Sosnowiecki debiut Wisły

Spotkanie Wisły z Levadią było oficjalnym debiutem mistrzów Polski na Stadionie Ludowym w Sosnowcu. Nie wypadł on, pod względem sportowym, zbyt okazale. Mistrzowie Polski kompletnie zawiedli, remisując z niedocenianą Levadią 1:1. Na tle Estończyków piłkarze Macieja Skorży wyglądali zresztą tak, jakby sami zjawili się w Sosnowcu - jadąc 40 godzin autokarem.

W tym artykule dowiesz się o:

Takim bowiem środkiem lokomocji zjawiła się w Polsce ekipa Levadii i może właśnie to uśpiło - chyba zbyt pewnych siebie wiślaków.

Na nic zdały się więc ostrzeżenia trenera Skorży, który przed meczem zapowiadał, że Levadia spokojnie poradziłaby sobie w polskiej ekstraklasie. Chyba mało kto w takie stwierdzenia wierzył. Po końcowym gwizdku okazało się jednak, że mistrz Estonii jakoś niekoniecznie ustępował mistrzowi Polski. Tracąc wygraną dopiero w doliczonym czasie gry!

Popisy piłkarzy na żywo oglądać miał selekcjoner Leo Beenhakker, ale dotarł jedynie jego asystent - Rafał Ulatowski. Na trybunach dostrzec można też było, obecnie nigdzie nie zatrudnionego, Franciszka Smudę, który po meczu nie chciał się z nikim dzielić wrażeniami. - Śpieszę się - rzucił tylko w kierunku dziennikarzy popularny "Franz", po czym wybiegł z budynku klubowego.

A sam Stadion Ludowy organizacyjnie spisał się bez zarzutu. Kibice Wisły w spokoju weszli na ten obiekt i z niego wyszli. Obyło się bez burd i jak na debiut wszystko było udane.

Teraz tylko piłkarze muszą oswoić się do reszty z murawą, na której w środowy wieczór zawiedli na całej linii.

Źródło artykułu: