Komentator Polsatu od kilkunastu dni stoi na stanowisku, że reprezentant Polski zostanie piłkarzem Panathinaikosu. Umowę ma podpisać we wtorek (WIĘCEJ W TYM MIEJSCU), Grecy wypożyczą go na rok z opcją kupna. To transfer, który z greckiej perspektywy jest po prostu nierealny. - To tak, jakby Legia Warszawa chciała dziś kupić Roberta Lewandowskiego - dodaje Gmoch, który mieszka też w Grecji i tam prowadzi interesy.
Żart, a nie budżet
20-krotny mistrz od kilku lat jest w potężnym kryzysie, w kwietniu tego roku UEFA na trzy lata wyrzuciła go z europejskich pucharów. Jest to kara za długi wobec piłkarzy. Panathinaikos nie może też wydawać na transfery. Poprzedni sezon klub ze stolicy zakończył dopiero na 11. miejscu, rok w rok drużyna była osłabiana, odchodzili piłkarze, którym klub był winny pieniądze. Ostatni tytuł Panathinaikos zdobył w 2010 roku, wtedy rozpoczęły się jego kłopoty. Biznesmeni, którzy łożyli pieniądze w końcu uznali, że piłkarskie hobby jednak za dużo ich kosztuje. Do tego oczywiście doszedł potężny kryzys finansowy całego państwa. Od 8-9 lat Panathinaikos każdego roku walczy o to, żeby nie zbankrutować. W szczytowym momencie jego budżet wynosił nawet 50 mln euro. - A dziś budżet wynosi 2,5-3,5 mln euro. Jak żart - mówi Gmoch.
Obecny właściciel, syn lokalnego armatora i kibic Panathinaikosu, Giannis Alafouzos wpompował w klub już 20 mln euro. - Od niego na pewno nie można oczekiwać ani grosza więcej. Jeśli już, to jeszcze bardziej okroi wydatki – dodaje Gmoch. Grek chce pozbyć się klubu, a zainteresowany jest miliarder z Tajlandii Pairoj Piempongsant. Biznesmen bada Panathinaikos od kilku miesięcy, Paweł Gmoch mówi, że jest jak Yeti. Wszyscy wiedzą, że niby jest i będzie, a nikt go jeszcze nie widział. Tajlandczyk nie jest osobą anonimową w futbolu, swego czasu wspierał m.in. Chelsea Londyn. Teraz poprzez maltańską firmę Latimer jest też właścicielem belgijskiego klubu Mouscron. Firmą Latimer swego czasu zarządzała rodzina superagenta Piniego Zahaviego (menadżer Robert Lewandowskiego), potem przejął ją Piempongsant. Co ciekawe, to Zahavi negocjuje teraz przejście Grosickiego z Hull City.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Karol Linetty blisko szczęścia w polskim meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 3]
- Jeśli Piempongsant przejmie stery nad klubem to pewnie zmieni się dużo, ale raczej w nowym sezonie. Bo w tym brak licencji, ograniczający sferę transferów całkowicie blokuje rozwinięcie skrzydeł - przyznaje Leszek Nieużyła, fan greckiego futbolu, który prowadzi serwis piłkarski Grecka Piłka.
Gmoch: - Nowy inwestor musiałby spłacić obecnemu właścicielowi włożone przez niego 20 mln euro. Do tego załatać nawet 60-milionową dziurę finansową. Na pewno nie ma żadnego lokalnego biznesmena, który chciałby i mógłby przejąć Panathinaikos. Grecja jest w kryzysie, ludzie dużo nie wydają. A żeby w perspektywie kilku lat zbudować na nowo potęgę, klub który ponownie będzie rywalizował z Olympiakosem, trzeba pewnie i ćwierć miliarda euro.
Plan z Grosickim może więc wyglądać tak, że teraz Polak faktycznie zostanie wypożyczony, a za rok (pewnie bezgotówkowo), gdy Tajlandczyk już na dobre rozgości się w fotelu właściciela, zapłaci już za niego konkretną sumę Anglikom z Hull.
"PAO nie potrzebuje statystów"
Na razie jednak dawny grecki potentat gra młodzieżą, nie wiadomo na co go stać. W niedzielę w pierwszym meczu sezonu wygrał na wyjeździe z AO Xanthi 1:0. - Panathinaikos ze względu na ograniczenia związane z brakiem licencji buduje drużynę na zawodnikach młodych i to tych pochodzących z Grecji (do 23. roku życia nie ma ograniczeń w transferach) - tłumaczy Leszek Nieużyła.
I dodaje: - Zawodnicy zagraniczni muszą być wybierani z rozwagą i najlepiej z kartą w ręce, by nie obciążać budżetu zbyt mocno. Oczywiście na dniach ma być podpisana umowa z tajlandzkim biznesmenem, ale to się przedłuża, a klub musi funkcjonować, bo sezon się rozpoczął. Zresztą brak licencji i tak ograniczyłby możliwości nowego właściciela. Ostatnio do drużyny trafili Vergos i Kabetsis, czyli młodzi ambitni, którzy grali w drużynach młodzieżowych Realu Madryt i Borussii Dortmund. To jest właśnie kierunek, w którym zmierza obecny Panathinaikos. Oczywiście Giorgos Donis (trener) i Nikos Dabizas (dyrektor sportowy) szukają wzmocnienia z zagranicy na pozycję napastnika (klasyczna 9), ale to musi być strzał w dziesiątkę.
W przypadku transferu Grosickiego nikt mu też nie zagwarantuje od razu gry w pierwszym składzie. - Jednak ci młodzi przygotowują się od kilku tygodni i łatwo nie oddadzą swojego miejsca. Na prawej stronie zazwyczaj gra 21-letni Chatzigiovannis, a w meczu z AO xanthi doskonałej strony pokazał się 20-letni Bouzoukis (obaj są bardzo elastyczni w grze). Jednak gdy sprowadza się kogoś za duże wynagrodzenie to na pewno nie po to, by siedział na ławce. On jest doświadczony, ale oni są wybiegani. - mówi Nieużyła.
Z drugiej strony przyznaje: - W związku z doniesieniami o Grosickim spotkałem z się z opinią cytuję: "PAO nie potrzebuje statystów".
Paweł Gmoch: - Panathinaikos z odpowiednimi pieniędzmi jest czołowym klubem w Grecji. Tu jest tak, że trener, który na początku sezonu nie przedstawia planu gry o mistrzostwo, może następnego dnia pakować walizki. Jeśli tylko pojawią się spore pieniądze, Grosicki wykona dobry ruch. To jest drużyna stworzona do gry o najwyższe cele.
30-letni Polak w poprzednim sezonie zagrał w 37 meczach, strzelił 9 goli, 6 razy asystował. W obecnych rozgrywkach nie zagrał już w żadnym ligowym spotkaniu Hull City. Trener Nigel Adkins publicznie przyznaje, że chętnie odda zarabiającego spore pieniądze skrzydłowego. W grze o piłkarza jest też turecki Bursaspor.
Nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek nie powołał Grosickiego na wrześniowe mecze z Włochami i Irlandią.
Więc czemu polskie kluby go nie biorą ?