[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Niezbyt długo czekał pan na transfer z Romy?[/b]
Łukasz Skorupski, bramkarz Bologna FC i reprezentacji Polski: Już rok temu miałem odejść, po powrocie z wypożyczenia z Empoli. Roma nie dogadała się z jednym klubem. Takim jednym z mocniejszych we Włoszech. Chodziło o Napoli. Miał stamtąd odejść Pepe Reina. Dyrektor sportowy Napoli mówił nam: "czekajcie, czekajcie, sfinalizujemy transfer". Ale Reina został, dlatego Napoli wycofało się z ofertą.
Co było dalej?
W tym czasie inne zespoły, które mnie chciały, między innymi Torino, sprowadziły bramkarzy. Trener Romy Eusebio Di Francesco zgodził się, żebym odszedł. Ale dyrektor sportowy Monchi już nie. Powiedział, że chce mieć dwóch bramkarzy na dobrym poziomie, a w tamtym momencie na rynku nie było nikogo wolnego. Trochę się nawet pokłóciliśmy z tego powodu. Chciałem odejść i grać. Powiedziałem to głośno. Monchi bał się, że w przypadku kontuzji Alissona zostanie bez zmiennika, a meczów było wiele, występowaliśmy w Lidze Mistrzów. W klubie od razu usłyszałem, że numerem 1 będzie Alisson. Ja miałem łapać minuty w Pucharze Włoch i być gotowym, jakby koledze przytrafiła się kontuzja.
Zmarnował pan rok.
Nie uważam, że straciłem czas. Na treningach pracowałem ze świetnym trenerem bramkarzy, mimo wszystko zrobiłem jakiś postęp. W Lidze Mistrzów dotarliśmy do półfinału, zwiedziliśmy wiele klubów...
Ale dla pana to już chyba nie etap na zwiedzanie.
Dokładnie. Dlatego denerwowałem się na tej ławce. Mam swoje lata, powinienem grać regularnie. Wolę być w słabszym zespole, ale bronić. Pojawiały się nerwy. Co mecz się pojawiały nerwy. W tygodniu jeszcze tak się z tego powodu nie złościłem, ale gdy przychodził weekend... strasznie nie lubię być rezerwowym.
W styczniu był pan bliski zmiany klubu.
Zgłosiła się Bologna. Antonio Mirante, który miał iść za mnie do Romy w ramach rozliczenia, chciał jednak zostać w zespole do końca sezonu. I tak się stało. Latem klub dopłacił kilka milionów, uzyskał procent przy moim kolejnym transferze i wziął jeszcze Antonio. W styczniu był też temat Crystal Palace i Brighton, ale wolałem zostać we Włoszech. Znam język, w Italii znają też mnie.
Latem Alisson odszedł do Liverpoolu. Nie miał pan przyszłości w Romie?
Do końca nie było wiadomo, czy odejdzie. Ja powiedziałem od razu: jak się ktoś zgłosi, nie czekam, odchodzę. Po powrocie ze zgrupowania reprezentacji w Arłamowie przed mistrzostwami świata dostałem telefon. Zadzwonił trener Filippo Inzaghi. Powiedział, że bardzo chce, żebym był w jego zespole pierwszym bramkarzem. Słysząc to, dostałem kopa energetycznego. Odpowiedziałem: "jestem na tak, musicie się tylko porozumieć z Romą". Nie chciałem być znowu uzależniony od czyjegoś odejścia, jak przed rokiem z Reiną. Jestem zadowolony z tego ruchu, mimo że pewnie grałbym dziś w Romie, gdybym został. Klub występuje w Lidze Mistrzów, fajnie byłoby się tam znaleźć, ale liczę na to, że poprzez dobrą grą w Bolonii jeszcze zagram w tych rozgrywkach. Podpisałem kontrakt na pięć lat, chciałem osiąść w jednym miejscu, a nie przeprowadzać się co sezon.
Jakim trenerem jest Filippo Inzaghi?
Maniak. Powiedział nam: "ja nie śpię po nocach, cały czas myślę o was, wszystko układam pod was". Sam pokazuje wszystkie ćwiczenia z piłką. I to perfekcyjnie! Nie stracił dynamiki, techniki. Czasem strzela takie gole, że nie mogę uwierzyć. Jest też totalnym maniakiem, jeżeli chodzi o jedzenie. Dieta jest u niego najważniejsza. Śniadania i obiady jemy w klubie obowiązkowo. I to Inzaghi ustala, co nam zaserwują. Przez całą karierę miał prywatną kucharkę, która przygotowywała mu posiłki. Powiedział nam, że dzięki temu czuł się dobrze pod względem fizycznym, łatwiej strzelało mu się gole i dlatego też mamy pilnować diety. Jemy na przykład bresaole (włoska polędwica wołowa - przyp. red.), czy też pastę. O McDonaldsie już nawet nie pamiętam. Poza tym we Włoszech jedzenie w tym fast foodzie smakuje inaczej niż w Polsce, gorzej.
Na razie zaczęliście sezon fatalnie. Pierwszy raz w historii Bologna nie zdobyła nawet jednej bramki w trzech pierwszych meczach Serie A.
Przyjdą gole, przełamiemy się, jestem przekonany. Potencjał Bolonii to na ten moment raczej środek tabeli. Oczywiście, słabo zaczęliśmy, ale wierzę, że będziemy punktować. Myślimy o pierwszej dziesiątce, ale pierwszym celem jest utrzymanie.
Długo żałował pan, że nie pojechał na mundial?
Nie pojechałem z powodu kontuzji. Trener Nawałka mówił wprost, że jadę jako trzeci. Ale z powodu biodra nie było takiej opcji. W Arłamowie niefortunnie upadłem na treningu, boisko było twarde, zrobił mi się krwiak na kości. Zabezpieczałem to miejsce gąbkami, ale to nic nie dawało. Nie byłem w stanie chodzić. Bardzo żałowałem, że nie pojechałem na mundial, z drugiej jednak strony: wróciłem do Włoch i od razu urodził mi się syn. Oczywiście, oglądałem mecze mundialu w telewizji, szkoda mi było, że właśnie z tej perspektywy, ale dziecko mi to zrekompensowało. W nocy śpi, nie budzi się, wstaje o 8 rano. Z żoną są na każdym meczu. Mały ogląda, nie płacze, nic go nie rozprasza. Dlatego tak ważna była dla mnie stabilizacja. Może dobrze się stało.
ZOBACZ WIDEO Wojciech Szczęsny dobrze pamięta ostatni mecz z Włochami. "Mam nadzieję, że wynik będzie odwrotny"
Nowego selekcjonera reprezentacji, Jerzego Brzęczka, pamięta pan jeszcze z Górnika Zabrze.
Pierwsze wspomnienie: jechaliśmy wspólnie na obóz, do Austrii. Z tyłu w autokarze siedziała zawsze starszyzna. Wolne miejsce było, zająłem. Przychodzą Brzęczek i Hajto. A co ty tu robisz? - Tomek spojrzał na mnie tak, jakbym go obraził. Ja na to: miejsc nie było nigdzie wolnych. Włączył się Jurek: zostaw go, niech siedzi - wtrącił. Całą noc jechaliśmy, działo się, ciekawa to podróż była. Nie będę opowiadał szczegółów... ale nie spałem. Oni grali głównie w karty, ja się słowem nie odezwałem. Bo ile ja wtedy lat miałem, może 17? To były czasy, kiedy młodzi torby nosili. Ja piłki pompowałem.
Jak pan wspomina obecnego trenera kadry?
Bardzo profesjonalny zawodnik, a dziesięć lat temu polska piłka nie była pod tym względem wzorem do naśladowania. A Jurek był. Bardzo starał się na treningach, przykładał do każdego ćwiczenia, pokrzykiwał, motywował drużynę. Dużo biegał, dobrze grał. Trudno broniło się jego strzały, taki techniczny zawodnik. Ustawiał wszystko, rozmawiał z młodymi, wprowadzał ich do zespołu. Mnie też.
Dla piłkarza lepiej, jak kolega z boiska zostaje jego trenerem?
Z Jurkiem nie grałem, bardziej trenowałem, chyba że w sparingach. Za młody byłem. Ale fajnie, nie mam z tym problemu. Z trenerem Nawałką byłem kilka lat w Górniku, teraz jest Brzęczek.
Pan widzi dla siebie szansę gry w kadrze?
Jest nas trzech, zacząłem grać w klubie i mam nadzieję, że też dostanę jakieś minuty w reprezentacji. Na razie tylko jeżdżę, ale wiadomo, że są Wojtek i Łukasz.
Jednym z głównych zadań nowego trenera, oprócz awansu na Euro 2020, będzie wydobycie pełni potencjału z Piotra Zielińskiego. To pana dobry kolega, znacie się. Jak to zrobić?
Moim zdaniem to najbardziej utalentowany piłkarz w Polsce. Najbardziej kompletny. Mam nadzieję, że wydobędzie z siebie takiego "skurczybyka". Żeby wziąć piłkę, skończyć akcję samemu, tak zdrowo pozadzierać nosa. Jak to zrobi, to będzie, choć moim zdaniem już jest, jednym z najlepszych piłkarzy w Serie A. Wiadomo, Piotrek jest zawsze miły, sympatyczny. Ktoś mu wjedzie na boisku w nogi, on coś tam burknie pod nosem, ale zaraz powie, że nic się nie stało. Może to kwestia właśnie tego, że jest skromny?
We Włoszech widzą w tym problem?
We Włoszech to wszyscy są w "Zielu" zakochani. Poważnie. Ostatnio oglądaliśmy całą drużyną, na zgrupowaniu Bolonii, mecz Napoli z Milanem, w którym "Zielek" strzelił dwa gole, z prawej i lewej nogi. Inzaghi ciągle mnie o Piotrka pytał. On po prostu uwielbia patrzeć, jak Zieliński gra. Wszyscy we Włoszech mówią, że to wielki piłkarz. Nie tylko ja, bo się kumplujemy. Stale robi postępy. Myślę, że na boisku zrobił się bardziej agresywny niż wcześniej. Nogi nie odstawi, no ale do rywala nie ruszy też z pyskówką. Razem graliśmy w Empoli, trenerzy zawsze skupiali się na jego umiejętnościach, nie było presji, że ma się zachowywać tak, czy inaczej. W reprezentacji zawsze jest trudniej. Zagrasz słabiej, drugi mecz masz dopiero za dwa miesiące, a kibice przez te dwa miesiące pamiętają, jak wypadłeś ostatnio. W klubie, grasz w zasadzie co trzy dni, szybciej się można zrehabilitować.
Na to czeka pana klub, który jeszcze w tym sezonie nie wygrał.
Teraz zmierzymy się z Genuą Krzyśka Piątka i Romą. Mam nadzieję, że z Romą wyjdzie mi świetny mecz. I jestem przekonany, że szybko się przełamiemy. Teraz cały świat mówi i ogląda Serie A, bo do Juventusu przyszedł Cristiano Ronaldo. Przed meczem z nimi trzeba będzie pooglądać więcej filmików z Ronaldo. Włoska liga tak mi się podoba, że mogę grać w niej całe życie. Jak dociągnę do czterdziestki, to będzie gitara.