Szymon Mierzyński: Ostatnio pojawiły się informacje, że Warcie brakuje 400 tys. zł, by móc spokojnie wystartować w rundzie wiosennej. Czy to prawda?
Janusz Urbaniak: Mamy zadłużenie wobec zawodników, WZPN oraz PZPN. W ostatnim czasie trochę się tego uzbierało. Na chwilę obecną suma nie sięga aż 400 tys. zł, ale po 15 marca, gdy będziemy musieli wypłacić pensje, zadłużenie znów wzrośnie. Wobec piłkarzy zaległości są najmniejsze i z nimi sobie na pewno poradzimy. Gorzej sprawa wygląda z zaległymi opłatami w futbolowej centrali.
Czy po raz kolejny władze klubu podejmą w tej sprawie rozmowy z miastem?
- Dojdzie do nich w środę. Wówczas wiele powinno się wyjaśnić. Spotkamy się z włodarzami Poznania, porozmawiamy i zobaczymy, na co możemy liczyć.
Do tej pory współpraca nie układała się zbyt dobrze...
- Zgadza się, ale mam nadzieję, że pewne sprawy zostaną przemyślane i otrzymamy wsparcie. Nie liczymy na ogromne kwoty, chcielibyśmy otrzymać pomoc finansową przy organizacji meczów, bo to sprawia nam największe problemy. Myślę, że miasto stać na przekazanie Warcie takiej sumy pieniędzy.
Jakie będą główne argumenty władz Warty w rozmowach z miastem?
- Jest ich całkiem sporo. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że nie jesteśmy klubem jednosekcyjnym i szkolimy wielu młodych sportowców. Dość powiedzieć, że w Warcie trenuje aż 250 piłkarzy w grupach młodzieżowych. Wszyscy pracują, mimo że warunki nie są sprzyjające, bo nie mamy odpowiednich boisk. To także jest pewien problem. Uważam, że warto zastanowić się, czy budować nowe boiska przy niektórych szkołach, gdzie korzysta z nich mało liczna grupa młodzieży, czy też przygotować taką infrastrukturę przy klubie i dać możliwość trenowania w dobrych warunkach 250 zawodnikom.
Czy gdyby okazało się, że miasto jednak nie wspomoże Warty, faktycznie może dojść do wycofania klubu z rozgrywek I ligi?
- Byłby to najczarniejszy scenariusz, dlatego staramy się o nim nie myśleć. Przecież za trzy lata Warta obchodzi 100-lecie istnienia. Myślę, że tak przykre wydarzenie nie powinno mieć miejsca w klubie o bogatej tradycji. Zrobimy wszystko, by jakoś uporządkować sprawy finansowe i przystąpić do rozgrywek. Nie będzie to łatwe, bo jak wiadomo okienko transferowe jest już zamknięte, więc nie da się zarobić np. na sprzedaży piłkarza.
Ma pan jakieś inne alternatywy w przypadku nieudanych rozmów z miastem?
- Prowadzę obecnie negocjacje z pewną firmą i być może od niej także uda mi się pozyskać jakieś wsparcie dla klubu. Co do rozmów z miastem, mimo wszystko jestem dobrej myśli. Uważam, że Poznań stać na dofinansowanie Warty, tym bardziej, że ogromne pieniądze są przeznaczane choćby na remont stadionu przy ul. Bułgarskiej i tam raczej nikt nie oszczędza. Niemałą pomoc otrzymują też żużlowcy. Niedawno sporą sumę przekazano ponadto siatkarkom, a zespół rozpadł się po roku. My, mimo wielu problemów, nadal funkcjonujemy i myślę, że ten fakt przemawia na naszą korzyść.
Szkoda byłoby wycofywać się z rozgrywek, zwłaszcza że pod względem personalnym Warta wcale nie należy do najsłabszych ekip w I lidze.
- Jeśli spojrzymy na nasz skład, to można sobie tylko zadać pytanie, dlaczego jesteśmy tak nisko. W Warcie jest kilku piłkarzy, którzy ocierają się nawet o poziom ekstraklasy. Uważam, że w obecnej sytuacji kadrowej powinniśmy bez trudu wywalczyć utrzymanie i trzeba zrobić wszystko, by ten cel osiągnąć.
Czy w rundzie wiosennej Warta będzie rozgrywać spotkania na stadionie przy ul. Bułgarskiej?
- Nie planujemy tego. Postaramy się, by wszystkie mecze odbyły się przy Drodze Dębińskiej. U siebie ponosimy zdecydowanie niższe koszty organizacyjne niż na stadionie miejskim. W naszej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na dodatkowe wydatki.