Łukasz Fabiański: Podejmowałem złe decyzje

Łukasz Fabiański fatalnie wspominać będzie półfinałowe spotkanie Pucharu Anglii z Chelsea Londyn. Przez dwa błędy polskiego bramkarza Arsenal Londyn odpadł z tych rozgrywek. - Wszystko było dokładnie odwrotnie, niż myślałem. Niekorzystny wynik to jedno, moja postawa to drugie - mówi na łamach Gazety Wyborczej Łukasz Fabiański.

W sobotę Łukasz Fabiański obchodził swoje 24. urodziny. Największym prezentem dla niego byłby awans do finału Pucharu Anglii. Niestety, po jego błędach, Chelsea pokonała Arsenal 2:1. Polski bramkarz przy obu golach nie zachował się najlepiej i może czuć się odpowiedzialny za porażkę swojego zespołu. - To był dziwny mecz, nie miałem za dużo interwencji, nie było za dużo okazji. Tyle że podejmowałem złe decyzje. Z Villarreal każda była trafna, w sobotę - każda błędna i spóźniona. Nie wiem dlaczego. Przyszedł na mnie taki moment, że kiepsko zacząłem mecz i jeszcze gorzej skończyłem - opowiada bramkarz Arsenalu.

Całe nieszczęście "Fabiana" zaczęło się już po kilkudziesięciu sekundach. - Bez sensu wyszedłem do piłki i każda następna interwencja była efektem tego, co zrobiłem na początku. Miałem bliżej do piłki niż Drogba i byłem pewny, że zdążę. I zdążyłem, byłem przy piłce szybciej od niego, ale wtedy się zawahałem. Ten ułamek sekundy zadecydował. Bo jak już dobiegałem do piłki, to przez głowę przeleciało mi, czy czasem zamiast wybijać ją w trybuny, nie lepiej będzie zgrać głową do obrońców. Tak myślałem, że aż stanąłem na moment i szukałem rozwiązania, a Drogba mnie wyprzedził. Wtedy jeszcze gola nie straciliśmy, ale ja broniłem nerwowo - opisuje pierwszy błąd Fabiański.

W 32. minucie Polak skapitulował po raz pierwszy, wpuszczając strzał Florenta Maloudy w krótki róg. - Po meczu wiedziałem, że niepotrzebnie się rzuciłem. Po uderzeniu Francuza powinienem, krokiem dostawnym, wrócić do swojego prawego słupka i zamiast kłaść się na ziemi, po prostu schylić się i obronić to uderzenie - analizuje sytuację Fabiański.

O wiele większy błąd reprezentant Polski popełnił w końcówce spotkania. Fabiański wybiegał do długiej piłki, zagranej z głębi pola, ale Didier Drogba go wyprzedził i skierował futbolówkę do pustej bramki. - Ewidentnie moja wina. Podjąłem złą decyzję, nie wytrzymałem ciśnienia. Po prostu. Niepotrzebnie ruszałem się z linii. Kaca mam ogromnego, bo prowadziliśmy 1:0 i mieliśmy ogromne szanse na finał - smuci się "Fabian", który w najbliższym meczu z Liverpoolem, chce pokazać, że spotkanie z Chelsea było wypadkiem przy pracy. - Będziemy mieć okazję do rehabilitacji.

Komentarze (0)