Wielka kasa za wielkim murem. Fortuna za Lewandowskiego. Wykonać!

Getty Images / Lennart Preiss
Getty Images / Lennart Preiss

Plan jest prosty: pod czujnym okiem partii wyciągają ręce po piłkarskie świętości. Takie, jaką w Polsce i Europie jest Robert Lewandowski. Kto stoi za chińskim pomysłem podbicia piłkarskiego świata? Skąd te niewyobrażalne pieniądze?

Leszek Ślazyk, ekspert ds. Chin, tłumaczy nam: - Tam mają na przykład projekt kosmiczny, rada państwa pracuje nad nim rok. A potem mówi: w 2017 roku lądujemy na Księżycu, żeby pobrać próbki. W 2018 roku lądujemy po ciemnej stronie Księżyca, w 2020 roku lądujemy na Marsie. Jest rozkaz i wykonać. Z piłką nożną może być podobnie.

A rozkaz wydał najważniejszy człowiek w państwie, i do tego piłkarski fanatyk - Xi Jinpin. Plan faktycznie jest kosmiczny i nie ma nic wspólnego z chwilowym kaprysem rozpieszczonego władcy.

W Pekinie krąży taka anegdotka, lubią ją sobie opowiadać kibice miejscowego klubu Beijing Guoan. W połowie lat 90. Xi Jinpin przyjechał rowerem pod północną bramę Stadionu Robotniczego i - uwaga, zaskoczenie - kupił bilety na mecz. Fani lubią sobie wyobrażać, że być może stali w tej kolejce obok niego. Xi Jinpin jest dziś najważniejszą osobą w państwie, przewodniczącym partii, który trzy lata temu zażyczył sobie, że jego kraj stanie się najlepszy i w takiej dziedzinie jak piłka nożna. I Chińczycy ruszyli do roboty. 

Świętości kosztują

 - Dzwonił do mnie agent zajmujący się ściąganiem gwiazd do ligi chińskiej. Gdyby Robert Lewandowski zdecydował się na grę u nich już teraz, zarabiałby ponad 40 mln euro w rok, a kwota transferu zakręciłaby się w okolicach nawet 250 mln euro  - zdradził niedawno w rozmowie z WP SportoweFakty Cezary Kucharski, agent najlepszego polskiego piłkarza.

ZOBACZ WIDEO PLA: Manchester United bliżej finału [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Chińczycy i po niego wyciągnęli swoje ręce, choć na razie Polaka stać było na to, żeby nawet nie podejmować tematu. Chcieli Azjaci też ściągnąć świętość szwedzką, czyli Zlatana Ibrahimovicia. Zagięli parol na świętość angielską Wayne'a Rooneya, który za trzyletni kontrakt zgarnąłby 86 mln euro. Pensję w wysokości ponad 100 mln euro rocznie ponoć miał dostać Cristiano Ronaldo, ale nie był zainteresowany. Tak czy inaczej dziś w dziesiątce najlepiej zarabiających zawodników na świecie połowa gra za Wielkim Murem, a tym najlepiej opłacanym z roczną pensją w wysokości 38 mln euro jest Argentyńczyk Carlos Tevez.

Chcą zostać futbolowym mocarstwem

Ściąganie wielkich gwiazd, które obserwujemy już od trzech okien transferowych, jest tylko jednym z elementów strategii mającej wyciągnąć Chiny z piłkarskiego odludzia. W połowie lat 90. Chińczycy niemal w każdym większym mieście budowali ogromne stadiony, takie jak nasz Stadion Narodowy. Ludzie tłumnie chodzili na mecze, choć poziom nie był wysoki. Jednak mieli rozrywkę. Mistrzostwa świata w 2002 roku w Japonii i Korei Płd. sprowadziły jednak Chińczyków na ziemię, reprezentacja w grupie nie była w stanie strzelić gola, przekonano się, jak bardzo wyprzedzili ich sąsiedzi - gospodarze mundialu. Do tego w rodzimym futbolu wybuchała jedna afera korupcyjna za drugą. I ludzie odwrócili się od piłki.

Tak było do 2013 roku, gdy szefem państwa został właśnie Xi Jinpin. - Chiny i futbol flirtowały ze sobą przez ostatnie dwie dekady, ale nigdy tak naprawdę nie zrobiły kroku naprzód. Wykonał go dopiero Xi Jinpin. Nie dość, że chce zorganizować mistrzostwa świata, to jeszcze je wygrać - mówi cytowany przez "Financial Times" profesor Simon Chadwick z angielskiego Uniwersytetu Salford w Manchesterze.

Leszek Ślazyk z Chińczykami robi interesy od 1994 roku. W Polsce prowadzi serwis Chiny24.com. Tłumaczy nam: - To wielki geostrategiczny plan. Chiny są siłą, która spina Azję z Europą. Nowy Jedwabny Szlak będzie atrakcyjny dla wszystkich, a im zabezpieczy możliwość komunikowania się z bogatszym światem bez konieczności korzystania z morza - twierdzi Ślazyk. - Militarnie się rozwijają, w 2020 roku będą mieli marynarkę wojenną większą niż USA. Dziś mają największą flotę handlową. W 2035 roku chcą wysłać człowieka na Marsa, teraz posiadają cztery kosmodromy, USA i Rosja mają po jednym. Na te wszystkie przedsięwzięcia potrzebne są gigantyczne pieniądze. Środek świata przesuwa się z USA do Chin. A piłka? A cóż jest bardziej spektakularną, przyciągającą światową uwagę, kojarzącą się pozytywnie rozrywką niż futbol? Oni to doskonale wiedzą.

Na kolejnej stronie dowiesz się, skąd Chińczycy mają tyle pieniędzy na piłkarzy. 
[nextpage]
Faktycznie, przewodniczący wymyślił sobie, że zorganizuje mistrzostwa świata. I będzie miał na nich drużynę, której nie trzeba będzie się wstydzić. Momentalnie w państwie zaroiło się od szkółek piłkarskich, w ciągu dziesięciu lat ma ich powstać 50 tysięcy. W szkołach zwiększono liczbę godzin, na których uczy się futbolu, ma on nawet być przedmiotem maturalnym.

Duże pieniądze płaci się za trenerów. Mało tego, Azjaci robią też ekspansję w Europie, podpisali umowę z II ligą portugalską. Finansują ją, w zamian mogą umieszczać w klubach swoich piłkarzy, mogą podpatrywać, jak kształcić młodzież, mogą w zasadzie wszystko. Cel - 100 tysięcy solidnych piłkarzy za kilka lat.

Zainteresowanie dyscypliną wzmagają gwiazdy. Ulubionym piłkarzem przewodniczącego komunistycznej partii jest Argentyńczyk Sergio Aguero. Gdy polityk przyglądał się, jak funkcjonuje Manchester City, zrobił sobie z zawodnikiem selfie. - I teraz wszyscy, którzy interesują się Chinami, zadają sobie pytanie, dlaczego próbowano ściągnąć Ronaldo, a nie Aguero. Przecież gdyby udało się zakontraktować Argentyńczyka, to Xi Jinpin byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - mówi Ślazyk.

Skąd oni mają tyle kasy?

Właścicielami klubów piłkarskich są prywatne konsorcja. Jednak myli się ten, kto myśli, że takie firmy mają pełną swobodę działania. Artykuł 10. Konstytucji Chińskiej Republiki Ludowej mówi, że wszystko jest państwowe. Dosłownie wszystko. Posiadanie majątku jest więc pewną formą dzierżawy od państwa. Oczywiście partii nie zależy, aby utrudniać dobrym firmom zarabianie ogromnych pieniędzy. I miliarderów nie brakuje. W 2014 roku ponad pół tysiąca biznesmenów miało majątki szacowane na miliard dolarów.

Jeden z polskich dyrektorów pewnego azjatyckiego banku (nie chce występować pod nazwiskiem) mówi nam: - Już mnie nudzi to ciągle tłumaczenie ludziom w naszym kraju, że Chiny to nie tylko biedni ludzie na rowerach. Przez lata ciężko pracowali, wyciągnęli kilkaset milionów ludzi z biedy, powstały fortuny, jest większa siła nabywcza. Chińczycy mają największą liczbę milionerów. Zupełnie nie rozumiem zdziwienia, że płacą za piłkarzy takie pieniądze jak szejkowie z Dubaju.

Leszek Ślazyk: - To zupełnie inna skala. Jest sieć sklepów, która tylko w jeden Dzień Singla (są wtedy wyprzedaże) ma dwa miliardy przychodu. Deweloper w Polsce buduje cztery domy i nazywa to osiedlem. A tam taki przedsiębiorca buduje na kilkunastu ulicach budynki na 30-50 pięter. Na każdym piętrze jest 4-8 mieszkań po sto metrów. Każde kosztuje 1-1,5 mln złotych. Taki biznesmen sprzeda tysiąc mieszkań i zarabia niewiarygodne kwoty.

Chińskie kluby należą w dużej mierze właśnie do firm działających na rynku nieruchomościami. Firma R&F Properties rządzi klubem Guangzhou R&F. Podobnie jest też z byłym klubem Miroslava RadoviciaHebei China Fortune - należy do magnata budowlanego Wanga Wenxue. Drugim najbogatszym Chińczykiem z majątkiem szacowanym na 20,5 miliardów dolarów (33. miejsce na liście Forbesa za 2016 rok) jest z kolei Jack Ma - twórca e-commerce’owej firmy Alibaba, która utrzymuje klub Guangzhou Evergrande. Sam Ma jest nauczycielem, pochodzi z małej miejscowości. Najbogatszym Chińczykiem z majątkiem wartym 28,7 mld dolarów jest Wang Jialnin, prezes deweloperskiego konsorcjum Wanda Group. Firma ma 20 procent udziałów w Atletico Madryt.

Skoro wszystko jest państwowe, a jednocześnie prywatne, to nic dziwnego, że biznes i polityka to w zasadzie jedność. I skoro najważniejszy polityk rzucił hasło piłkarskiego marzenia, to biznes je realizuje, oczywiście dużo wydając, ale też z perspektywą sporego zarobku. Takim działaniem można sobie tylko pomóc. Ale też po prostu to się w końcu opłaci. Pamiętajmy, Chiny to jedno wielkie konsorcjum rządzone przez ludzi mających głowy na karkach. Nie pozwoli sobie na straty.

Pewnie dlatego ministerstwo sportu zapowiedziało jednak, że przyjrzy się temu szastaniu kasą przez właścicieli klubów i w pewnym stopniu je ukróci stosując limity zarobków. Choć i tak pewnie będą one nieosiągalne do klubów z Europy. - Nadal będą kupować, ale już będą robić to bardziej gospodarnie. Przecież za kilku zawodników ewidentnie przepłacono - mówi nam polski dyrektor.

Świat przeskakuje za Wielki Mur?

I dodaje: - Piłka będzie tam, gdzie będą pieniądze. A w XXI one znajdą się przede wszystkim na Pacyfiku.

Marek Jóźwiak to były reprezentant Polski, grał w Chinach. Teraz zajmuje się szukaniem piłkarskich talentów. On na razie nie boi się, że środek ciężkości światowego futbolu przeniesie się za Wielki Mur. - Nie można ot tak, szybko przenieść historii europejskiej piłki. Fakt, Chińczycy poszli szeroko, kupują piłkarzy, zatrudniają trenerów, kluby budują własne akademie i trzeba temu przyklasnąć. Jednak to Europa jest kolebką futbolu, tutaj gra się o najważniejsze klubowe trofeum - Ligę Mistrzów.

Nie uważa też, że szalonymi zakupami Azjaci psują piłkarski rynek. - Ten w Europie też robi się zamknięty. Dzięki nim powstaje nowy, silny rynek dla piłkarzy, menadżerów, klubów, które przecież z tych chińskich dobrodziejstw korzystają. To są kwoty, których nikt tu nie płaci. Nie sądzę, aby za Oskara ktoś zapłacił 60 mln euro.

Poza tym trzeba pamiętać, że na razie ci najwięksi piłkarze skutecznie chińskim finansowym czarom się opierają. Tak jak Robert Lewandowski czy Cristiano Ronaldo. Choć Jóźwiak wyobraża sobie polskiego snajpera biegającego po chińskich stadionach.

- Tak, ale za 4-5 lat. Robert jest nie tylko piłkarzem, ale też światowym produktem marketingowym. Przy podejmowaniu decyzji o wyjeździe, nie sama piłka będzie kluczowa, ale też względy biznesowe, promocja własnej marki. Wątpię, żeby Carlos Tevez o tym myślał decydując się na grę Chinach. A Robert to zrobi - dodaje Jóźwiak.

Teraz się nie udało, ale w końcu azjatyccy bogacze pewnie ściągną Polaka do siebie. Jak Ronaldo czy Leo Messiego. Mają czas. Leszek Ślazyk: - Chińczycy jak to oni. Podeszli do całego zadania strategicznie i systemowo.

Był rozkaz. Trzeba go wykonać.

Jacek Stańczyk
Źródło artykułu: