WP SportoweFakty: Znowu o panu głośno.
Mateusz Klich: - Dziś tyle jest tych wszystkich serwisów w internecie, że często któryś z nich mnie za coś wyróżni. Staram się wrócić do najwyższej formy. Ale to jeszcze nie to.
Dużo brakuje?
- Liczb. Bramek i asyst. Zagrałem w tym sezonie w dziesięciu meczach Eredivisie i nie mam jeszcze żadnej asysty. Trochę mi wstyd.
Znowu pan jednak gra regularnie.
- Po przyjeździe do Holandii musiałem się na początku trochę przestawić. Przypomnieć sobie, jak się gra w piłkę, a nie tylko walczy. W 2. Bundeslidze, w 1. FC Kaiserslautern, więcej razy skakałem do główki, niż miałem piłkę przy nodze i to występując na pozycji numer "10". Bywało i tak, że czasem w jednej połowie miałem tylko kilka kontaktów z piłką. W drugiej lidze niemieckiej nie mogłem sobie również pozwolić na odrobinę polotu, ryzyka.
Dlaczego?
- Konsekwencje były brutalne: tracisz piłkę, to za tydzień siadasz na ławce. Nie ukrywam, że mi to przeszkadzało. Podczas meczu myślałem o tym, żeby nie zrobić błędu, a to blokuje pomysły, kreatywność. W pierwszym sezonie wyglądało to lepiej. Graliśmy bardziej ofensywnie, bo walczyliśmy o awans. Ostatecznie zajęliśmy 4. miejsce. Myślę, że łatwiej grałoby mi się w niemieckiej ekstraklasie, niż na jej zapleczu. Z Kaiserslautern chciałem wyjechać już po pierwszym roku.
Nie udało się.
- Na początku Niemcy nie chcieli mnie puścić, ale w kolejnych miesiącach klub popadł w problemy finansowe, potrzebował pieniędzy i sukcesywnie pozbywał się piłkarzy z wyższymi kontraktami. Skorzystałem na tym, bo pewnie w innym przypadku nie mógłbym opuścić drużyny. Od początku mówiłem mojemu agentowi, że interesuje mnie transfer do Holandii. Były oferty z Belgii, ale wiedziałem, na co jestem zdecydowany. Odezwał się trener Rene Hake, który pracował jako asystent w Zwolle, gdy występowałem tam w latach 2013-14. I tak to się zaczęło.
Holandia to pana miejsce, bez dwóch zdań.
- W Twente gram na tej samej pozycji, co przed trzema laty w Zwolle, gdzie szło mi bardzo dobrze. Mało tego, występuje w pomocy z byłym zawodnikiem tego klubu, Kamohelo Mokotjo, więc czuję się naprawdę komfortowo. Trener Hake nie musiał mnie poznawać. Wszedłem do zespołu jako "gotowy produkt". Dziś mogę pozwolić sobie na błąd, zaryzykować, bo czuję zaufanie szkoleniowca. Wiem, że nie usiądę na trybunach, albo że nie zdejmie mnie z boiska przez złe zagranie. Moja głowa oddycha.
Chyba z Holandii już pan nie wyjedzie?
- To mój teren. Ta liga mi odpowiada. Kładzie się tu nacisk na aspekty czysto piłkarskie, techniczne. Przykład - trenerzy zwracają uwagę, na którą nogę kolegi lepiej jest zagrać piłkę, żeby ten miał większy komfort prowadzenia jej w dalszej fazie akcji. Ewentualny transfer z Twente byłby pewnie moim ostatnim.
ZOBACZ WIDEO Teodorczyk bohaterem Anderlechtu
Nie przypuszczam, że do Niemiec...
- Nie ma co się na Niemców obrażać. Nie każdy może grać wszędzie. Ja najwidoczniej nie jestem stworzony do niemieckiej piłki. W VfL Wolfsburg konkurencja była dla mnie za mocna. Jeżeli chodzi o FC Kaiserslautern, to nie mam sobie wiele do zarzucenia. Grałem w kratkę - boisko, ławka, trybuny. Uważam, że jak na takie warunki prezentowałem się dobrze.
Skąd taka rotacja?
- Na początku pytałem trenerów dlaczego to tak wygląda. Kiedy wszyscy odpowiadali mi ciągle tym samym, to uznałem, że kolejne próby poznania przyczyny są bezsensu i dałem sobie z tym spokój. Słyszałem tylko" jesteśmy zadowoleni, dobrze trenujesz, dobieraliśmy taktykę pod przeciwnika." Na zasadzie: "idź już i nie przeszkadzaj." Byłem sfrustrowany, ale dziś już tego nie czuję.
Żałuje pan tych Niemiec?
- Czasu nie straciłem. Nauczyłem się odpowiedzialności, gry w defensywie. Przekonałem się, co to znaczy walka i zaangażowanie na 110 procent. To była cenna lekcja.
Liczył pan na powołanie do reprezentacji Polski jeszcze w tym roku?
- Bardzo chcę wrócić, ale teraz byłoby chyba za wcześnie. Chociaż, czytając ostatnio w mediach na swój temat, uwierzyłem, że mogę znaleźć się w kadrze na towarzyski mecz ze Słowenią. Trener Adam Nawałka dał mi do zrozumienia, żebym był cierpliwy. Mój cel to pojechać na mistrzostwa świata do Rosji.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski
*
Mateusz Klich grał wcześniej w Cracovii, VfL Wolfsburg, PEC Zwolle i 1. FC Kaiserslautern. Od sierpnia 2016 roku jest piłkarzem Twente, z którym podpisał trzyletni kontrakt. W reprezentacji Polski rozegrał 10 meczów. Ostatni we wrześniu 2014 roku z Gibraltarem.