Jagiellonia wraca do jednego z historycznych miejsc. Po ponad 11 latach znowu zagra w Sosnowcu

Newspix / Jan Malec / Na zdjęciu od lewej: Mariusz Dzienis i Marcin Komorowski
Newspix / Jan Malec / Na zdjęciu od lewej: Mariusz Dzienis i Marcin Komorowski

3 razy walczyli tu o Ekstraklasę i zawsze wygrywali. Chociaż faktycznie awansowali do niej tylko raz, w 2007 roku. - To był mecz "na styku" - mówi Remigiusz Sobociński. - Ale czuliśmy, że nie może nam się stać nic złego - dodaje Mariusz Dzienis.

Sędzia Adam Kajzer zagwizdał po raz ostatni, a piłkarze Jagiellonii wybuchli radością. Natychmiast pobiegli w stronę sektora gości, by świętować wraz z niemal tysiącem kibiców, którzy przyjechali wtedy do Sosnowca. Płot dzielący jednych od drugich ledwo wytrzymał. - Oj, działo się - mówi Mariusz Dzienis na wspomnienie 3 czerwca 2007 roku. Tego dnia białostoczanie awansowali do Ekstraklasy.

Niewiele jest miejsc na świecie, które fani Jagiellonii wspominają tak szczególnie jak Stadion Ludowy w Sosnowcu. Ale nic dziwnego, bo na nim Jaga aż trzy razy walczyła o upragnioną grę w Ekstraklasie. I zawsze wychodziła zwycięsko, chociaż faktycznie awansować udało się tylko raz. Właśnie wtedy, ponad 11 lat temu. - Kameralny stadionik, na którym panowała niezwykle gorąca atmosfera. Na początku niemal wszyscy byli przeciwko nam, bo Zagłębie też grało o awans - przypomina Dzienis. - Ale byliśmy wtedy bardzo mocni i czuliśmy, że nie może nam się stać nic złego - dodaje.

Sezon 2006/07 Jagiellonia po raz trzeci z rzędu zaczynała z celem awansu do Ekstraklasy. Do jego zrealizowania zatrudniono Ryszarda Tarasiewicza i do wszystko szło doskonale. Ale w pewnym momencie maszyna się zacięła i założenia stanęły pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że atmosfera w drużynie zaczynała się psuć. Były reprezentant Polski został więc zwolniony, a na jego miejsce przybył niedoświadczony Artur Płatek. On - z boiskową pomocą awaryjnie ściągniętego Tomasza Wałdocha - odmienił grę Jagi, która znowu zaczęła wygrywać. I dzięki temu, na kolejkę przed końcem rozgrywek, mogła sobie zapewnić promocję.

ZOBACZ WIDEO Koniec serii przegranych meczów. FSV Mainz wreszcie wygrywa [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W Sosnowcu sympatycy obu drużyn stworzyli niezwykłe widowisko, do którego w pełni dostosowali się zawodnicy. - Mecz był cały czas "na styku". Przy stanie 0:0 gospodarze trafili w poprzeczkę, było niebezpiecznie. Jednak później strzeliliśmy gola i to my prowadziliśmy. Wtedy zaczęła się "obrona Częstochowy", kontry. Przeciwnicy napierali. Ale udało nam się dowieźć satysfakcjonujący wynik i nastąpiła euforia - opowiada Remigiusz Sobociński. - Szalona radość z naszej strony, a po kilku chwilach także u gospodarzy. Oni bowiem także awansowali. Wszyscy z trybun znaleźli się na murawie, wszyscy się bawili. Kibice, piłkarze obu drużyn sobie gratulowali - wspomina Dzienis.

Bramkę, która niewątpliwie zapisała się w historii Jagi zdobył na początku drugiej połowy Janusz Wolański. W 52. minucie obrona gospodarzy zostawiła go w polu karnym bez opieki, a skrzydłowy białostoczan to sprytnie wykorzystał. - To był chyba najlepszy sezon w moim życiu. Niestety, po jego zakończeniu odszedłem, bo klub nie przedłużył ze mną umowy. Ale takich rzeczy jak ta bramka się nie zapomina - mówi zawodnik, który nie celebrował zbytnio trafienia. Wśród kibiców można było usłyszeć teorię, że powodem było to, iż w przeszłości grał w... Sosnowcu. - Nie, to nie miało znaczenia. Ja po prostu tak spokojnie się cieszę z goli - zaprzecza ze śmiechem 39-latek, który w czerwcu 2006 roku wystąpił w meczu Zagłębie - Jagiellonia jeszcze po stronie gospodarzy.

Tamto spotkanie również miało szansę zapisać się w historii obu klubów. Jego stawką był bowiem udział w barażach o grę w Ekstraklasie. - Ten mecz pamiętam najlepiej - mówi Wojciech Kobeszko, który na 8 minut przed końcem strzelił zwycięską bramkę dla gości. - To był bardzo trudny pojedynek dla nas. Dramatyczny. Wracałem wtedy po kontuzji i szeregu innych perypetii. Dostałem szansę od trenera, wszedłem na boisko w drugiej części i można powiedzieć, że ją wykorzystałem tym golem. Ale niestety, baraże później przegraliśmy. Jednak spotkanie w Sosnowcu to bardzo miłe wspomnienie - dodaje legenda kibiców Jagiellonii.

- Szczerze mówiąc ja tego meczu za bardzo nie pamiętam. Może z powodu jak te późniejsze baraże z Arką wyglądały. Po nich pojawiły się różne podteksty (po meczu podejrzewano, że 4 zawodników sprzedało mecz - przyp. red.). Chociaż nikt nikogo za rękę nie złapał... Niemniej nigdy nie chciałem być wiązany z takimi tematami i wolałem ten czas wyrzucić z pamięci. Jednak szkoda, że wszystko tak się potoczyło, bo już w pierwszym swoim sezonie w Białymstoku mogłem wywalczyć awans. Ale na szczęście udało się nam rok później - mówi Sobociński.

44-latek miał później ogromny udział w utrzymaniu Ekstraklasy dla Jagiellonii w jej pierwszym sezonie po powrocie do elity. - No tak, strzeliłem kilka goli, które zostały w pamięci kibiców. Szczególnie ten pierwszy po awansie, w meczu z Polonią Bytom - wspomina. Innym szczególnie pamiętanym jest jednak trafienie przeciwko Zagłębiu Sosnowiec podczas fatalnej dla białostoczan rundy wiosennej sezonu 2007/08. - Rzeczywiście, zdobyłem wtedy gola na 2:1 u siebie. Wygraliśmy tamto spotkanie i to w końcowym rozrachunku dało nam pozostanie w lidze - przypomina Sobociński.

- Krótko mówiąc, między Zagłębiem a Jagiellonią dochodziło zawsze do ciekawych meczów. I to w walce o Ekstraklasę - podkreśla Kobeszko, który przypomina także o barażach z sezonu 1990/91 (Jagiellonia wygrała na wyjeździe 2:0, by u siebie przegrać tym samym wynikiem i ostatecznie w rzutach karnych 2:4 - przyp. red.).

Ostatni raz Zagłębie podejmowało Jagiellonię jesienią 2007 roku. - Oczywiście, że pamiętam tamto spotkanie. Ale na wstępie muszę zaznaczyć, że graliśmy na innym stadionie, bo ich obiekt nie został dopuszczony (spotkanie odbyło się w Wodzisławiu Śląskim - przyp. red.) - mówi Everton Antonio Pereira, który strzelił wtedy bramkę. - To był mój czwarty mecz ligowy dla Jagi i pierwszy gol. Bardzo ładny zresztą. Ale niestety przegraliśmy tamto spotkanie 1:3 - dodaje Brazylijczyk.

Źródło artykułu: