Szymon Mierzyński: Arsenal przed epokową decyzją, w Arsene'a Wengera nie warto już inwestować (komentarz)

Reuters / Arsene Wenger pracuje z Kanonierami od 1996 r.
Reuters / Arsene Wenger pracuje z Kanonierami od 1996 r.

Nadal nie znamy oficjalnej decyzji w sprawie przyszłości Arsene'a Wengera, ale jeśli Francuz uratuje posadę, Arsenal czekają kolejne stracone lata.

Już niemal dwie dekady trwa kadencja obecnego menedżera Arsenalu, jednak liczby są dla niego porażające. Ostatnie mistrzostwo Anglii wywalczył trzynaście lat temu, a ostatni godny uwagi sukces w europejskich pucharach osiągnął jedenaście lat temu (finał Ligi Mistrzów).

Niewielu kibiców Kanonierów zachowuje wiarę w Arsene'a Wengera, ale gorsze dla niego jest podobne nastawienie piłkarzy. Alexis Sanchez, który notuje znakomite liczby (w samej Premier League ma 19 goli i 10 asyst), coraz częściej kończy mecze z kwaśną miną, a gdy spogląda w tabelę, widzi, że jego wysiłek idzie na marne. Chilijczyk nie chce podpisać nowej umowy i wolałby zmienić barwy, a to dla jego obecnego pracodawcy może być ogromnym ciosem, zwłaszcza że największe zainteresowanie przejawiają krajowi rywale - Chelsea i Manchester City.

Wenger nie ma argumentów, którymi mógłby zatrzymać kluczowych graczy. Nie potrafi poprowadzić zespołu do sukcesów ani w lidze, ani w europejskich pucharach. Co roku szczytem możliwości Kanonierów jest osiągnięcie pierwszej czwórki Premier League, a tym razem może zabraknąć nawet tego, co poskutkowałoby brakiem gry w Lidze Mistrzów. Z niej zresztą londyńczycy siedem razy z rzędu odpadali na etapie 1/8 finału, co dla zawodników światowego formatu - jak wspomniany Sanchez czy np. Mesut Oezil - jest czymś nie do zaakceptowania.

Angielskie media nie przestają spekulować i ostatnio pojawiły się informacje, jakoby pozostanie Wengera w klubie miało się ziścić i być nawet okraszone budżetem w wysokości 200 mln funtów na transfery. To byłby największy błąd władz Arsenalu. Odejścia któregoś z kluczowych graczy i tak nie uda się uniknąć, a przy coraz bardziej realnej perspektywie gry tylko w Lidze Europy, ściągnięcie wartościowych następców będzie piekielnie trudne.

ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok

Odbudowa potęgi Arsenalu z Francuzem na ławce jest praktycznie niemożliwa. Piłkarze ze światowego topu nie chcą u niego grać, bo obawiają się posuchy jeśli chodzi o trofea, a sam 67-latek - choć na każdym kroku podkreśla, że chciałby kontynuować misję - nie sprawia wrażenia człowieka, który panuje nad sytuacją. Jego drużyna zatraciła już nawet to, z czego słynęła jeszcze w niedawnej przeszłości - ładną dla oka grę. Dziś błyskotliwych kombinacyjnych akcji, które były znakiem firmowym Arsenalu, oglądamy coraz mniej, a jest to zapewne spowodowane pogarszającą się atmosferą w drużynie. Nikt nie lubi ciągle oglądać pleców głównych rywali i chyba właśnie nadszedł moment przesilenia.

Arsenal stoi przed epokową decyzją. Zasługi Wengera są niepodważalne. Doskonale zarządzał zespołem w okresie, gdy trzeba było spłacać olbrzymi kredyt za Emirates Stadium, wypromował wielu młodych zawodników i przez długi czas utrzymywał drużynę na wysokim poziomie. Coś jednak w końcu pękło i zakłamywanie tej rzeczywistości ofertą nowego kontraktu byłoby największym błędem działaczy.

Obecny menedżer prochu już nie wymyśli i nie warto w niego inwestować. Trudno sobie zresztą wyobrazić jak miałby wydać 200 mln funtów, które padają w spekulacjach prasowych. Światowych gwiazd nie uda mu się pozyskać, może jedynie sięgnąć po szerszą grupę nieco mniej znanych zawodników, dla których gra w Arsenalu byłaby spełnieniem marzeń. Pytanie tylko, czy oni byliby w stanie spełnić marzenia samego Wengera i kibiców Kanonierów.

Szymon Mierzyński

Komentarze (0)