meczu Bayernu. Przecież to absurd! [KOMENTARZ]

Getty Images / Hannibal Hanschke/Pool / Na zdjęciu: piłkarze Bayernu Monachium
Getty Images / Hannibal Hanschke/Pool / Na zdjęciu: piłkarze Bayernu Monachium

Kuriozalną jest reguła, że piłkarze nie mogą w pełni cieszyć się po zdobyciu gola. O ile widok pustych trybun jest przygnębiający, ale zrozumiały, o tyle niektóre przeciwpandemiczne reguły podczas meczów wiercą w głowie dziurę wielkości piłki.

Sport bez kibiców to jak książki bez czytelników albo spektakle bez widzów. Na szczęście w naszych czasach da się obejść to obostrzenie, bo transmisje są w telewizji lub internecie. To oczywiście nie to samo, ale piłkarze przynajmniej nie grają dla samych siebie (i kasy). Taki nasz covidowy klimat. Wielotysięczna publiczność mogłaby spowodować nagły wzrost zakażeń. Kibice potem nieświadomie przekazywaliby wirusa swoim babciom i dziadkom, a czym się to może skończyć, wiemy doskonale. Mecze duchów trzeba więc jakoś przełknąć.

Ale zasad, które należy przestrzegać, aby rozegrać mecze bez zakłóceń, jest znacznie więcej. Niektóre trudno zrozumieć.

Napastnik biegnie z piłką przy nodze. Obok niego, powiedzmy defensywny pomocnik, próbuje go wybić z rytmu - trzyma za koszulkę, popycha barkiem, wreszcie z braku innych środków robi wślizg. Piłka odskakuje, rywal ląduje na nim. Tak leżą moment, kilka sekund zajmuje im wstanie z murawy. I wszystko jest w porządku! Przecież piłka nożna to gra kontaktowa. Nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby zakazać walki. Zresztą bez starć mecze nie miałyby żadnego sensu, na nich w jakiejś mierze polegają.

ZOBACZ WIDEO: 2. Budnesliga. Piłkarze Dynama Drezno z potwierdzonym koronawirusem. Klub chwilowo poza rozgrywkami!

Ta sama sytuacja. Tyle że pomocnikowi wślizg nie wychodzi, zawodnik przeskakuje ponad jego nogami, prowadzi piłkę jeszcze kilka metrów. Potężny strzał, bramkarz jest bezradny, pada gol. I teraz uwaga! Aby podziękować asystującemu koledze z drużyny musi... zbić mu żółwia, względnie szturchnąć łokciem. Podanie ręki przecież mogłoby u któregoś z nich spowodować zakażenie koronawirusem. Już nie mówiąc o wskakiwaniu sobie na barki czy ściskaniu się w kilku jednocześnie…

Co ciekawe, podczas meczu Herthy piłkarze i tak się cieszyli niemal po staremu. A kartek nie było. To tylko potwierdza, jaki panuje bałagan.

Obawiam się, i obawa ta graniczy u mnie z pewnością, że te dziwne zasady nie uchronią nikogo przed chorobą. Zabijają natomiast kolejny element, który sprawia, że piłka nożna jest grą emocji. Że tyle podczas meczu się dzieje. Atmosfera przenosi się na komentatorów, kibiców przed ekranami. Szybko okazuje się, że sport wrócił tylko na raty. Że to jakiś ekwiwalent i musimy się cieszyć, że piłkarze nie grają w maseczkach i po kilku minutach gry trener nie powinien kolejnych zawodników ściągać z boiska przez przemęczenie i brak swobodnego oddechu.

Zawodnicy siedzący na trybunach zamiast na ławce rezerwowych, oddaleni od siebie o przepisową odległość, też wyglądają nieco zabawnie. Ale to na szczęście nie ma żadnego wpływu na przebieg meczu, więc można hołdować zasadzie "przezorny zawsze ubezpieczony". Nie ma problemu.

I żeby było jasne - nie namawiam do ściągania maseczek oraz powrotu do czasów sprzed wszystkich procedur bezpieczeństwa. Trzeba dmuchać na zimne, nawet jeśli czasem któraś z zasad wydaje się uszyta ponad miarę zagrożenia. Jednak boisko to zupełnie inna przestrzeń. Jeśli nie zakazuje się normalnych boiskowych zachowań (jak choćby tych w polu karnym przed wykonaniem rzutu rożnego), to po co zakazywać zwykłej radości?

To w czasach pandemii i tak jest towar deficytowy.

Czytaj także:
Radość w Hercie Berlin. Kolega Krzysztofa Piątka wyjaśnił tajemnicę
Niemieckie media o meczu Union - Bayern. "Lewandowski na rekordowej drodze"

Źródło artykułu: