Po raz trzeci z rzędu Górnik Łęczna stracił bramkę w pierwszym kwadransie gry, a już w 19. minucie przegrywał 0:2. Po tych ciosach Ruch Chorzów kontrolował przebieg meczu, a gospodarze bili głową w mur.
- Co tydzień w kółko mówimy sobie, że w pierwszych piętnastu minutach musimy utrzymać zero z tyłu. Tak naprawdę po niewiele ponad 15 minutach znowu było 2:0 i trzeba było gonić wynik. Ciężko coś powiedzieć po takim meczu, jaki zagraliśmy. To jest wstyd tak zagrać. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć, bo takie mecze nie powinny się zdarzać. Tym bardziej, że to był dla nas mecz o sześć punktów. My wyszliśmy bez jaj, graliśmy jak panienki - nie owija w bawełnę Bartosz Śpiączka.
25-letni Śpiączka po raz pierwszy od września zagrał w podstawowej jedenastce, ale nie wzniósł się ponad żenujący poziom całego zespołu. Górnik zawiódł na całej linii. - Przegraliśmy zasłużenie. Musimy wyciągnąć jakieś konsekwencje. Dramat! Każdy zawodnik, który wychodzi musi zostawić serce na boisku, a tego nie było i przez to przegraliśmy. Można powiedzieć, że przeszliśmy obok meczu, bo nie było zaangażowania w nas. Słabo, bardzo słabo to wyglądało. Takie mecze nie mogą się zdarzać - ocenia były piłkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Górnik Łęczna z hukiem wylądował na dnie Lotto Ekstraklasy. To najwyższa porażka zielono-czarnych u siebie od dekady - w październiku 2006 roku ulegli Widzewowi Łódź 1:5. Drużyna chce jak najszybciej wstać z kolan. - Musimy podnieść głowy i zasuwać. W końcu musimy pokazać charakter i klasę, którą mamy. My ją mamy, tylko coś się zablokowało. Trzeba to odblokować i będzie dobrze - zapewnia Śpiączka.
ZOBACZ WIDEO Przerwana kariera Cezarego Wilka. "Złość miesza się ze smutkiem"